poniedziałek, 3 lutego 2014

#4 Ramię w ramię

Idąc leśną ścieżką, otulany przyjemnym, ciepłym wiatrem osuszającym go z resztek wody, Rheb po raz pierwszy od bardzo dawna mimowolnie się uśmiechnął. Wiedział dobrze, że najprawdopodobniej pasterz zebrał swoje stadko i wyruszył dalej, podczas gdy on zażywał orzeźwiającej kąpieli . Słodkie jabłko było zdecydowanie za małe – gdy tylko pochłonął je niemalże w całości poczuł naprawdę jak bardzo był głodny i teraz gotów był pożreć jedną z owiec pasterza. Mimo to wiedział, że Ur czuwa nad nim oraz że nie pozwoli mu umrzeć z głodu na nieswojej ziemi.
Na jednym ramieniu trzymał sporą stertę uschniętych gałęzi, doskonałych do rozniecenia i podtrzymania ognia. Schylił się po kolejną szczapę, dorzucając ją do pozostałych, a następnie szybszym krokiem ruszył w stronę gdzie powinien znajdować się drugi mężczyzna.
Między drzewami spostrzegł pomarańczowe płomienie pełgające gdzieś w oddali. Jednak zaczekał, choć równie dobrze mógł uciec. Do jego nozdrzy dobiegł oszałamiający zapach jedzenia – zdawało się że to tylko licha potrawka, ale w tym momencie oddałby za nią wszystko.
 - Rzuć drewno tutaj, na razie wystarczy to co mam – powiedział pasterz wskazując ręką miejsce za kamieniem.
Rheb wykonał polecenie, a następnie usiadł po drugiej stronie ogniska, wpatrując się z niecierpliwością w osmalony, żeliwny kocioł.
 - Spokojnie, dziś najesz się do syta. – Goltan uśmiechnął się mieszając potrawkę.
Były gladiator z trudem oderwał wzrok od jedzenia i spojrzał w oczy swojego rozmówcy.
 - Dlaczego mi pomogłeś?
 - Nie wyglądasz na złodzieja. Ręce masz spracowane i nie potrafisz nawet porządnie trzymać miecza. Widać na pierwszy rzut oka że znalazłeś się w złym miejscu, w złym czasie. Nie mam powodu by cię zabić, a skoro jesteś w potrzebie, Eb każe mi zrobić wszystko co w mojej mocy, by ci pomóc.
 - Eb... Bogini domowego ogniska, żona potężnego Ura, boga wojny.
Obaj zamilkli na chwilę przypominając sobie słowa świętych ksiąg. Niegdyś zgodne i niezniszczalne małżeństwo, które co roku płodziło nowego potomka, potężnego wojownika, mędrca, piękną kobietę, kapłankę. Nie było im równych pośród bogów, aż wreszcie pewnego dnia z łona Eb wyłoniła się okropna kreatura, która na zawsze skłóciła małżeństwo – Eb oskarżała Ura o to, że jego własne nasienie stworzyło piekielne stworzenie, Ur natomiast uważał że Eb nie dochowała mu wierności. Nikt nigdy nie doszedł prawdziwej przyczyny narodzenia F, lecz od tego czasu Eb i Ur pozostali są ze sobą zwaśnieni.
 - Jak cię zwą, nie-gladiatorze? – zaczął pasterz, przerywając chwilę zamyślenia.
 - Rheb. Jestem Rheb.
 - Goltan – wyciągnął rękę nad ogniskiem, lecz dłonie mężczyzn nie spotkały się – były gladiator skierował palce ku górze, w geście pozdrowienia, natomiast pasterz położył rękę płasko, oczekując na odwzajemnienie gestu.
 - Urusyn... – pasterz cofnął dłoń szukając na oślep swojego kija.
Rheb pokiwał powoli głową, wiedząc że sytuacja właśnie zmieniła się znacznie na jego niekorzyść.
 - Jestem jeńcem wojennym, to tak wylądowałem na arenie – powiedział sucho.
 - Jeńcem? Nie umiesz się bić za grosz, jakim cudem dostałeś się do armii?
