sobota, 10 maja 2014

#3 Kwant Filozoficzny

Tadeusz od momentu zbadania i stworzenia kilku prototypów związanych z komponentem X znacznie awansował w naukowym świecie. Został przeniesiony na przedostatnie piętro centrum naukowego, miał pod sobą kilkudziesięciu pracujących w pocie czoła naukowców, a on sam zajmował olbrzymie laboratorium wypełnione najdoskonalszym sprzętem, jaki istniał na planecie.
Wciąż nie pozwalano mu jednak sprowadzić jego żony do centrum, a po trzech latach rozłąki lakoniczne listy, zapewne i tak w połowie modyfikowane przez aparat cenzury, były niewystarczające. Nie wiedział nawet czy krótkie notki od Natalii pochodziły naprawdę od niej – wydawały się bardzo suche i konkretne, więc nie mógł wywnioskować, czy cenzorzy tak bardzo zmielili treść korespondencji, czy może napisali całą wiadomość od początku do końca.
Mimo wszystko każdą minutę osładzała mu myśl o tym, że właśnie robi to, o czym marzył i co zawsze kochał – uprawiał naukę przez duże „N”, stworzył wynalazki, które zmieniły świat, a nieobecność jego żony była tylko… przejściową, acz konieczną niedogodnością.
Sześcian powoli obracający się przed jego twarzą zamigał na czerwono, wskazując nadchodzące połączenie. Tadeusz poprawił się na fotelu i zapiął ostatni guzik swojego białego fartucha z czerwonymi fragmentami materiału biegnącymi od kołnierzyka, przez ramiona, aż do łokci – znak stanowiska, jakie piastował.
Naukowiec odebrał połączenie. Tuż przed nim pojawiła się sylwetka nieco zdezorientowanego, łysawego mężczyzny, kurczowo ściskającego w rękach plik papierów zapełnionych drobnymi literami.
 - W czym mogę pomóc? – zapytał Tadeusz, starając się ośmielić swojego rozmówcę.
 - P… Pan Grot? Halo, czy to działa? – wyjąkał mężczyzna.
 - Tak, to ja. W czym mogę służyć, panie…?
 - Hoffman, Martin Hoffman. Przepraszam, że zajmuję pański cenny czas, ale… potrzebujemy pomocy, panie Grot.
 - Oczywiście, co się stało? Czy chodzi o jeden z kolektorów, które ostatnio montowaliśmy w okolicach Nowej Terry? Jest pan inżynierem? – Tadeusz wciąż nie mógł do końca rozgryźć o co mogło chodzić zdenerwowanemu mężczyźnie.
 - Nie, nie. Eee… Jestem głównym koordynatorem technicznym centrum badań kosmicznych należącego do tego samego kompleksu, w którym pan się znajduję. Okupuję trzydzieste czwarte piętro. Jeden z naszych statków kosmicznych napotkał pewne trudności, a astronauci znajdujący się w drodze na Słońce… Nastąpiła awaria… Eee…
 - Proszę się uspokoić i powiedzieć, w czym mógłbym panu pomóc. Nie jestem specjalistą od lotów kosmicznych, chociaż moim drugorzędnym wykształceniem faktycznie jest astronomia.
 - Nasi astronauci nie mają tlenu. Zbiorniki zapasowe zostały zniszczone, lecz podejrzewamy, że dzięki pana wynalazkowi możliwe będzie uratowanie ich poprzez zamianę całego azotu znajdującego się w powietrzu na tlen. Czy byłoby to możliwe do wykonania, z punktu czysto technicznego?
 - Oczywiście. Przy odpowiedniej kalibracji możliwe jest przesunięcie grupy pierwiastka w prawo o dokładnie jedną jednostkę. Czy mają na statku odpowiedni sprzęt? Kiedy wyruszyła ta misja?
 - Eee… Cztery lata temu. Mamy tu u nas zgromadzone wszystkie części zapasowe oraz elementy poszycia, które mogłyby zostać wykorzystane. Czy mógłby pan rzucić na nie okiem i pomóc nam znaleźć sposób na... zaimprowizowanie pańskich maszyn?
Tadeusz zamyślił się na chwilę, analizując sytuację. Biorąc pod uwagę, że jego pierwsze próby na niedoskonałym sprzęcie pozwalały na niekontrolowane przenoszenie pierwiastków o dwa-trzy okresy w dół, improwizowana maszyna najpewniej nigdy nie osiągnie wystarczającej precyzji by dodać dokładnie jeden proton, a już na pewno nie na masową skalę.
 - Jak zdolni są ludzie na tym statku, panie Hoffman? – zapytał wreszcie naukowiec.
 - To… raczej nie za… to najemnicy, podczas misji narażenie na promieniowanie słoneczne jest dość duże, istnieje duże ryzyko powstania nieodwracalnych zmian w DNA… Musi pan zrozumieć, że nie mogliśmy wysłać najlepszych z najlepszych.
 - Powiem wprost, panie Hoffman, żeby nie było wątpliwości – szanse powodzenia są minimalne. Na pana miejscu zacząłbym raczej budowę nowego statku kosmicznego, z odpowiednim wyposażeniem i załogą.
 - Nie! Panie Grot, błagam! Poprzednia misja, którą prowadziłem zakończyła się… fiaskiem – wyszeptał niepewnie Martin. – Jeśli i ta się nie powiedzie, najprawdopodobniej zostanę… Zdeneur…
Tadeusz przypomniał sobie jaki paraliżujący strach odczuwał, gdy był prowadzony przez dwójkę mężczyzn w czarnych garniturach. Uznał, że nie będzie żadnej szkody, jeśli odstawi część swoich badań na dalszy tor i chociaż spróbuje pomóc Hoffmanowi.
 - W porządku. Przygotujcie wszystkie komponenty, jakie astronauci mają na statku, będę u was za pół godziny.
Nim obraz zupełnie znikł, Tadeusz zobaczył twarz Martina, która jednocześnie wyrażała ulgę, jak i coraz bardziej rosnące napięcie. Grot wydał kilka krótkich poleceń, przekazując główną część dowodzenia nad dalszymi badaniami starszym naukowcom, założył naramienny panel połączony dwoma grubymi kablami z interfejsem zamontowanym na nadgarstku, zapewniający mu łączność z wszystkimi jego zasobami oraz możliwość zdalnego wydawania poleceń dla całego swojego piętra, a następnie ruszył w stronę drzwi, zastanawiając się w jaki sposób podejść do postawionego przed nim problemu.


