Jakim cudem z taką łatwością pokonał żołnierzy Karran?
Trafił na partaczy, którzy jakoś przeszli wstępną selekcję? Może na inwazję zaciągali
byli wszyscy mężczyźni ze Starego Kontynentu i ta dwójka była zwyczajnie
niewyszkolona? Jego umiejętności wykraczały ponad przeciętną, choć z krótkim
orężem nie radził sobie tak dobrze jak z dłuższymi mieczami, lecz czy to był
decydujący czynnik? A może po prostu Ur prowadził jego rękę, wspierając sprawę
w imieniu której walczy? Kto wie, może nawet Eb mu dopomogła – stanął wszak w
obronie ludzi, ochronił ich wioskę i zapewnił chociaż chwilowy spokój ich
ogniska domowego.
Myśli Rheba mieszały się z dźwiękiem jego stóp
stąpających po żwirze drogi. Wiatr powoli przybierał na sile, z każdą chwilą
oziębiając się. Może zima nadejdzie wcześniej niż się spodziewał? To bardzo
dobrze – prowadzenie wojny na obcym terenie w takich warunkach jest znacznie
trudniejsze, Karranie na pewno spowolnią swoją ekspansję, spróbują zabezpieczyć
terytoria które zagarnęli, jednocześnie pozwalając Ebsynom i Urusynom na
zebranie sił, dzięki którym stawią opór najeźdźcy. Jednak czy władcy tych dwóch
walczących ze sobą krain zechcą kiedykolwiek połączyć siły, czy może jeśli nie
zmiażdży ich ciężka pięść wojsk w czarnych tabardach, rozpoczną kolejną,
wyniszczającą batalię ze sobą, walcząc o dominację nad Nowym Światem?
Tylko czas może odpowiedzieć na te wszystkie pytania.
Na horyzoncie pojawiła się niewielka nitka dymu, łuną w
oddali rozlał się ledwie widoczny pomarańczowy płomień, rosnący w siłę,
wyrzucający w niebo coraz większe ilości ciemnoszarego dymu. Karranie palą
wszystko co napotkają na swej drodze. Dlaczego? Czyżby planowali zupełne
wyniszczenie Nowego Kontynentu? Chcą ukarać swoich nieposłusznych wasali za
odrzucenie ich jarzma, odmowę płacenia niewiarygodnie wysokich podatków?
Mężczyzna przyspieszył, jego rynsztunek zaklekotał w
odpowiedzi. Droga była długa i monotonna. Krajobraz w całej przybrzeżnej części
Nowego Świata był bardzo podobny do siebie – rozległe równiny porośnięte gęstą
trawą, niezbyt gęste zagajniki i lasy. Wiatr wiał również albo od morza podczas
miesięcy letnich, przynosząc częste opady nawadniające liczne pola uprawne,
albo z gór, przynosząc raz tylko bardzo mroźne i suche zimy, a czasem burze
śnieżne tak wielkie, że pokrywa białego puchu dosięgała nieraz do połowy murów
zamku mieszczącego się w Urtan, stolicy państwa Urusynów.
Reszta ziem Nowego Świata była bardzo słabo zbadana.
Wiedziano oczywiście o rozległych lasach na dalekiej północy, które zamieszkiwały dzikie elfy, niechętnie odnoszące się do podróżników, a w
szczególności kupców. W górach północnego zachodu od lat, wypędzone przez
ekspansję ludzi, mieszkały górskie olbrzymy, pasąc swoje gigantyczne owce wśród
wysokich szczytów i nie zbliżając się do ludzkich osiedli, dopóki nie było to
absolutną koniecznością.
Na zachodnich ziemiach Urusynów grupka tubylców zwanych
Errami odnalazła się w nowej sytuacji tworząc sporą wioskę handlową.
Zamieszkiwali ją najlepsi specjaliści od inżynierii, a także bogaci kupcy,
którzy swoje szlaki handlowe ciągnęli od zatoki Ak’t, aż po północne rubieże
kraju Urusynów. Jeśli ktokolwiek szukał dobrego miejsca by zaciągnąć się jako
ochroniarz karawan wjeżdżających i wyjeżdżających z obozu non-stop od świtu do
zmierzchu, albo chciałby zlecić najlepszym rzemieślnikom wykonanie jakiejś
piekielnej machiny, na ideę stworzenia której wpadł, powinien udać się właśnie
do Errów.
