Zawsze interesowała mnie ukryta przed oczami czytelnika
część procesu twórczego. Z ciekawością wypatrywałem wszelkiego rodzaju
ciekawostek na temat pisania, ciągu myśli, który doprowadził do powstania
utworu literackiego, albo do uformowania się postaci oraz fabuły w taki, a nie
inny sposób.
Niestety rzadko można coś takiego znaleźć, a ja uznałem,
że byłoby ciekawym pomysłem rozpisać się trochę o opowieści Ramię w ramię,
odkrywając część pracy, która nie jest widoczna podczas czytania, a także
wyjaśnić część sekretów, na które większość ludzi nie zwróci najmniejszej
uwagi, a które umieściłem w opowieści w pełni świadomie (o tych umieszczanych
nieświadomie zwyczajnie nie wiem :).
Zacznijmy od początku.
UWAGA, DUŻO NUMERKÓW!
Ramię w ramię zaczęło powstawać dwudziestego styczna dwa
tysiące czternastego roku, o godzinie dwunastej pięć z dziesięcioma sekundami
(ach, cuda współczesnej techniki ;D).
Ukończone zostało dziesiątego marca dwa tysiące
czternastego roku o godzinie siedemnastej pięćdziesiąt siedem z czterdziestoma
czterema sekundami, co daje nam jakieś półtora miesiąca (czterdzieści dziewięć
dni) roboty na czterdzieści trzy strony, dwadzieścia pięć tysięcy czterysta
dwadzieścia słów i trochę ponad sto siedemdziesiąt dwa tysiące znaków. Czyli w
przeliczeniu na dzień pisałem podobno trzy i pół tysiąca znaków dziennie, co
nie byłoby taką bzdurą, bo starałem się pisać co najmniej jeden fragment
dziennie, codziennie, choć oczywiście czasem zdarzało mi się popełnić trochę
więcej, czasami natomiast wcale, bo akurat skupiałem się na innych projektach
(głównie Kwant Filozoficzny).
KONIEC NUMERKÓW ;)
Fabuła
Pomysł zrodził się dość spontanicznie i od samego
początku bardzo szybko ewoluował. Na samym początku miała być to historia wielu
gladiatorów, którzy spotkawszy się na arenie odmawiają walki przeciw sobie, a
następnie uciekają, by zgromadzić armię i obalić złego króla.
Pomysł padł natychmiast, gdy tylko „zabiłem” Rektara,
jednego z pierwotnych bohaterów, których była szóstka, bardzo mocno oklepanych
bohaterów – był typowy krasnolud-inżynier, który miał zadbać o machiny latające
oraz sprzęt oblężniczy, łuczniczka, która miała za zadanie przekonać do swej
sprawy elfów, mężczyzna walczący kijem (nawet nie dałem mu jakiegoś konkretnego
charakteru), dziewczyna parająca się walką krótkimi mieczami, osiłek (Rektar)
oraz mag.
Każdy z nich miał po kolei przekonywać do swej sprawy
konkretnych sojuszników – łuczników oraz władców bestii z lasów elfów,
jednostki latające, wilków morskich, rolników mających zapewnić zaopatrzenie
całej armii, skalnych golemów oraz Ludzi Mgły, zabójców.
Jak pisałem, temat upadł niemal natychmiast, już w drugim
fragmencie, gdy umarł Rektar, a głównym bohaterem przez chwilę był dowódca
organizujący natarcie na bestię, który jednak… też zginął, a ja zostałem z
nędznym kupcem Rhebem, który musiał udźwignąć ciężar całej fabuły ;)
Dalej pomysł miał tylko ogólny zarys, który rozwijał się
co najwyżej kilka fragmentów do przodu, choć podążał ogólną ścieżką, którą
ustaliłem na samym początku – spokoje zbieranie sił, odparcie Karran, a
następnie inwazja ich świata.
Bohaterowie
Osobiście najbardziej do gustu przypadła mi Aenna.
Wydawała mi się ciekawą postacią, choć zdaję sobie sprawę, że po zgromadzeniu
wszystkich w jednym miejscu zeszła na dalszy plan, a jej potencjał nie został w
pełni wykorzystany.
W początkowych zamysłach miał nastąpić jakiś przełom, który
zmusi ją do wykorzystania jej pełnej mocy, głośnej inkantacji, dzięki której
stanie się CośPrzerażającoPotężnego. Nie wyszło. Ale nie stawiam jeszcze kropki
nad „i”, możliwe że jeszcze kiedyś powrócę do tej postaci.
Rheb od początku mógł wzbudzać nieco negatywne emocje,
ale jednocześnie winno się czytelnikowi zrobić go odrobinę szkoda. Tak
przynajmniej próbowałem to zbudować. Z czasem Rheb traci jednak swoją maskę
nieznanego, acz dobrego gościa, gdy podczas przybycia do zatoki Ak’t, gdzie
rezyduje armia, nagle zmienia się, co finalnie wyjaśnia się na samym końcu.
Goltan jest od początku do końca dobrym gościem, choć
wydawać by się mogło, że przez pewien czas siły działające na Rheba zaczynają
na niego działać.
Jak się pisało?
Cóż… Samo prowadzenie fabuły było ogólnie bardzo
przyjemne. Podczas pisania musiałem zrobić sobie dwie przerwy, żeby odpocząć od
tematu, ale wtedy nie leniuchowałem i zająłem się kolejnymi projektami, więc
nie mam na co narzekać.