 - Nie walczyłem. Jestem kupcem, zapewniałem zaopatrzenie na froncie – jedzenie, ubrania, czasem broń. Odpowiadałem za cały wschodni sektor, a gdy Ebsyni zniszczyli najdalej wysunięty posterunek, zostałem schwytany i zabrany w głąb waszego terytorium. Dalszej części możesz się domyślić.
Goltan uspokoił się nieco, ale wciąż nie wypuszczał z dłoni swojego kija.
 - Dlaczego miałbym ci wierzyć? Wszyscy Urusyni łżą jak psy, w ślad za swoim mistrzem, wyrodnym mężem i źródłem całego zła na świecie.
 - Nie musisz mi wierzyć, ale skoro sprawy zaszły tak daleko, najlepiej będzie jeśli wyruszę. Do granicy jeszcze daleka droga, może do tego czasu spotkam jakąś wioskę. – Rheb wstał i rozejrzawszy się dookoła ruszył mniej-więcej na północ.
Goltan napiął wszystkie mięśnie, gotów do ataku, gdy mężczyzna przechodził obok, ale żadne uderzenie z jego strony nie zostało wyprowadzone.
 - Stój. Zjedz ze mną, sam nie dam rady pochłonąć całego tego kociołka – powiedział w końcu pasterz.
Kroki się zatrzymały, po chwili trawa znów zaszeleściła, a Urusyn wrócił do ogniska.
 - Dziękuję, Goltanie. I wybacz jeśli w jakikolwiek sposób cię obraziłem. Nie popieram wojny – sądzę że powinniśmy żyć ze sobą w zgodzie i ramię w ramię zasiedlać te tereny – wszak Nowego Świata wystarczy dla każdego. Kto wie ile jeszcze rozległych nizin i mroźnych gór ciągnie się dalej na zachód?
 - Hm – mruknął pasterz, mieszając potrawkę.
 - Masz kogoś na tym świecie, Ebsynie? – zapytał po chwili Rheb.
Goltan uśmiechnął się. Podniósł wzrok na swojego towarzysza i powiedział:
 - Żonę i dwie córki. Dwanaście i sześć, piękne dziewczynki. Co z tobą?
 - Żona nie żyje, zabrała ją plaga. Syn pilnuje sklepu gdy mnie nie ma – ciekawe jak biedak poradził sobie przez ostatni rok...
Zapadła cisza, tylko drewno strzelało w ogniu na wespół z koncertującymi świerszczami.
 - Zupa gotowa. Podaj mi miski, są za plecakiem. – Goltan wskazał ręką na pakunek umieszczony w cieniu skały przy którym leżał i chrust.
Rheb schylił się by znaleźć naczynia. Jego ręka zatrzymała się na skórzanej sakiewce pełnej brzęczącego słodko kruszcu. Dzięki temu mógłby nawet kupić konia, dotrzeć do domu w mniej niż trzy dni, ale zarazem nie chciał stracić tak cennego przyjaciela, a jednocześnie zdradzić dobrego człowieka, który okazał mu łaskę. Pokręcił głową, złapał za drewniane miski i wrócił do ognia.
Parująca potrawka pachniała wyśmienicie. Gdy tylko Rheb dostał swoją porcję, a pierwszy łyk rzadkiego, mięsnego wywaru dotknął jego ust, poczuł jak bardzo jest głodny. Gorąca ciecz spływała wzdłuż przełyku przywracając powoli wszystkie siły życiowe. Kawałek mięsa, którego nawet nie zdążył porządnie pogryźć był iście królewskim przysmakiem po wielomiesięcznym gladiatorskim wikcie i ponad tygodniowej głodówce.
Goltan zaśmiał się, gdy jego towarzysz zastygł w bezruchu dopijając ostatni łyk swojej porcji, a następnie bez słowa nałożył mu kolejną.
Gdy już obaj napełnili swoje żołądki, Rheb zajął się dorzucaniem drwa do ognia, by płonął przez chociaż część nocy. Goltan tymczasem wyciągnął ze swojego plecaka połatany w wielu miejscach długi płaszcz, który bez słowa wręczył Urusynowi. Rozmowy ucichły, obaj położyli się na ziemi nieopodal ogniska. Pasterz zasnął niemal natychmiast, a przynajmniej zaczął cicho pochrapywać, by wzbudzić takie wrażenie. Rheb tymczasem dorzucił jeszcze kilka szczap do ognia, wstał i ruszył w stronę swojej ojczyzny.