Rheb zatrzymał się i rozejrzał wokoło. Poznawał to
miejsce, lecz czy to naprawdę mogła już być polanka, na której po raz pierwszy
spotkał się ze swoim wybawcą? Trawa była wydeptana przez zwierzęta, a popioły
po ognisku, które sam niedawno podsycał wciąż znajdowały się przy kilku
kamieniach gdzie Goltan trzymał swoje pakunki, gdy przyprowadzał owce na
pastwisko.
Mężczyzna przykucnął przy stratowanej trawie i przyjrzał
się tropom. To zdecydowanie owce – dwa zakrzywione, podłużne ślady rozsiane po
dość sporym terenie. Wydeptana droga prowadziła wyraźnie na zachód – to pewnie
tam żył pasterz.
Rheb spojrzał z niepokojem w dal. To właśnie stamtąd
unosił się dym, który widział wcześniej. Czy przybył za późno? Czy jest coś, co
może jeszcze zrobić?
Wiedział tylko, że im szybciej dotrze na miejsce, tym
mniejsza szansa, że nie wypełni swego zadania, a zarazem nie wyrówna długu
wdzięczności, ruszył więc w tamtym kierunku szybkim krokiem, który przeszedł w
niespokojny trucht.
Rheb dyszał ciężko, zmęczony biegiem. Przesadził
niewielki płotek i znalazł się na wydeptanej dróżce, która przebiegała przez
całą długość wioski – budynki niegdyś wyrastały po obu jej stronach, teraz
jednak ich miejsce zastąpiły powykrzywiane, częściowo zawalone czarne karykatury
domostw, bez dachów, spalone do cna.
Kupiec ruszył wolnym krokiem naprzód, odzyskując powoli
oddech. Wokoło nie widać było żywej duszy. Wszyscy najpewniej uciekli, gdy
tylko dowiedzieli się o inwazji Karran. Część niedowiarków, albo tych tak
bardzo przywiązanych do swojej ziemi, zapewne zwlekała do ostatniej chwili, do
momentu, gdy czarny sztandar załopotał za najbliższym wzgórzem.
Lecz czy to tutaj żył Goltan? Czy Rheb przybył za późno?
Na poboczu leżał znany mu dość dobrze kij pasterski. Mężczyzna
odruchowo rozmasował nadgarstek, przypominając sobie jak wielki ból potrafił
wywołać ten niepozorny kawałek drewna wbijający się między kości. Podniósł
kostur, przyglądając się mu dokładniej. Gładkie, jasne drewno, zagięte u góry.
Jednocześnie sztywne i sprężynujące delikatnie przy mocniejszym nacisku –
doskonałe nie do wypasania owiec, a walki.
Wspierając się delikatnie na kiju ruszył dalej. Minął
kolejną powyginaną konstrukcję, spojrzał w prawo i zamarł. W przerwie między
dwoma budynkami leżał mężczyzna, odziany tylko w proste, parciane spodnie,
zbrukany krwią, z paskudnie wyglądającą raną biegnącą przez całe lewe ramię, aż
do łokcia. Krew przestała już płynąć, ale mogło się to zmienić w każdej chwili. Ranny wciągał konwulsyjnie powietrze do płuc, walcząc o każdy oddech. Rheb
wyrwał się z osłupienia i podbiegł do rannego, klękając przy nim.
- Goltan! –
wykrzyknął, gdy zobaczył twarz Ebsyna.
Twarz mężczyzny była zlana potem, a zabarwiona na
czerwono trawa świadczyła o tym, że stracił już dużo krwi. Urusyn zrzucił
plecak i wyciągnął z niego średnich rozmiarów torbę z ziołami oraz
bandażami. Wpierw polał ranę wodą, by
jak najlepiej ją oczyścić, a następnie wyciągnął kilka okrągłych listków,
roztarł je w dłoniach i delikatnie nałożył w małych grudkach na bruzdę
pozostawioną przez ostrze. Ostrożnie zaczął nawijać płócienny bandaż, starając
się nie zaciskać za mocno, a jednocześnie pewnie umocować opatrunek. Po
zakończeniu trzeciego owinięcia odciął pozostałą część tkaniny, a końcówkę
zabezpieczył wsuwając ją pod pozostałe nawoje.
Okrąglik modry zaczynał działać. Goltan zaczął oddychać
nieco spokojniej, a jego skrzywiona do tej pory twarz wróciła do normalnego
wyrazu. Rheb założył mężczyźnie temblak i spakował torbę do plecaka, który z
kolei ułożył przy resztce ściany jednego z domów.
- Wybacz, ale nie
możemy tu zostać. Mogą jeszcze wrócić – powiedział Urusyn klękając i podnosząc
Ebsyna.
