Wiatr przeciskał się między kamiennymi murami i załomami
klasztoru, wyjąc wysokim, wprowadzającym w trans tonem. Stopniowo wzmagał się,
przybierając na sile, tylko po to by chwilę później osłabnąć i przejść w niski,
jednostajny gwizd.
Słońce ledwie wychyliło się ponad horyzont, oblewając
zimnym, bladym światłem szczyty gór wśród których znajdował się klasztor Oe,
pierwszej córki Eb i Ura, doskonałej kapłanki niedoścignionej w każdej z
dziedzin wymagających wiedzy, siły umysłu oraz woli.
Aenna nie spała już od ponad godziny. W spokoju
obserwowała jak słońce wdziera się cienką strużką do jej celi, pochłaniając
coraz większe połacie pomieszczenia. Stała w lekkim rozkroku, z dłońmi
złączonymi na mostku, wyciszając się, kontrolując własną energię i
przygotowując się na nadchodzący dzień.
W tym stanie półsnu,w którym świat realny tylko częściowo
dociera do świadomości przeprowadzającego poranną medytację, obrazy i myśli
często same napływają do umysłu, zostają tam przez chwilę, a następnie płyną
dalej z prądem odwiecznego nurtu który przepływa przez wszystkich ludzi każdego
dnia. Niewielu jest na tyle zdolnych i jest w stanie wykrzesać z siebie
wystarczającą ilość samozaparcia by usłyszeć choć pojedyncze pluśnięcie Rzeki
Rzeczywistości, ale Aenna już od dawna swobodnie pławiła się w tym świecie.
Może dlatego, że była znacznie bardziej oddalona od rzeczywistości na co dzień,
tego typu ćwiczenia przychodziły jej nader łatwo. Snując się każdego dnia po
pustych korytarzach nieraz mimowolnie opuszczała nurt rzeczywistości by uciec w
swój własny świat.
Nie pamiętała dnia, kiedy trafiła do zakonu Oe,
zgromadzenia wszystkich tych, którzy pragną nieść pomoc bliźnim. Między
mroźnymi szczytami gór wszyscy wystarczająco zdolni byli wyposażani we
wszystkie umiejętności niezbędne by mogli nieść światło nadziei wszędzie tam,
gdzie jest ono najbardziej potrzebne. Magia, alchemia, zielarstwo, medycyna,
umiejętności przeprowadzania prostych, jak i tych bardziej skomplikowanych
napraw wszelakich narzędzi oraz budynków. Wszystko to, co może być potrzebne
ludziom, których spotkało zło w jakiejkolwiek postaci.
Aenna trafiła do zakonu nim jeszcze w pełni zyskała
świadomość. Jak dowiedziała się wiele lat później, po kilkudziesięciu testach
sprawdzających jej faktyczną przydatność dla zakonu, została odnaleziona przez
jednego z zakonników w karczmie. Porzucona przez rodziców, na wpół żywa leżała
w jednym z pokoi kwiląc cicho. Jej wybawca wpierw nakarmił ją oraz napoił, a
następnie zabrał do klasztoru. Zniknął w kilka dni później, ruszając znów w drogę,
a Aenna nigdy nie była w stanie osobiście podziękować mu za uratowanie jej
życia.
Całe swoje życie dziewczyna spędziła za murami klasztoru.
Posiadła kolejno wszystkie podstawowe umiejętności, które następnie rozwijała
we własnym zakresie. Z powodu swojej niesamowitej nieśmiałości nigdy nie była w
stanie zostać mistrzynią magii, choć jej kontrola energii była nienaganna.
Każda inkantacja, którą wypróbowywała, była albo wypowiedziana zbyt cicho, albo
ze zbyt małym zdecydowaniem. Nie raz spoglądała z zazdrością na
współzakonników, którzy mają odwagę by wykrzyknąć każde słowo zaklęcia, zaakcentować
mocniej najważniejsze sylaby tak, by uwalniana przez ich energia przybrała
dokładnie taki kształt, jaki chcą.
