Czwartego dnia po spontanicznym odzyskaniu przytomności przez rannego przybysza, Erg jak zwykle o świcie prowadził kontrolę wszystkich szklarni.
Pierwsza była perfekcyjnie skalibrowana, podobnie druga i trzecia. Czwarta wymagała odrobiny modyfikacji w systemach utrzymujących wilgotność - ilość wody było minimalnie za małe, przez co rozwój aż dwóch sadzonek został znacznie spowolniony - skarłowaciałe owoce które wydadzą owe rośliny mimo rezerwy bezpieczeństwa rzędu obsadzenia całych dwóch dodatkowych pierścieni, wpłyną odrobinę na zbiory, a co za tym idzie, obfitość codziennych posiłków. O to jednak będzie się martwił w grudniu, bo na ten miesiąc przeznaczona została ta właśnie szklarnia. Opcją zawsze jest też wykorzystanie pierścieni zielarni lub przyspieszony wzrost...
Gdzieś w oddali rozległ się krzyk. Uszy Erga nigdy by tego nie wychwyciły, ale rzęskowe wytwory skafandra z łatwością odebrały nikłe drgania powietrza i natychmiast przesłały informację do weryfikacji przez system neuronalny.
Ten z kolei natychmiast uruchomił wszystkie rezerwy i przestawił się na tryb najwyższego wysiłku, zakładając sytuację krytycznego zagrożenia życia.
Czas zwolnił. Wszystko wokół zamarło, każdy ruch wydawał się powolny i w pełni dopracowany. Dług tlenowy rósł w zastraszającym tempie, sam kombinezon najpewniej będzie musiał odrabiać straty przez parę dni, ale w takich sytuacjach było to całkowicie usprawiedliwione.
Impuls nerwowy powędrował podłogą do podnośnika, obniżając go do połowy wysokości - zeskok z czwartego pierścienia na windę, a następnie natychmiastowe przeskoczenie na ziemię nie powinno pozostawić trwałych urazów.
Erg ugiął nogi, by zminimalizować uszkodzenia, opadł dość delikatnie na uelastycznioną błyskawicznie podłogę podnośnika, jednym susem przesadził barierkę, a po chwili wysłał krótki impuls do śluzy z informacją o awaryjnym otwarciu.
Płatki zamykające wejście rozchyliły się błyskawicznie, wypuszczając sprintującego wspomaganym biegiem mężczyznę - system neuronalny obliczał na bieżąco optymalną trasę, prowadzącą prosto do budynku, w kierunku krzyku.
Ścieżka ciągnęła się w nieskończoność, choć czas począł powoli przyspieszać, wracając do normalnego tempa. Kombinezon odnawiał rezerwy tlenu w ustroju, szykując się na walkę i obronę rodziny, starając się zapewnić najlepsze wsparcie noszącemu.
Erg wysłał ukierunkowany chemiczny sygnał w stronę śluzy wejściowej, która rozchyliła się tuż przed biegnącym mężczyzną. Farmer wpadł do korytarza, lewą ręką zahaczył się o śluzę, by jak najefektywniej przekierować pęd który zdobył i skręcić z jak najmniejszą utratą prędkości.
Krzyk się ponowił, czas znów zwolnił do szybkości perfekcyjnej przy walce. Lewa pięść obrastała powoli grubą tkanką, rozszerzając się i formując coś na kształt tarczy, ale i obucha. Prawa zamieniła się w ostrze, zakończone igłą wypełniającą się neurotoksyną.
Erg pochylił się do przodu, blokując w miejscu nogi, tak że wślizgiem wtargnął do pokoju, starając się wszystkimi własnymi zmysłami oraz rozszerzonym postrzeganiem kombinezonu zorientować w sytuacji.
Anee krzyczała, patrząc bezradnie na ich syna, w którego dłoni utkwił kawałek szkła. Nigdzie nie widział swojej córki, lecz był niemal pewien że nic jej się nie stało.