Ranny był cięższy niż można było przypuszczać, więc gdy
tylko kupiec poderwał pasterza wystarczająco wysoko, zablokował sobie jego
miednicę na prawym ramieniu, jednocześnie stabilizując go z obu stron rękoma.
Goltan jęknął, ale ustabilizowana ręka trzymała się w miarę pewnie. Rheb,
powoli, krok po kroku, ruszył w stronę pobliskiego lasu.
No no ;p Znów świetnie ;) Nie doszukałam się żadnych błędów, mam tylko takie sugestie:
OdpowiedzUsuńZamieszkiwali tam najlepsi specjaliści - Moim zdaniem lepiej brzmiałoby "ją" ;)
Wiedziano oczywiście o rozległych lasach na dalekiej północy, w której zamieszkiwały dzikie elfy - to samo, wydaje mi się, że lepsze byłoby "które" (o ile nawiązujesz do lasów) ;p
No i tak się chciałam zapytać, bo na botanice się nie znam, czy ten okólnik to roślina rzeczywista, czy magiczna? Bo jeśli nie ma żadnych właściwości nadnaturalnych, to dostrzegam pewną nieścisłość (oczywiście mogę się mylić, ekspertem nie jestem ;p). Otóż rana Gotlana jest poważna, z tego co zrozumiałam, i stracił dużo krwi. Więc pierwszym krokiem Rheba powinno być spowolnienie upływu krwi jakąś prowizoryczną opaską uciskową ;)
Hmm... Muszę popatrzeć dokładnie na te zdania, dzięki za zwrócenie uwagi.
UsuńOkrąglik modry to zdecydowanie roślina o charakterze fantastycznym, ma w zamierzeniu działać trochę jak antybiotyk, co by każdy ranny w opowieści nie umierał na sepsę ;)
Jeśli chodzi o "postępowanie przedlekarskie" zamiar był przedstawienia przerwania ciągłości tkanek bez naruszania głównych naczyń krwionośnych. Mniejsze tętnice się obkurczają, a sam mechanizm krzepnięcia załatwia część krwawienia. Dalsze zaopatrzenie rany, które nie jest opisane, zabezpieczyłoby Goltana przed wykrwawieniem się poprzez stosowanie opatrunku uciskowego.
Jeśli chodzi natomiast o postępowanie zaproponowane przez Ciebie - tylko w zdarzeniach masowych, kiedy nie możemy zająć się rannym. Procedury nakazują założenie opatrunku uciskowego (nie opaski), czyli po prostu zwykłego bandaża elastycznego, jeśli ten przecieka, kolejno do dwóch następnych (jeśli krwawienie nie ustaje). Dopiero wtedy możemy założyć opaskę uciskową. Naturalnie pomijam różne inne sytuacje, gdzie jest to wskazane.
Studiuję ratownictwo medyczne, znam się trochę na tego typu rzeczach ;)
Mogłem jednak nie zaznaczyć w tekście tego, że rana nie krwawiła intensywnie, tylko Goltan leżał tam od jakiegoś czasu. Dodałem parę zdań tłumaczących to trochę lepiej.
Dzięki za przeczytanie i rady. Trochę mi się chyba pokręciło z tymi formami i opisem zranienia.
Pomijając fakt, że napisałam "okólnik" (byłam blisko! xD)...
OdpowiedzUsuńHehe, nie ma to jak próbować poprawiać ratownika medycznego w sprawie pierwszej pomocy :D Wiesz, wzięło mi się to głównie stąd, że jak czasami do szkół przyjeżdżają ratownicy, to przeważnie mówią o tych opaskach uciskowych ;p No i w książkach zazwyczaj tak robią ;)
Hah, przy okazji się czegoś nauczyłam ;) Dzięki za wyjaśnienie :)
Po pierwsze - na początku też napisałem "okólnik", wierząc, że masz rację. Tak to jest z epizodycznymi roślinkami ;)
OdpowiedzUsuńPo drugie - jeszcze ratownikiem nie jestem, to dopiero drugi semestr.
Po trzecie - opaski uciskowe są dobre do stosowania w polu. Szybkie w założeniu, prawie zawsze działają i nie mają dla ratownika zbyt dużo wad, ale chirurg ją ściągający ma niezłą zabawę razem z anestezjologiem, co by pacjenta nie stracić przez krew która stała w kończynie przez godzinę bez ruchu ;)
Nauka zawsze się przyda. Może dzięki temu komuś poprawnie założysz opatrunek uciskowy ;)
Kto wie, kto wie? ;) Całkiem możliwe ;p
OdpowiedzUsuń