Gdy drzwi się otworzyły, kilka głów siedzących najbliżej jego laboratorium podniosła się. Porozumiewawczy szept poniósł się po sali, wszyscy jak jeden mąż powstali. Tadeusz szybkim krokiem przemierzył pomieszczenie, kierując się w stronę wyjścia, a gdy przechodził przez szeroki korytarz odgrodzony z obu stron osobnymi stanowiskami badań, naukowcy mu podlegli pochylali głowy w geście szacunku i pozdrowienia. Tadeusz uniósł rękę tak, by zobaczyć panel sterowania, a następnie nacisnął przycisk przywołujący windę.
Mężczyzna wyszedł przez mleczne, szklane drzwi, kierując się w stronę wind. Usłyszał jak w laboratorium podnosi się kilka krzyków, nakazujących wszystkim wrócenie do pracy. Nadzorcy, tym razem pod postacią zwykłych ludzi z krwi i kości, a nie bezdusznych maszyn sprawowały się znacznie lepiej – był to pomysł samego Grota, który do dziś, z zimnym dreszczem przebiegającym przez plecy, wspominał jak robot wręczał mu papierki z mandatami na horrendalne kwoty.
Winda czekała, otwarta i przygotowana do drogi. Tadeusz wszedł do środka i nacisnął odpowiedni przycisk. Szklana kapsuła uszczelniła się, a następnie pomknęła w dół.
Kilka minut później drzwi na ponów się otworzyły, wypuszczając naukowca na trzydziestym czwartym piętrze. Jedyne drzwi prowadzące do jedynego pomieszczenia roboczego były podniszczone i poobijane. Grot nacisnął na klamkę i wszedł do środka.
Przywitał go niesamowity gwar dziesiątek ludzi ubranych w szare garnitury, którzy przepychając się i krzycząc, próbowali przenieść gdzieś stosy papierów, metalowe części oraz pudła pełne niewielkich elementów. Pierwszy z nich spostrzegł naukowca z czerwonymi emblematami i natychmiast zamarł, odsuwając się najdalej jak mógł. W kilka sekund w pracowni zapanowała absolutna cisza, a wszyscy utworzyli osobliwy szpaler. Tadeusz spojrzał przed siebie, próbując nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego i ruszył wprost do przeszklonego gabinetu głównodowodzącego.
Krzątanina zaczynała się na nowo, gdy tylko naukowiec oddalił się na wystarczającą odległość, teraz jednak nikt nie krzyczał, a raczej szeptał, komentując jego przybycie.
 - Panie Hoffman! Witam! – Tadeusz uśmiechnął się, wyciągając rękę do mężczyzny z rozbieganym wzrokiem.
 - T… tak. Dziękuję za przybycie. – Koordynator potrząsnął rękę naukowca nieco zbyt gwałtownie, a po chwili zreflektował się, skłaniając głowę w wyrazie przeprosin.
 - Proszę się uspokoić. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by panu pomóc. A teraz, czy możemy udać się do miejsca, w którym pana ludzie zgromadzili wszystkie części, z którymi mogę pracować? – zapytał Grot, delikatnie klepiąc mężczyznę po ramieniu.
 - Oczywiście, oczywiście… Proszę za mną. – Koordynator wystrzelił z pokoju i ruszył w prawo. Przeszedł przez kolejne poobijane drzwi.
Znaleźli się w dużej hali produkcyjnej, która musiała zajmować co najmniej trzy kolejne piętra. Pomarańczowe platformy wyrastające ze ścian, będące podestem dla ludzi pracujących na różnych poziomach stanowiły interesujący akcent kolorystyczny, odcinający się mocno na nudnych, szarych ścianach.
 - To tutaj. Wszystko co mają przy sobie tam, na górze i wszystko, co mogą wymontować nie wyłączając systemów podtrzymywania życia – powiedział Hoffman, zatrzymując się.
Tadeusz wszedł między poukładane w stosy kawałki metalu, płyty wykonane z tworzyw sztucznych, wysięgniki, kabelki oraz różnokształtne fragmenty maszyn, mogące mu się przydać przy konstrukcji. Podniósł kilka elementów, które wyglądały znajomo, a następnie zaniósł je do dużego stanowiska konstrukcyjnego wypełnionego sprzętem. Położył przedmioty na metalowym blacie stołu.
 - Potrzebuję dwóch rozgarniętych ludzi. Jednego, który zna konstrukcję tego statku i wie wszystko o jego podzespołach, drugiego w miarę sprawnego manualnie, znającego się na konstrukcji – Tadeusz zwrócił się do Hoffmana. Koordynator skinął głową i odszedł szybkim krokiem, nie mogąc opanować drżenia dłoni.
Naukowiec popatrzył na kilka kryształów, które leżały na stole. Wyglądały prawie jak te zakrzywiające promienie w koncentratorze. Ułożył je wstępnie pod odpowiednimi kątami.
 - To może się udać… - zaśmiał się Tadeusz, rozrysowując wstępne plany na podręcznym interfejsie.