Adrenalina poczęła parować. Sytuacja nie była tak zła jak się spodziewał - wszystkie myśli do tego momentu oscylowały wokół obawy, że nieznajomy wydostał się z kokonu i miał złe zamiary. Tymczasem to „tylko” pomniejsze zranienie jednego z jego dzieci. Sytuacja może zostać opanowana w kilkanaście minut, wystarczy tylko się uspokoić.
Kombinezon wycofał wszystkie dodatkowe funkcje, na które pożytkował całą energię przez ostatnie kilkanaście sekund. Plecak oklapł nieco, jednocześnie wysuwając wypustkę, która poczęła rosnąć - był to spory panel fotosyntetyzujący, który miał pomóc w odzyskaniu energii. Dług tlenowy zniknie z czasem, lecz rezerwy rzucone do podtrzymania pracy wszystkich systemów muszą zostać jak najszybciej odbudowane.
- Spokojnie, Usk. Zaraz to wyjmiemy, kombinezon zajmie się resztą - Erg już podbiegł do syna, łapiąc go za rękę.
Powoli wyciągnął odłamek szkła, a następnie przycisnął palec do rany. Kombinezon rozjarzył się odrobinę i po chwili cała krew wokół rany poczęła znikać. Wszystko zasklepiło się w ciągu paru sekund, a sytuacja była w pełni opanowania.
Chłopiec wstał i podbiegł do mamy, wtulając się w jej objęcia, bardziej przestraszony, niż faktycznie ranny.
Erg tymczasem podszedł do rozbitej szyby, pozbierał wszystkie kawałki i oddał je biodronie naprawczej, która już unosiła się po drugiej stronie okna, gotowa do naprawy. Kawałki po kolei lądowały na swoje miejsca, a później były integrowane do całej struktury, nie pozostawiając po rozbiciu nawet najmniejszej ryski.
- Znajdź Ursnee, ja sprawdzę co z naszym gościem... - Nim odszedł rzucił jeszcze przez ramię - Ale żeście mnie przestraszyli...
W kokonie, jarzącym się teraz znacznie rzadziej i mniej jaskrawo, wciąż leżał mężczyzna, zapewne nieświadomy wszystkiego co przed chwilą się wydarzyło.
Erg zbliżył się do ust i delikatnie pogłaskał je, przesyłając sygnał nerwowy o wstrzymaniu terapii.
- Jak się masz? - zapytał, gdy twarz przybysza pojawiła się odsłonięta przez kokon.
- Ja...
Farmera przeszył dreszcz. Pierwsze słowa tego mężczyzny. Czyli faktycznie rozumie, co się do niego mówi. Jest szansa na kontakt i wyjaśnienie wszystkiego.
- Ja... - spróbował jeszcze raz. - Czuję się silniejszy.
Erg pokiwał głową.
- Porusz ręką - rozkazał.
Przybysz podniósł prawą dłoń, następnie zgiął rękę w łokciu i podniósł całe ramię.
- W porządku. Teraz nogi.
Mężczyzna znów, nieco nieśmiało i niepewnie, ale poruszył kończynami.
- Dobra. Może jeszcze na to za wcześnie... Spróbuj usiąść.
Człowiek powoli, z pewnym trudem, podniósł się i podtrzymał swój ciężar ciała, lecz farmer widział, że jednocześnie zakręciło mu się w głowie - serce wciąż nie było w pełni wydolne.
- Jeszcze jeden dzień. Jutro wychodzisz z kokonu. A później trochę porozmawiamy, dobrze?
Przybysz skinął głową i ustąpił pod delikatnym naciskiem na klatkę piersiową.
- Czekaj!
Farmer spojrzał podejrzliwie na swojego pacjenta.
- Jak się nazywasz? Komu mogę być wdzięczny za... za ratunek? - zapytał gość.
Gospodarz wahał się przez chwilę.
- Erg. Nazywam się Erg. A teraz śpij, już niedługo.
Usta zasunęły się, pochłaniając całą sylwetkę mężczyzny. Kolory rozbłysły, tym razem bardziej intensywnie w okolicach klatki piersiowej. Farmer zadumał się i ruszył z powrotem do szklarni.
***
XTD zasnął prawie natychmiast po tym jak kokon otoczył go swoim przytulnym ciepłem i ciemnością.
