Dni mijały, głód zaczynał mu coraz bardziej doskwierać,
bo kawałek chleba który otrzymał od jakiejś kobiety żyjącej na zupełnym
odludziu skończył się już dawno temu i nie pozostały po nim nawet
najdrobniejsze okruszki, które mogłyby oszukać choćby umysł, bo do zaspokojenia
żołądka potrzeba by czegoś znacznie większego.
Nie liczył dni, choć był pewien, że zbliża się do celu.
Gdy tylko minie Harrur, niewielkie miasteczko położone nieopodal niedawno
ustalonej granicy, skręci dalej na wschód i w mniej niż jeden dzień będzie w
domu. Ciekawe jak radzi sobie jego syn. Nie raz załatwiał sprawunki za niego,
ale czy był gotowy by samemu poprowadzić rodzinny interes?
Gdzieś z oddali wiatr przyniósł dziwny dźwięk. Jakby
stłumiony, zniekształcony krzyk. Zaraz za ulotnym odgłosem przybył ledwie
wyczuwalny swąd spalenizny. Pożar?
Rheb zatrzymał się, zszedł ze ścieżki i przylgnął do
jednego z drzew, nasłuchując.
Kolejny krzyk, tym razem wyraźnie kobiecy, zawieszony,
jakby urwany w połowie.
- Nie przeszedłem
całej tej drogi by teraz zginąć z ręki bandy rzezimieszków. Nie mogę im pomóc,
choćbym był uzbrojony w najlepszy oręż – wyszeptał do siebie Urusyn, próbując
się przekonać do ruszenia w głąb lasu, byle dalej od niebezpieczeństwa.
Już miał zamiar ruszyć prosto na wschód, przez sam środek
lasu, gdy przypomniał sobie ile dobrego uczynił dla niego Goltan, człowiek
który zupełnie go nie znał. Człowiek, który ze względu na waśnie starców na
dworze królewskim i nierozwiązanej sprawy boskiego małżeństwa musiał go
nienawidzić, a tymczasem on chciał porzucić swoich własnych ludzi. Musi pomóc.
Rheb zawrócił i uważając, by poruszać się od drzewa do
drzewa, szedł w stronę z której dochodziły krzyki i skąd roznosił się coraz
silniejszy swąd spalenizny.
- Po co palić
wioski, które się plądruje? To zamyka możliwość ponownego najazdu za jakiś
czas. Po co zabijać ludzi? – zapytał sam siebie Rheb, nie zdając sobie nawet
sprawy że szepcze.
Drzewa zaczęły się przerzedzać, ustępując gęstym krzewom
i jaśniejącej nieopodal skąpanej w słońcu trawie. Urusyn opadł na kolana, a
następnie starając się zachować ciszę, podczołgał się na tyle blisko, by bez
problemów zobaczyć co dzieje się w Harrur.
To co ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania i
zmroziło krew w żyłach. Miast bandy rabusiów jeżdżących konno ulicami
miasteczka zobaczył całą armię odzianą w ohydną czerń, powoli wlewającą się od
wschodu do osady. Ludzie którzy próbowali ratować się ucieczką kończyli
przeszyci strzałami. Ci, którzy próbowali walczyć, padali od ciosów mieczów i
włóczni.
- Niech mnie Ur
chroni, Karranie! – niemalże krzyknął mężczyzna.
Usłyszał poruszenie nieopodal, ktoś przedzierał się przez
gęstą roślinność porastającą wejście do lasu. Do jego uszu doszły odgłosy
posapywania oraz ciężkich, nierównych oddechów. Zwiadowca, sprawdza czy nikt
nie zbiegł w gęstwinę. Jeśli wyskoczy z zaskoczenia najprawdopodobniej uda mu
się go uśmiercić.
Rheb powoli obrócił się, szykując pogięty mieczyk do
ataku. Zwiadowca był coraz bliżej, rozglądając się na boki w poszukiwaniu
zbiegów. Gdy znalazł się na wyciągnięcie ręki, skulony Urusyn wyskoczył,
celując ostrzem w kierunku gardła przeciwnika, lecz ten był szybszy – zatrzymał
się gwałtownie, unikając ciosu, a po chwili odzyskawszy rezon wyciągnął swój
krótki mieczyk, szykując się do walki.
Były gladiator poderwał się natychmiast, gdy zdał sobie
sprawę że jego pierwotny zamiar się nie powiódł. Wciąż trzymając miecz przed
sobą, stanął naprzeciw Karrana, szykując się do obrony. Jego przeciwnik był
wycieńczony biegiem, miał więc szansę wygrać na tym polu, choć sam był
niedożywiony i odwodniony. Zwiadowca okazał się jednak bardziej wytrzymały niż
Urusyn podejrzewał – z każdą chwilą odzyskiwał oddech, stając się z sekundy na
sekundę coraz groźniejszym przeciwnikiem. Rheb musiał działać, więc nie myśląc
zbyt długo wyskoczył do przodu, celując tym razem niżej, w okolice serca.