Kilka godzin później, cały umorusany w sadzy, Grot odsunął się od stołu, oglądając swoje dotychczasowe dzieło. Prototyp był nieco niedoszlifowany, wyglądał raczej jak coś, co właśnie zostało wyciągnięte ze złomowiska, nijak nie przypominając jednego z największych wynalazków ostatnich lat. Jeden z asystentów podszedł do naukowca z kawałkiem zespawanego metalu w kształcie kwadratu w dłoni.
 - Sir, czy takie coś może być? – zapytał, wręczając element Tadeuszowi.
 - Świetna robota, powinno utrzymać ramkę rozdzielczą w miejscu. Dzięki, panie…
 - Marek.
 - Marku. Możesz iść odpocząć, maszyna jest gotowa.
Pracownik kiwnął głową i zaczął odchodzić, ocierając twarz z sadzy, lecz Tadeusz zatrzymał go jeszcze na chwilę.
 - Zawołaj, proszę, pana Hoffmana. Musimy omówić kilka szczegółów.
Marek nawet się nie odwrócił, ale uniósł rękę na znak, że zrozumiał. Tadeusz pomyślał przez chwilę, że inni równi jego rangą zapewne uznaliby takie zachowanie za szczyt impertynencji i wyciągnęli natychmiast surowe konsekwencje, lecz on nie zdążył jeszcze przesiąknąć tym nie do końca uzasadnionym poczuciem bycia ważniejszym od innych za sam fakt noszenia fartucha z czerwonymi wstawkami.
Tadeusz podszedł do swojej maszyny i umieścił kwadrat, który wciąż trzymał w ręku, na odpowiednim miejscu. Pstryknął przełącznikiem wymontowanym z zapasowego panelu kontrolującego wentylację na statku kosmicznym, a całość ożyła, bucząc cicho. Naukowiec włożył kawałek miedzianej blaszki w centrum działania komponentu X. Po kilku sekundach środek metalu zażółcił się, a później całkiem zamienił w złoto. Prototyp działał, choć zasilany był z zewnętrznego źródła Grotu P, który przyniósł ze sobą. Musiał jeszcze w jakiś sposób stworzyć odpowiednio wydajny kolektor, lecz jego konstrukcja była znacznie mniej skomplikowana – ograniczała się do zamknięcia w szczelnych cylindrach sprytnie umieszczonych luster.
Hoffman podbiegł do stanowiska Tadeusza, gdy ten właśnie wyłączał swoją maszynę.
 - Jakie wieści, panie Grot? – zapytał koordynator, dysząc ciężko.
 - Maszyna jest w pełni sprawna, do jej stworzenia wykorzystałem sporą część elementów zapasowych, które pan przyniósł, ale zostało mi sporo pozostałości – nie powinno być problemu z powtórzeniem mojego wyczynu na pokładzie statku.
Martin odetchnął z ulgą, lecz Tadeusz uniósł palec, kontynuując swój wywód.
 - Ale! To nie wszystko, panie Hoffman. Maszyna jest zgodna konstrukcją z moim prototypem. Urządzenie jest w stanie tylko dodać około dwie powłoki do atomu, na który oddziałuje.
 - Co to znaczy, panie Grot? Nie jestem zbyt dobry z chemii…
 - To znaczy, że owszem, mogą zamienić cały azot jaki posiadają, ale… stanie się on arsenem, nie tlenem. Wymrą nim zdążą policzyć do stu, panie Hoffman.
Koordynator zbladł i musiał wesprzeć się na blacie stołu, by nie upaść. Tadeusz podtrzymał go za drugie ramię, ciągnąc go w stronę stojącego nieopodal krzesła.
 - Spokojnie, panie Hoffman, spokojnie. Myślę że może udać mi się skalibrować maszynę na tyle dokładnie, by działała trochę bardziej lepiej, ale bombardowanie w ilościach pozwalających na tak precyzyjne przemiany jest… trudne. Chyba że…