Gdy ponownie otworzył oczy, nic już nie migało nad jego głową. Przytłumione światło również zgasło, pozostawiając go w niemal całkowitej ciemności.
Usłyszał mocno przytłumiony głos, a następnie snop oślepiającego światła wdarł się do środka od strony stóp.
XTD czuł swoje mięśnie, silne i rzeczywiste jak nigdy dotąd. Za mostkiem biło mocno jego serce, każdy oddech był pełny, ożywczy. Mógł niemalże smakować pyszne powietrze, które było tak czyste i przesycone rozmaitymi zapachami, których nie był w stanie zidentyfikować.
Oczy zaczynały przyzwyczajać się do światła, zamieniając rozmytą plamę na znajomą, ale zarazem zupełnie nieznaną twarz.
Coś w umyśl krzyczało krótkie, trzygłoskowe imię.
- Erg... - wyszeptał XTD.
- Tak jest, witaj wśród żywych - odpowiedział mu promienisty i szczery uśmiech.
- Co się... jak? Dlaczego?
- Nie wszystko naraz. Najpierw wstań, tylko powoli i spróbuj się przejść po pokoju.
XTD podniósł się powoli, na tyle ostrożnie by panować nad zawrotami głowy. Przekręcił się, opuścił nogi w dół i przesunął ciężar ciała do przodu.
Przeholował - zaczynał właśnie lecieć ku ziemi, głową do przodu. Ktoś zatrzymał jego upadek nim ten zdołał się wymknąć spod kontroli.
- Hej, mówiłem „powoli”! - wciąż uśmiechał się Erg.
XTD wsparł się na silnym, chropowatym ramieniu, a następnie wyprostował plecy, stając w lekkim rozkroku.
- No, może być. Pochodź trochę w kółko, tylko blisko ściany, a ja skombinuję ci jakieś ubranie...
Dopiero teraz XTD zauważył, że jest zupełnie nagi, a w dodatku nie ma na sobie ani jednej części egzoszkieletu. Jakim więc cudem trzymał się na własnych nogach?
Do umysłu napłynęły słowa i obrazy.
Do umysłu napłynęły słowa i obrazy.
Osłabienie mięśni, rekonstrukcja, impulsy stymulujące.
„Naprawili go” - pomyślał, stawiając niepewne kroki, wodząc jedną ręką po ścianie.
Czuł się jak niemowlak, który dopiero uczył się chodzić, choć robił to już od tylu lat. Wtedy jednak uderzyła go myśl, że tak naprawdę to chodził tylko jego umysł. I to w zupełnie wirtualnym świecie, w którym prawa fizyki mogły działać inaczej. Egzoszkielet też mógł automatycznie stabilizować chód. Czyli po raz pierwszy stawiał swoje kroki tak naprawdę.
Erg wrócił, niosąc w ręku jednoczęściowy, szarawy kostium z plecakiem wbudowanym w materiał.
Mężczyzna pomógł mu się w niego ubrać, nie stosując jednak żadnych suwaków - zwyczajnie przyłożył do siebie dwie części nieco za luźnego ubrania, a te zrosły się ze sobą nie pozostawiając śladów łączenia, a następnie dopasowały się ciasno do jego ciała, nie przyduszając go jednak.
- Na razie go wyłączę, to może być za dużo jak na początek. Bo jak mniemam jesteś... stamtąd.
Erg sposępniał, a XTD nie był w stanie zrozumieć o czym mówi.
- Stamtąd? - zapytał.
- Z Industrium. Industrium Exilium, zza wielkiej ściany.
Przybysz kiwnął głową. Nie wiedział czy ma się czuć speszony, czy raczej dumny.
- Jestem XTD-124. - Jeszcze odrobinę chwiejący się mężczyzna wyciągnął rękę.
- Jezu, nadają wam numery?
Industrialista pokiwał głową.
- Litery kodowe zależne od miejsca urodzenia, partii związanej z planem rozrodowym, nazwą bunkra i numerem zbiornika.