Brak zdecydowania nadrabiała jednak sumiennością i
perfekcjonizmem. Jej mikstury były niesamowicie silne – bardzo precyzyjnie
odmierzane składniki oraz wiele lat prób pozwoliły jej na ulepszenie większości
eliksirów, z którymi się zetknęła. Ponadto Aenna posiadała niesamowitą
umiejętność rozpoznawania wpływu określonego odczynnika na wywar tak, że mogła
dowolnie modyfikować recepturę w zależności od oczekiwanego efektu.
Mimo że już ponad rok temu skończyła piętnaście lat,
najniższy wiek w którym zakonnik, jeśli tylko jego umiejętności na to
pozwalają, może wyruszyć na misję, nie otrzymała żadnego zadania od wielkiego
mistrza. Jednocześnie cieszyła się z tego faktu – w zakonie miała wszystko,
czego mogłaby potrzebować, ale i czuła płonący gdzieś głęboko w niej ogień,
który kazał jej spędzić swe życie najlepiej jak może, pomagając możliwie
największej ilości ludzi. Bo gdyby nie jeden z zakonników Oe, ona dziś nie
stąpała by po tym świecie, który przyjął ją tak chętnie, oferując wszystko
czego tylko może sobie życzyć.
Nurt rzeki przyspieszył gwałtownie. Pojawiły się
nieskoordynowane zawirowania, wszystko wokół poczęło się burzyć. Chwilę później
do jej świadomości dotarł rytmiczny, ostry dźwięk. Gong wzywający na poranny
posiłek.
Aenna złączyła stopy, oderwała dłonie od mostka i
otworzyła oczy, całkowicie wracając do rzeczywistości. Zobaczyła w lustrze
wiszącym w kącie swoje odbicie – delikatne rysy pociągłej twarzy o bladej skórze.
Zielone oczy, wyjątkowo nie spłoszone i spuszczone w wyrazie wstydu. Proste,
miedziane włosy sięgające do ramion, ani do końca rude, ani całkiem brązowe.
Długa szyja przechodząca w drobne ramiona jej niepozornej sylwetki,
skrywanej pod prostym, niebieskim habitem z jaśniejszym od całości, błękitnym słońcem na piersi.
Energia powróciła na swoje miejsce, krążąc po ciele
odwiecznym rytmem, wartko, pulsując w nadgarstkach delikatnych dłoni.
Aenna otworzyła drewniane drzwi i wyszła na tętniący od
gwaru rozmów korytarz, zmierzając w kierunku hali wspólnej.
Szybkim krokiem przeszła przez otwarte,
dwuskrzydłowe drewniane drzwi. Znalazła się w hali, jeszcze nie tak pełnej
gwaru, ale już napierającej ze wszystkich stron przytłaczającym uczuciem
nieadekwatności.
Nim ktokolwiek zdołał ją spostrzec i zatrzymać, chwyciła
bułkę oraz jabłko leżące na stole i jeszcze szybciej wyszła, by zjeść w
spokoju, z dala od nieprzyjaznych spojrzeń.
Może to już mania? Kto tak naprawdę zwraca na nią uwagę?
Komu tak naprawdę przeszkadza swoją obecnością? Jak niby ma pomagać nieznanym
sobie ludziom, skoro nawet nie potrafi spojrzeć w oczy zakonnikom, których zna
od tak dawna, a z którymi jednocześnie nie zamieniła więcej niż dwudziestu
słów.
Skręciła w wąski, korytarz, idąc w kierunku zachodniego
skrzydła klasztoru, po drodze jedząc śniadanie. Za godzinę chciała udać się na
seminarium z zaklęć. Jak zwykle wślizgnie się do tylnego rzędu tak, by nikt jej
nie zauważył i będzie próbowała odnaleźć jeszcze jeden sposób na zwiększenie
swoich zdolności bez potrzeby przełamywania swojego największego lęku.
