środa, 5 marca 2014

#13 Ramię w ramię

Ciepłe, nieco wysuszone powietrze uderzyło Aennę w twarz. Bariera ogrzewająca coraz zimniejsze wiatry działała pełną mocą, przepuszczając mocniejsze podmuchy, ale tylko po uprzednim ich ogrzaniu. Podtrzymywanie takiej bariery nie stanowiło dla dziewczyny żadnego problemu. Wymagało tak małej ilości skupienia, w porównaniu do niektórych bardziej skomplikowanych czarów, że nieraz nawet zapominała, że otacza ją niewidzialna bańka ochronnej mocy.
Szła równym marszem, nie forsując się zanadto. Miała do przebycia spory kawał drogi – jej pierwszym miejscem przeznaczenia było miasto Moraneb położone na północnych krańcach terytorium Ebsynów, mniej-więcej w połowie drogi z klasztoru do wybrzeża.
Podobno wojna rozgorzała na dobre. Wojska króla nie były w stanie odeprzeć napastnika, a tylko spowolnić jego ekspansję. Jednocześnie straty w ludności cywilnej były olbrzymie – Karranie nie brali jeńców, nie oszczędzali nikogo ani niczego co stanęło na ich drodze. Tyle dowiedziała się z notatki przekazanej jej przez Wielkiego Mistrza. Mimo swej lakonicznej treści opisującej pokrótce aktualną sytuację oraz zadanie przeznaczone dziewczynie, ten zwitek papieru dawał jakiś punkt zaczepienia do dalszych rozważań. Dodatkowo dziewczyna dostała również krótką oficjalną notkę, która zawierała pieczęć i podpis przełożonego zakonu Oe, więc zarazem upoważniała ją do korzystania ze wszystkich środków należących do Ebsynów, jeśli tylko wykorzysta je w celu niesienia pomocy innym.
Aenna nie nawykła do długich podróży. Od bardzo dawna nie opuszczała klasztornych murów, a najdłuższym spacerem jaki odbywała codziennie była droga z jej celi do biblioteki, dlatego droga nużyła ją szybko. Na szczęście specjalnie do tego celu stworzone kostki prowiantowych wydane jej przez kwatermistrza zawierały odpowiednią mieszankę składników odżywczych oraz mikstur wzmacniających pozwalających na bardziej efektywny i mniej forsujący marsz, nawet dla tych, którzy nie są nawykli do podróżowania.
Dziewczyna zastanawiała się, czy tak właśnie życie spędzał jej wybawca. Mężczyzna, dzięki któremu przeżyła, dzięki któremu dziś jest tym, kim jest. Czy tajemniczy zakonnik, tak jak ona teraz, co rano wstawał o świcie, zjadał pospiesznie kilka kostek prowiantowych, a następnie wyruszał dalej w drogę, przemierzając świat, chodząc od wioski do wioski i oferując swoje usługi potrzebującym?
Czy podobało mu się takie życie? Co pchało go do codziennego wstawania i marszu? Rozkazy Wielkiego Mistrza? Wewnętrzna chęć niesienia pomocy? Może i jego ktoś kiedyś uratował, a on tylko spłacał swój dług, wcale nie będąc aż tak bezinteresownym człowiekiem?
W oddali, przy drodze, wyrosły niewyraźne, brązowawe kształty, ledwie odróżniające się od pożółkłych traw i pni drzew rosnących w niewielkich skupiskach. Czyżby to było już Moraneb?
Miasteczko nie było zbyt wielkie. Według ostatniego spisu ludności Nowego Świata zamieszkiwało tam około osiemdziesiąt rodzin, w większości byli to krawcy i prządki wytwarzające razem odzienie dla całej północno-wschodniej części kraju Ebsynów. Bardziej na zachód istniała wioska pasterzy, Kuneb, którzy dostarczali surowca do wytwarzania przędzy. Cały łańcuch produkcyjny istniał od wielu lat, a dwie miejscowości były tak silnie związane ze sobą gospodarczo, że gdy do Moraneb wprowadzała się jedna rodzina, albo któreś z dzieci mieszkańców zakładało własny warsztat, najczęściej idąc w ślady swojego ojca i również zostając krawcem, w Kuneb niedługo później pojawiali się kolejni osadnicy, by wypasać owce i wyprodukować odpowiednio więcej surowca.
Budynki były solidne. Grube ściany, pobielone i zakurzone pyłem, przybierające rudawy kolor. Gruba strzecha ułożona na dachu, chroniąca przez rzęsistymi deszczami oraz śnieżnymi burzami w zimie. Prawie każdy dom zbudowany był na jedną modłę – po prawej, patrząc od strony drogi, stał wysoki, zwalisty fragment, podzielony na dwa piętra. Był to warsztat – na dole najczęściej umieszczano przędzalnie i krosna. Wyżej natomiast znajdowało się królestwo krawca, zawalone formami, wykrojami oraz stosami gotowych tkanin. Po lewej natomiast znajdowała się zazwyczaj niższa, ale bardziej rozległa część mieszkalna – najczęściej izba oraz oddzielona kuchnia.
Gdy tylko Aenna zbliżyła się do miasteczka, z okien poczęły przyglądać jej się przestraszone i nieufne spojrzenia. Kilku mężczyzn nagle pojawiło się w drzwiach, mierząc ją wzrokiem. Niektórzy trzymali w dłoniach drewniane pałki, część z nich miała przy sobie nawet krótkie mieczyki. Na piętrze jednego z domostw zauważyła lśniący grot bełtu na prowadnicy kuszy.
Jeden z mieszkańców wyszedł naprzeciw niej i zagrodził jej drogę.
 - Stój! Udowodnij, że należysz do zakonu! – powiedział gniewnie. Był rosłym mężczyzną z siwiejącymi włosami, lecz wciąż zdawał się być w stanie walczyć.
Aenna wyciągnęła kawałek papieru z pieczęcią i podała go – jak podejrzewała – najbardziej szanowanego w okolicy krawca, który mówił w imieniu pozostałych.
Dziewczyna zdusiła w sobie potężne uczucie obezwładniającego strachu, chwytające ją za żołądek. Siłę czerpała z myśli o tajemniczej sile, która wiodła ją tego dnia, gdy opuściła klasztor po raz pierwszy odkąd została tam przyjęta. O małej cząstce jej samej, która przejmie stery, gdy ona straci kontrolę nad swoim nieuzasadnionym lękiem.
Krawiec podniósł oczy znad notki i wlepił je w dziewczynę. Aenna poczuła jak jej odwaga topnieje niby płatek śniegu rzucony na rozgrzany piec, lecz wtem delikatne ciepło rozlało się w okolicy serca, a zarazem słonecznego symbolu zakonu Oe.
 - Nie ufamy już zakonnikom – powiedział mężczyzna.
Nie była gotowa, by odwzajemnić spojrzenie. Wciąż wlepiając wzrok w ziemię, stała, starając się opanować burzę szalejącą w jej umyśle.
 - Wczoraj do naszej wioski zawitał inny zakonnik, starszy mężczyzna. – Krawiec wyciągnął ku dziewczynie rękę z notatką. Aenna wzięła zwitek papieru i schowała go do jednej z sakiewek. – Zabrał wszystkie nasze oszczędności, a nad ranem już go nie było.