Goltan odprowadził go wzrokiem, dopóki ten nie zniknął za najbliższym wzgórzem Zastanawiał się, czy splątanie ich losów było przypadkowe i czy ich nici życia kiedykolwiek jeszcze się skrzyżują.

3 komentarze:

  1. No, jest! :D To zabieram się do czepiania :3
    1. "Wiedział dobrze, że najprawdopodobniej pasterz podczas gdy on zażywał orzeźwiającej kąpieli zebrał swoje stadko i wyruszył dalej". Moim zdaniem wyglądałoby to lepiej bez tego wtrącenia: Wiedział dobrze, że najprawdopodobniej pasterz zebrał swoje stadko i wyruszył dalej, podczas gdy on zażywał orzeźwiającej kąpieli. Ale to tylko taka sugestia ;)
    2. Powtórzenie "w całości" ;)
    3. Według mnie trzecie zdanie jest zbyt długie. Może by zamienić ostatni człon na osobne zdanie? Wiedział jednak, że...
    4. "A jednak zaczekał, choć równie dobrze mógł uciec". Myślę, że "a jednak" nie jest tu potrzebne ;)
    5. "Rheb zajął się dorzucaniem drwa do ognia, by wystarczył przez chociaż część nocy". Może "żeby płonął"?
    6. "Goltan odprowadził go wzrokiem, dopóki ten nie zniknął za najbliższym wzgórzem zastanawiając się, czy splątanie ich losów było przypadkowe i czy ich nici życia kiedykolwiek jeszcze się skrzyżują".
    a) odprowadzał ;D
    b) tutaj chyba też powinny być dwa zdania, bo przez chwilę miałam wątpliwości, czy zastanawia się Gotlan, czy Rheb ;) (za najbliższym wzgórzem. Zastanawiał się...)
    Dobra, skończyłam :D Poza tymi drobnymi błędami, wszystko jest świetnie i zapowiada się na prawdę ciekawie. Zaintrygowała mnie sprawnie przedstawiona mitologia oraz zakończenie, sugerujące ponowne pojawienie się Gotlana. No to co, pozostaje mi czekać i życzyć powodzenia! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. a) Trzymam się harmonogramu. Wpis w każdy poniedziałek i piątek ;)
    b) Nie jestem pewien co do punktu 6 a). "Odprowadzał go wzrokiem" wskazywało by, że czynił to cyklicznie przez pewien okres czasu, tymczasem zrobił to tylko raz.
    c) Poza punktem 6 a) wprowadziłem wszystkie Twoje poprawki (niektóre odrobinę zmodyfikowałem, ale ogólnie dziękuję za zwrócenie uwagi na pewne kwestie), a i na przyszłoś wziąłem z tego pewną naukę.
    d) Nie mam za dużo miejsca na rozwlekłe kombinacje z wątkami pobocznymi jak mitologie, to musi być w miarę sprawne. Poza tym sam wcale nie lubię jak coś jest zbyt rozwlekle przedstawione.
    e) Pora na "zemstę". Piszemy "naprawdę", łącznie, chyba że chcesz podkreślić jaki na jaki rodzaj prawdy się zarzekasz (np. "Na prawdę Eb i Ura samego, uważam Cię za psa bezbożnego!" ;)
    f) Nie dziękuję za "powodzenia". Ale na pewno się przyda.
    g) Dzięki za czytanie. Ciąg dalszy nastąpi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Sroga zemsta ;) Zawsze mi się to myli. Tak samo, nie wiadomo czemu, za każdym razem piszę "kożystać" ;)

      Usuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)