 - Panie Hoffman, czy na statku znajduje się węgiel? Mam na myśli duże ilości węgla. Kilkaset kilogramów – zapytał Tadeusz.
 - Węg… tak, chyba… Oczywiście, że tak, wewnętrzna powłoka statku zbudowana jest z włókien węglowych, do tego ponad połowa sprzętu stosowanego w środku zawiera węgiel pod różnymi postaciami.
 - Doskonale. Dodanie dwóch elektronów do powłoki nie powinno być tak trudne jak próba zamiany azotu w tlen. To wszystko może się udać, panie Hoffman. A teraz… proszę się położyć, zajmę się resztą – Tadeusz uśmiechnął się, a Martin odwzajemnił ten prosty gest, czując jak ulga spływa na niego niczym woda z wodospadu. Jednocześnie gdzieś w jego głowie pojawiła się myśl, że jeszcze jedna niespodziewana informacja i jego serce może tego nie wytrzymać.
Naukowiec poklepał Hoffmana po ramieniu, a następnie ruszył do głównej sali, gdzie dziesiątki ludzi uwijało się, gorączkowo próbując opanować sytuację.
 - Hej! – krzyknął Tadeusz, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Ludzie zamarli, wpatrując się w naukowca.
 - Koordynator Martin Hoffman został tymczasowo… wysłany do łóżka, bo czuje się nie najlepiej. W tym czasie to ja – zatrzymał się na chwilę, by wzmocnić przekaz – będę waszym przełożonym i będziecie wypełniać moje rozkazy oraz zlecenia. Musimy pomóc ludziom znajdującym się na misji… jak nazywa się w ogóle ta misja?
 - Solar-13 – powiedział nieśmiało jeden z mężczyzn trzymający w rękach stos papierów.
 - Solar-13. Musimy im pomóc, więc potrzebuję kilku z was do opracowania stosownych instrukcji, które będziecie mogli przekazać załodze statku. Bezpośrednia koordynacja ich działań jest niemożliwa, więc musimy się upewnić, że będą dokładnie wiedzieć co mają robić. – Głos Tadeusza poniósł się echem po sporej sali.
 - Do roboty! Podzielcie się na grupy, nie znam was wszystkich!
Wrzawa rozgorzała na ponów, tym razem jednak praca zdawała się przebiegać bardziej sprawnie. Danie ludziom dokładnego, osiągalnego celu miast zwykłego rzucenia „Zróbcie coś z tym” sprawiło, że każdy szybko odnalazł się w nowej sytuacji, bo już po kilku minutach przed Tadeuszem stanęła grupka złożona z pięciu osób – dwóch kobiet i trzech mężczyzn, którzy z notatnikami wyczekiwali na wydanie im dodatkowych instrukcji.