Erg zamarł. Nie wiedział zupełnie co ma odpowiedzieć. Przez chwilę się wahał, ale w końcu wyciągnął rękę i uścisnął mocno dłoń przybysza.
- Będzie o czym rozmawiać, XTD-124. A teraz, jeśli czujesz się na siłach, zapraszam na obiad. Moja żona przygotowała coś specjalnego... chociaż nie była zbyt rada z tego powodu - dodał po chwili z uśmiechem farmer.
Obaj ruszyli spokojnym krokiem w stronę drzwi. Industrialistę uderzyła myśl o tym jak bardzo ryzykuje ten dobry, ufny człowiek.
Gości w swoim domu kogoś, kogo nie zna. Kogoś, kto pochodzi z zupełnie innego świata, nieznanego i strasznego. Leczy go, przywraca do pełnego zdrowia, a zaraz potem, po zamienieniu kilku ledwie słów zaprasza do swojego domu, do swojej rodziny...
XTD nie miał pojęcia co to znaczy mieć rodzinę - owszem, swoje potrzeby seksualne zaspokajał poprzez odpowiednie programy lub kontakty socjalne w czasie wolnym, ale nigdy nie był do nikogo przywiązany. Zawsze był tylko on i jego komora...
***
Mężczyźni weszli do jadalni w której stał niski stół otoczony niebieskimi poduchami. Erg wskazał gościowi odpowiednie miejsce, chwilę później uklęknął naprzeciw niego, układając kolana wygodniej wśród żelatynowatej substancji wypełniającej siedzenia.
XTD poszedł w jego ślady, moszcząc się najwygodniej jak umiał w tej nienaturalnej dla niego pozycji.
Kilka chwil później do pomieszczenia weszła dwójka dzieci, ubrana w podobne do jego fikuśne stroje - młodsza dziewczynka o brązowych włosach i jasnych oczach oraz wyższy o głowę od niej chłopiec, również o ciemnych włosach a także niemalże czarnych oczach, niezręcznie spoglądających ukradkowo na przybysza.
Przez drzwi weszła kobieta - dość niska, ale smukła, choć krok miała pewny siebie, a nie delikatny, jak można by się było tego spodziewać. Niosła w rękach miskę wypełnioną parującymi ziemniakami, bardzo małymi, nie większymi od zaciśniętej pięści. Kilka niewielkich helikopterków wleciało zaraz za nią, stawiając na stole pozostałe misy z warzywami.
Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco, starając się zamaskować niepokój. Erg podniósł się, ściągając na siebie uwagę swojej rodziny, a następnie ponakładał gościowi po kilka sztuk każdego z warzyw oraz owoców, które znajdowały się w różnych naczyniach.
- Jedzmy! Nim wszystko wystygnie! - zakomenderował farmer, znów zajmując swoje miejsce i nieśmiało wkładając do ust kawałek ziemniaka.
XTD spojrzał na swój talerz, wypełniony wielokolorową mozaiką. Znał prawie wszystkie te rośliny, ale w jego świecie żadne z nich nie wyglądało w ten sposób. Wszystkie które znał były znacznie większe - na przykład kartofle były zazwyczaj tak duże jak głowa dorosłego człowieka, a kolba kukurydzy nie była w stanie wygodnie zmieścić się w jednej dłoni - ledwie był w stanie chwycić czwartą jej część, przeciętą wzdłuż. Naturalnie nigdy też nie jadł tych warzyw w prawdziwym świecie, a tylko w symulacyjnej restauracji, jeśli miał ochotę się do takowej wybrać.
Nie sposób było też uświadczyć jakiegokolwiek mięsa, które stanowiło lwią część jego wirtualnego pożywienia, często silnie przetworzone i nafaszerowane cyfrowymi zmieniaczami smaku tak, że nijak nie przypominało swojego pierwowzoru.
Zauważył że dzieci na talerzach mają nieco inny zestaw warzyw - ich zdawały się być nieco bardziej różowe. Erg spostrzegł jego spojrzenie i gdy tylko przełknął to co miał w ustach, wyjaśnił:
- Wzbogacenie białkami zwierzęcymi - wszystko co niezbędne do prawidłowego rozwoju dzieci. Nie hodujemy zwierząt, za krótko jesteśmy na swoim.