Trafił w brzuch, i choć większą część impetu uderzenia
przyjął skórzany pancerz, mężczyzna zdołał ugodzić go samą końcówką miecza,
upuszczając przeciwnikowi trochę krwi. Zwiadowca jednak nie pozostał mu dłużny
– podczas gdy Rheb próbował wyrwać swój oręż ze zbroi, Karran uderzył, tworząc
dość głęboką ranę na ręku Urusyna.
Były gladiator zawył i odskoczył. Przełożył broń do
drugiej ręki, a następnie nie zwlekając ani chwili uderzył ponownie, tym razem
celując w głowę.
Jak się spodziewał, zwiadowca odskoczył tak, że
wystarczyło by Rheb skierował sztych odrobinę w dół, aby rozpłatać gardło
Karrana. Urusyn nacisnął na rękojeść miecza, wbijając się w miękką,
niechronioną zbroją tkankę. Krew trysnęła z tętnicy, pokrywając twarz Rheba
posoką. Zwiadowca zacharczał tylko i bez sił opadł na ziemię.
Dysząc ciężko, były gladiator nachylił się nad nim i
zdjął z niego skórzaną zbroję oraz dobrze zrobione, materiałowe spodnie. Zzuł
prawie nowe buty Karrana, a następnie przebrał się w zdobyczne ubrania. Z
czarnego tabardu wyciął czerwony symbol królestwa Starego Kontynentu i wcisnął
go za pas nowych spodni. Odrzucił swój pogięty miecz, wymieniając go na nowe,
doskonale wykonane stalowe ostrze.
Rozejrzał się, by sprawdzić czy nie nadchodzą kolejni
żołnierze, a następnie natychmiast wyruszył dalej na wschód. Jeśli to naprawdę
inwazja Karran, możliwe że statki wylądowały w zatoce Ak’t, ledwie
kilkadziesiąt kilometrów od jego domu. Nigdy aż tak bardzo nie chciał się
mylić, jak w tym momencie.
Skoro jeszcze nikt nie skomentował, to tym razem ja będę pierwszy :)
OdpowiedzUsuń,,Tylko powoli zmieniający się krajobraz – wpierw pojawiające się coraz częściej iglaki, później lasy gęstniejące z każdą chwilą, wreszcie słaby wiatr przeczesujący czasem korony drzew, który pachniał morzem."
Zdanie jakby niedokończone. Tylko powoli zmieniający się krajobraz... i coś by tu się jeszcze zdało. Albo przed. Takie niedokończone się wydaje.
,,Były gladiator"
Trochę mnie ominęło... postaram się nadrobić w najbliższym czasie.
Tyle ode mnie. Całkiem solidnie napisane. Niewiele błędów da się wyciągnąć - nawet interpunkcja w sytuacjach podejrzanych wydaje się na Twoją korzyść świadczyć. W każdym razie z treścią całości też się chętnie zapoznam, bo w sumie czasami całkiem przyjemnie jest tak pofantazjować trochę - czy to pisząc, czy czytając.
I tyle na razie. Gratulacje i powodzenia życzę.
a) To niedokończone zdanie faktycznie trochę gryzie, ale i trochę gra razem z poprzednim, o tym jak wszystko było podobne. Pokombinuję, bo faktycznie trochę gryzie.
OdpowiedzUsuńb) Zapraszam do czytania w wolnej chwili, waćpanie Bartoszu.
c) Dzięki, dzięki. Projekt idzie do przodu, na razie trochę pobawimy się w fantasy, później mam już pozaczynane projekty na SF i jeden krótki horror. Robota wre, a i - poza moją wierną czytelniczką ;) - jest trochę innych wejść.
Zobaczymy co z tego wyjdzie, dzięki za przeczytanie i wytknięcie błędów.
Chociaż zostałam uprzedzona, to ja też sobie troszkę "powytykam" ;P
OdpowiedzUsuń"Nie raz załatwiał interesy za niego, ale czy był gotowy by samemu poprowadzić rodzinny interes?" - powtórzenie. Nie wiem, jak by to można zastąpić... Może "rodzinny biznes"? Ale to tak nowocześnie brzmi :/
"przyległ" - chyba lepiej by brzmiało przylgnął ;)
"Krew trysnęła z tętnicy, pokrywając twarz Rheba posoką, ale zwiadowca zacharczał tylko i bez sił opadł na ziemię." - usunęłabym to "ale" i postawiła kropkę, aczkolwiek to tylko taka sugestia ;)
Poza tym wszystko pięknie! Fantastyczna scena walki :D Intrygujące zakończenie :)
PS Opowiadania SF będę oczekiwać z niecierpliwością, ale jak będzie z tym horrorem, to nie wiem ;) Słabe nerwy...
a) Zamieniłem pierwsze "interesy" na "sprawunki".
OdpowiedzUsuńb) Racja, brzmi chyba trochę lepiej.
c) Rozdzieliłem, w dynamicznych scenach nie ma co wydłużać zdań.
Dziękuję bardzo za sprawdzenie i pochwały, zupełnie niezasłużone ;)
Horror będzie pewnie w gatunkach gore, trochę krwi i trupów, nie umiem za dobrze "konwencjonalnie" straszyć. Wszystko jednak przede mną.