Końcówkę uważam za bardzo słabą. Mam wielki problem z
końcami, próbuję jak najszybciej dotrzeć do końca, skracając wiele rzeczy i
robiąc je byle jak, co widać po ostatnim fragmencie, który możliwe że kiedyś
jeszcze rozbuduję. Możliwe że jeszcze przed publikacją tego tekstu, gdyż w momencie,
kiedy to piszę, na blogu właśnie pojawił się piętnasty z trzydziestu
fragmentów.
Zagadki
Po pierwsze – może to nie być widoczne tak dobrze, jak
będzie to pokazane w kolejnej opowieści – Kwant Filozoficzny – ale większość,
jeśli nie wszystkie numery użyte przeze mnie są liczbami ciągu Fibonacciego,
którego jestem wielkim fanem ;)
Jeśli chodzi natomiast o bardzo skomplikowaną, ale i –
jak sądzę – interesującą zagadkę, jaką są imiona bogów… tutaj będę musiał
wyjaśnić trochę więcej.
Pierwsza trójka bogów, którzy powstali na potrzeby
opowieści – Ur, Eb i Oe byli zupełnie przypadkowi. Pomysł na krótkie imiona
wpadł mi po prostu do głowy podczas piania, a ja postanowiłem na tę modłę
tworzyć wszystkie pozostałe imiona bogów, by wszystko wydawało się być jedną
całością.
Podczas pisania jednego fragmentów, gdy wprowadzałem boga
Wa, zauważyłem że… z imion bogów można ułożyć jakiś konkretny napis, jakoby
odwieczną przepowiednię przesłaną przez stworzycieli samych bóstw.
Wpierw wypiszmy wszystkich bogów, jacy pojawili się w
opowieści Ramię w ramię:
Ur – bóg - mąż
Eb – bogini - żona
Oe – bogini mądrości, magii
Wa – bóg pracy
Be – bóg obfitych plonów
F – bóg zła
Yo - patron wynalazców
Is - bóg władców
Re - bóg wojny i oblężenia
Rh – opiekun gignatów
Mamy więc Ur, Eb, Oe, Wa, Be, F, Yo, Is, Re oraz Rh.
Szybko można wyłapać słowo, które po przeczytaniu go sto czterdzieści jeden
razy w opowieści można mieć już dość – Rheb.
Lecz co z tym Rheb’em?
RhEb Is
YoUr FOe, BeWaRe.
Na polski: Rheb jest waszym wrogiem, uważajcie.
Ostrzeżenie od samych bogów do ludzi Nowego Świata oraz
do czytelnika, choć ostatnie fragmenty układanki w postaci Re oraz Is pojawiają
się w ostatnim fragmencie.
Uważam, że sprawa byłaby nie do odgadnięcia, gdyby komuś
nie wskazać dokładnie czego ma szukać. Albo w ogóle – ŻE ma szukać ;)
Dalsze losy?
Część elementów pozostała nie do końca wyjaśniona,
głównie ze względu na moją niecierpliwość.
Po pierwsze – wsparcie powietrzne które zdobył Rheb.
Mieli oni przybyć podczas zażartej walki z lotnictwem nieprzyjaciela, ratując
skórę armii Nowego Świata. Może i tak było, Ramię w ramię na ten temat milczy.
Po drugie – skarb oferowany w zamian za stworzenie machin
latających przez Donka.
Owszem, skarb istnieje, kartka jest prawdziwa i zawiera
odpowiednie koordynaty. W jaskini jednak znajduje się tylko wielki kufer, w
który leży piękny zwój, opieczętowany przez samego Rheba, na którym napisane
jest „Marzenia są warte więcej niż góra
złota…”
Ciekawe czy tak samo stwierdzi Donk, po tym jak wyda
każdego miedziaka by wywiązać się ze swego zobowiązania…
Po trzecie – co dalej z Nowym Światem, Goltanem i Rhebem?
Sprawę pozostawiam częściowo otwartą. Goltan wraca do
Nowego Świata i wraz z pomocą ocalałych żołnierzy odbiera władze dotychczasowym
monarchom, jednocząc Urusynów i Ebsynów, lecz niedługo po tym następuje kolejna
inwazja Karran, która…
No właśnie tutaj następuje ta otwarta część ;)
Chyba tyle, i tak już rozpisałem się jak głupi.
Blog ma ten plus, że każdy chętny może zadawać dodatkowe
pytania, na które postaram się odpowiedzieć. A jeśli samo podsumowanie przyjmie
się dobrze, po każdej opowieści będę pisał taki „raport bitewny” z pola walki,
na którym jeno wyobraźnia i pióro (a raczej klawiatura) może posłużyć za
wartościowy oręż.
Do zobaczenia w kolejnej opowieści Kwant Filozoficzny!
Graphoman
P.S. Aha! Do wszystkich fanatyków, którzy jednak
dopatrzyli się tego, czego tak bardzo się wstydzę – połączone armie Nowego
Świata mają co prawda skrót UE, od Urusynów i Ebsynów, ale NIE MA to żadnego
związku z Unią Europejską, której jestem zagorzałym przeciwnikiem.
Tfu. Że też spod mojej ręki takie ścierwo powstało ;)
Bardzo fajny pomysł z tym podsumowaniem :D Świetne to zdanie-ostrzeżenie ;p Nigdy bym na to nie wpadła, tak samo jak nie wymyśliłabym czegoś takiego ;)
OdpowiedzUsuńPS Moja ulubioną bohaterką również jest Aenna i skrycie mam nadzieję, że do niej kiedyś powrócisz ;D
Nie do odgadnięcia dla postronnego, ale skoro pomysł wpadł do głowy podczas pisania, to nie godziło się go nie wykorzystać.
UsuńAenna... na razie odeszła w swoją stronę. Pochodzi trochę po ziemiach Nowego Świata, a później się zobaczy...