XTD pokiwał głową ze zrozumieniem a następnie upewniwszy się, że gospodarz wrócił do posiłku, nieśmiało złapał za końcówkę niewielkiego szparaga i odgryzł końcówkę.
Na początku nie poczuł zupełnie nic poza ciepłem rozlewającym się po przedniej części jego ust. Chwilę później do tego wrażenia dołączyła jakaś nieuchwytna zjawa, nikła reprezentacja smaku szparagów, która jednak zgasła tak szybko jak się pojawiła.
„To już?” - zapytał sam siebie Industrialista.
Wziął kolejny kęs, tym razem większy. Erg uśmiechnął się, rad że przybysz zechciał wreszcie coś zjeść. Jego żona wciąż pozostawała napięta, a usta miała nienaturalnie ściągnięte. Dzieci co jakiś czas zerkały w jego stronę, nie bardzo próbując już to ukryć.
Smak był teraz odrobinę silniejszy, ale zarazem nie tak prosty jak to pamiętał. Zamiast silnego, płaskiego smaku poczuł cały subtelny bukiet, rozwijający się powoli i wygasający w harmonicznym tańcu na jego języku. Przełknął szybko, a chwilę później włożył do ust resztę szparaga. Mimowolnie zamknął oczy i pokiwał głową. Zaciekawiony złapał za marchewkę - znów się nie zawiódł, smak był pełny, złożony, zupełnie odmienny od tego do czego przywykł.
Oczyścił talerz, a gdy spostrzegł że wszyscy już dawno skończyli swoje posiłki, zerknął nerwowo na Erga, który tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. XTD zwrócił wzrok w stronę pani domu, a następnie powiedział szybko i cicho:
- Dziękuję, to jeden z najwspanialszych posiłków jaki miałem zaszczyt spożywać.
To zabrzmiało nienaturalnie. Zbyt kurtuazyjnie. Nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, ale jakaś odległa część jego umysłu krzyczała, że popełnił jakiś błąd.
Farmer jako pierwszy wybuchł śmiechem. Po chwili dołączyły do niego dzieci, a później, nieco niepewnie, czerwieniąc się lekko, jego żona.
- Wstawaj, XTD. Idziemy sprawdzić szklarnie. Mamy sporo do obgadania - powiedział Erg, wstając.
Industrialista poderwał się nerwowo, przez chwilę walcząc z poduszką która przykleiła mu się do kolana.
Dogonił Erga już na zewnątrz, wypluty przez organiczną śluzę, która automatycznie przepuściła go, wyczuwając biotyczny kombinezon klimatyczny.
- Szamałeś jakbyś nigdy nie miał nic w ustach. Exilium nie karmi za dobrze, co? - Farmer machnął niedbale ręką w stronę rozlewającej się różnymi barwami po niebie zasłony - znikała wysoko, między chmurami, ale tak naprawdę ciągnęła się jeszcze kilka kilometrów powyżej stratosfery, blokując wszystkie toksyczne wyziewy produkowane przez Exilium.
- Nie, nie bardzo. Tak w zasadzie to my w ogóle nie jemy jedzenia jakie wy znacie...
Erg przystanął. Uderzyły go jednocześnie dwie rzeczy - był ciekawy w jaki sposób odżywiają się tamci ludzie, ale jednocześnie sam sposób sformułowania tego zdania zaniepokoił go bardziej niż by tego chciał - ten człowiek wciąż uważał się za jednego z Industrialistów. Powiedział „my nie jemy jedzenia jakie wy znacie”. Wciąż stawia między nimi granicę co najmniej tak silną jak zapora oddzielająca ich światy. Dlaczego zatem uciekł i znalazł się tu, w Ecologicum Interralis? Uciekł?
- Jak więc pozostajecie przy życiu? Czyżby Wielki Brat i na potrzeby fizjologiczne znalazł szczepionkę?