Biblioteka przyjęła ją dźwięczącą w uszach ciszą i
zapachem książek. Kiwnęła głową na powitanie starszemu bibliotekarzowi, a
następnie weszła między regały. Nogi same niosły ją między półkami – w lewo, w
lewo, później w prawo i zaraz za załomem w lewo. Zaklęcia, kontrola energii i
inkantacje nieme. Aenna wyciągnęła niewielki wolumin a następnie wcisnęła się z
nim między półki. Otoczyła ją jeszcze bardziej nieprzenikniona cisza, jedynym
źródłem dźwięku był jej szeleszczący habit, własny oddech i bicie serca oraz ciche
skrzypnięcie skóry otwieranej książki.
Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust i wyszeptała kilka
szeleszczących słów. Na ręce pojawiła się niewielka niebieska kuleczka, która
uniosła się i zawisła nad jej głową, oświetlając strony książki, a jednocześnie
odmierzając dokładnie trzy czwarte godziny tak, by zdążyła dotrzeć do sali
seminaryjnej.
Wiedząc że nie musi się do tego czasu niczym martwić, bez
reszty pogrążyła się w lekturze.
Haha! Tym razem pierwsza xD
OdpowiedzUsuńNo więc, jak zwykle, świetnie ;) Drobne błędy (ja zawsze musze się do czegoś przyczepić xD):
ludzi - taka tam literówka ;)
Zobaczyła w lustrze wiszącym w kącie swoją twarz – delikatne rysy pociągłej twarzy o bladej skórze. - powtórzenie. Może swoje odbicie?
Długa szyja rozchodząca się... - Hm, dla mnie to trochę dziwnie brzmi ;) Może przechodząca?
niebieskim habitem z błękitnym słońcem - rozumiem, ze to słońce było jaśniejsze od reszty habitu?
Aeanna otworzyła drewniane drzwi i wyszła na tętniący od gwaru rozmów korytarz, zmierzając w kierunku hali wspólnej.
Aenna szybkim krokiem przeszła... - Myślę, że powtórzenie imienia nie jest konieczne, bo oczywistym jest, że to ona przeszła, a nie kto inny ;p
Udowodniłeś, że równie dobrze radzisz sobie ze scenami spokojnymi, jak z dynamicznymi ;) Świetnie wprowadzona nowa postać. Od razu ją polubiłam ;p
PS Jak wymawia się to imię? Jakoś tak: ejanna, czy raczej twardo?
Bardzo dobrze, że jest się do czego przyczepić. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia do poprawek i znalezienia kolejnego błędu, który popełniam, a który warto by naprawić.
Usuńa) Hmm... Nie mogę znaleźć tej literówki - mogłabyś podać całe zdanie?
b) Racja, poprawione.
c) Faktycznie, "rozchodząca się" sugeruje, że rozbija się na dwa oddzielne byty, jak gałąź drzewa. A tak zdecydowanie nie jest ;)
d) Tak, słońce też jest niebieskie, ale znacznie jaśniejsze - myślałem że to jest definicja "błękitnego". Ale wzmocnię ten fragment dodając "jaśniejszym", co by nie było wątpliwości.
e) Jak zwykle - prawda ;)
Miło mi, że się podobało. I dziękuję za przeczytanie, korektę - naprawdę bardzo pomaga. Więc jeszcze raz - serdeczne dzięki.
A samo imię... właśnie zauważyłem że nie ma pełnej zgodności w tekście co do samego zapisu - bo pierwotnie to była Aeanna, a później przeszło w Aenna. To drugie jest znacznie bardziej przyjazne dla oka.
Jak się to natomiast wymawia? Nie wiem, jestem "pisarzem" ;D
Tak na serio - w zasadzie mówię raz tak, raz tak - albo "Enna", albo pełnym "Aenna", tak jak widzisz, jakobyś czytała po polsku, nie z angielskimi zasadami wymowy.
Już jutro kolejny fragment. A tymczasem jeszcze raz dzięki i miłego dnia!
Wszystko to, co może być potrzebne ludzi, których spotkało zło w jakiejkolwiek postaci.
UsuńO tu ;)
Dziękuję za wyjaśnienie i czekam ;)
Dzięki, poprawione.
Usuń