Zapadła głucha cisza. Dziewczyna zaczęła powtarzać w myślach inkantacje ofensywne.

2 komentarze:

  1. Podobno wojna rozgorzała na dobrze. - literówka ;)
    Wojska króla nie były w stanie odepchnąć napastnika - "odeprzeć" moim zdaniem lepiej brzmi ;p
    specjalnie do tego celu stworzone kostki prowiantowych - literówka
    Według ostatniego spisu ludności Nowego Świata zamieszkiwało tam około osiemdziesiąt rodzin, w większości krawcy i prządki - nie wiem, ale to zdanie brzmi jakoś... nie tak xD Może: "W większości byli to..."?
    Był to warsztat – na dola najczęściej umieszczano - literówka ;p
    Na piętrze jednego z domostwo - znowu ;)
    Zakonniczka poczuła jak jej odwaga topnieje - zakonnica? xp
    Bardzo ładny rozdział :D No, ciekawe, co to będzie dalej ;)
    + wybacz spóźnienie, ale miałam urwanie głowy w szkole (nadal zastanawiam się, do czego może mi się w życiu przydać wiadomość, że rudy cynku i ołowiu wydobywa się w Zagłębiu Olkusko-Zawierciańskim :/ Ja nawet nie wiem gdzie to jest xD).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a) Wszystkie literówki, których było nadspodziewanie dużo - poprawione.
      b) Pozostałe błędy i sugestie - poprawione.
      c) "Zakonnica" nijak mi nie gra, kojarzy mi się tylko z taką typową, katolicką starą babą, do tego grubawą. Nijak do Aenny nie przystaje ;)
      Chwilowo wywaliłem to słowo zupełnie, ale wiem, że później używałem go kilka razy, więc będę musiał pokombinować. Słowo "zakonniczka" drzewiej występowało na wespół z z "zakonnicą", ale ostatnia o nim wzmianka pochodzi z... XVI wieku, jeszcze kiedy "y" czytało się jako "i" ;)
      Będę musiał pomyśleć nad ładnym, nowym określeniem dla Aenny, co by nie lawirować tak bardzo z synonimami, bo nieraz się przydają.

      Dzięki za przeczytanie i sprawdzenie. I znów powtarzam, że czytanie Trebusza to nie prawny obowiązek i robisz to według własnego uznania. Nie musisz też każdego wpisu śledzić, żeby po dwóch minutach od opublikowania napisać komentarz, chociaż nie ma co w tej kwestii co narzekać ;)
      Ma to raczej przynieść choć odrobinę przyjemności, a może i pożytku (przy korekcie ;) czytelnikowi, niż stać się kolejnym obowiązkiem, którego trzeba dopilnować.

      Jeszcze raz dzięki.

      P.S. Nie przyda Ci się to absosmerfnie do niczego, chyba że planujesz studia w tym kierunku. Powiem więcej - nie minie tydzień, a wszystko z Twojej głowy wyparuje permanentnie. Są ciekawostki, które ogólnie warto znać, ale położenie rud cynku i ołowiu w Polsce nie jest chyba jedną z nich.

      Usuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)