Jenna składała do kupy kilka zupełnie nie pasujących do siebie elementów zapasowych. Porozrzucane części i wybebeszona elektronika leżała dookoła mniej-więcej sześciennej góry metalu, który trzymał się na kilka śrubek, jeden spaw, ale przede wszystkim na dobre słowo.
 - To coś ma nas ocalić? Nie ufam temu czemuś, Jenna – powiedział Nick, spoglądając z niepokojem na piekielną machinę.
 - Warto spróbować, nie sądzisz? Chyba że wolisz poszukać glonów, które nie zostały wyczyszczone z filtrów powietrza i założyć kolonię, co? – zaśmiała się dziewczyna, dokręcając śrubkę, która miała za zadanie przytrzymać przemieniany obiekt.
Najeżona piramidami kula unosząca się w powietrzu zamigotała.
 - Połączenie z Ziemi. Nie przerywaj, ja odbiorę – powiedział Nick, wyciągając odpowiedni czworościan.
Przed jego twarzą wyrosła głowa  jednego z mężczyzn pracujących w kontroli lotów.
 - Mamy kolejną porcję planów, tym razem części sterującej przepływ energii oraz komponentu X. Przed przystąpieniem do prób musicie się upewnić że posiadacie odpowiednią ilość Grotu P, żeby przypadkiem nie dokonać niecałkowitej przemiany – Tadeusz mówi, że może w takim wypadku dojść do niepełnej zamiany energii w masę, a co za tym idzie wydzielona może zostać spora ilość czystej siły, najprawdopodobniej pod postacią fluktuacji pola grawitacyjnego… cokolwiek to znaczy. Plany są w załączniku. Powodzenia, Jenna! – powiedziała głowa, a następnie zniknęła. Na jej miejscu pojawiły się starannie wyrysowane obwody, unoszące się swobodnie nad powierzchnią stołu.
 - Nick, każ młodemu sprawdzić ten kolektor, który leży na mostku, niech zobaczy czy wszystko jest w porządku. A ty w tym czasie możesz się zająć zbieraniem włókna węglowego. Potrzebujemy kilkaset kilogramów, według wyliczeń doktorka.
Mężczyzna skinął głową i podniósł się, zawadzając nogą o blat stołu, który zadrżał. Kilka śrubek spadło na ziemię, co techniczka skwitowała tylko krótkim spojrzeniem rzuconym załogantowi spode łba.
Dziewczyna wyciągnęła odpowiedni panel z planami i przyjrzała się sposobowi połączenia przewodów. Kontroler przepływu bazował na zwykłym transformatorze stosowanym jako lokalny reduktor napięcia w systemach jonizowania powietrza, który po odpowiedniej zmianie ułożenia kabli był jednak w stanie zmniejszyć napięcie podawane na przełącznik tak, by zmiany dokonywane fizycznym przełącznikiem były bardziej subtelne.

 - Cholera, ten doktorek naprawdę wie co robi! – powiedziała do siebie Jenna i zaczęła rozbierać obudowę urządzenia.

3 komentarze:

  1. Jak zwykle mnie zadziwiasz ;D Świetne jest to, że czytając ma się pewność, że doskonale znasz się na tym o czym piszesz ;p
    "a wszystko utworzyli osobliwy szpaler" - literówka ;)
    "Myślę że może udać mi się skalibrować maszynę na tyle dokładnie, by działała trochę bardziej dokładnie" - powtórzenie ;p
    Kolejna rzec, jaka rzuciła mi się w oczy... Mam wrażenie, że "poprawiły Ci się" przecinki :D Gratuluję ;)
    PS Mam takie pytanie... Czy nie miałbyś może ochoty trochę dla odmiany powytykać błędów mnie? ;p Jeżeli znalazłbyś czas, to byłabym bardzo wdzięczna za zerknięcie na kawałek mojego tekstu i wyrażenie opinii (krytyka, spostrzeżenia i rady bardzo mile widziane ;p).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a) Staram się zrozumieć temat, nim zacznę o nim pisać. Poza tym ogólnie interesuję się - między innymi - fizyką i wiele z tych fantastycznonaukowych tematów opieram na jakichś teoriach, które ogólnie istnieją. Długa rozprawka, jest o tym trochę w Notatkach Popisarskich.
      b) Błędy poprawione, dziękuję bardzo za ich wytknięcie.
      c) Poprawa przecinków to pewnie błąd statystyczny, choć może i nieco się w tym wszystkim bardziej wprawiłem.
      d) Z wielką chęcią bym coś poczytał i posprawdzał. Przesyłaj, waćpanna, każde ilości tekstu na maila (graphomaner@gmail.com), coś uradzimy ;)

      Usuń
    2. Dziękuję ;D Poszło ;p

      Usuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)