XTD poczuł nagły chłód w tych słowach. Czymś uraził swojego wybawcę, choć nie miał takiego zamiaru. Wspominanie przymusowych szczepień stosowanych od tysiąca dwustu lat, zabijających drobnoustroje i powodujących pewne... dodatkowe skutki uboczne było dość siarczystym policzkiem wymierzonym przeciw niemu. Uznał jednak, że milczenie będzie najlepszą - o ironio - szczepionką na tę sytuację.
- Nie, oczywiście że nie. Składniki odżywcze są nam jednak dostarczane poprzez system rurociągów, bezpośrednio wprowadzanych do żołądka.
- Rurociągów? Jesteście podłączeni do maszyn które utrzymują was przy życiu?
- Nie do końca. Każdy mieszkaniec bunkra zajmuje jedną, dość przestronną komorę zasobniczą, do której doprowadzane jest pożywienie oraz tlen, a odbierane... wydzieliny. Z komory każdy podłączony jest do Struktury, gdzie odbywa się nasze prawdziwe życie.
- Symulacja? Karmienie przez rurkę? Pełna zależność od maszyn?
- W zasadzie... tak.
- A jak wytwarzacie jedzenie? Nie wyobrażam sobie by cokolwiek chciało rosnąć w tak zanieczyszczonym powietrzu.
- Zamknięte strefy intensywnego wzrostu, po trzy zbiory na dzień. Głównie modyfikowana kukurydza i soja, następnie przetwarzana na łatwo przyswajalną oraz wygodną w transporcie wodociągowym papkę - wytłumaczył XTD, przechodząc wchodząc do szklarni, zaproszony gestem Erga.
- A nie lepiej tak? - zapytał, uruchamiając podnośnik i zataczając dłonią okrąg, wskazując na dojrzewające powoli rośliny.
Industrialista kiwnął tylko głową. Dobrze wiedział, że ich metody mają inne cele i są lepsze jeśli chodzi o wydajność, ale mając w ustach jeszcze posmak wybornych brokułów zaczynał wątpić w słuszność upraw intensywnych w zakładzie, który umożliwił mu wyrwanie się z bunkra.
Uderzyła go kolejna myśl, która wcześniej nie miała dostępu do świadomości - dlaczego w ogóle chciał uciec? Co zamierzał zrobić dalej? Nie może przecież zostać pod skrzydłami Erga do końca swoich dni.
Winda zatrzymała się na wysokości najwyższego pierścienia. Farmer podszedł do niewielkiej jabłoni, badając rosnące powoli jabłka.
- I co dalej? - Erg zdawał się czytać w myślach XTD, który na chwilę zamarł, próbując odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie... nie wiem. Nawet nie pamiętam dlaczego tak bardzo chciałem się tu dostać. Jak przebiłem się przez ścianę bunkra. Straże. Barierę...
- Możemy zbudować kolejną szklarnię. Powinna ci wystarczyć, przy odpowiednim planowaniu zasobami. Zbudujemy ci dom. Jakoś się urządzisz.
XTD zamarł. Ten człowiek uratował jego życie, znając niewiele więcej poza imieniem nieznanego mu człowieka zaprosił go do swojego stołu a teraz jak gdyby nigdy nic chciał pomóc mu w rozpoczęciu nowego życia w nowym świecie dzieląc z nim swoją farmę. Samotna łza zakręciła się w kącie oka industrialisty, ale nigdy nie spłynęła na policzek.
- Nie. Nie, nie mogę, wybacz. Zrobiłeś już wystarczająco dużo, a ja nawet nie zdążyłem ci podziękować.
- Nie ma sprawy. Zrobiłbyś dla mnie to samo. - Erg nawet nie spojrzał w jego stronę.
- Szczerze wątpię. Mógłbyś walić pięściami w pokrywę mojej komory, nawet bym tego nie usłyszał. Więc jest sprawa. - XTD opuścił wreszcie podnośnik i podszedł do farmera, ściskając mocno jego rękę. - Dziękuję ci, Erg. Dziękuję za wszystko.
Ich spojrzenia spotkały się na chwilę.
- Muszę... Muszę iść dalej. Masz może gdzieś mój stary uniform? - zapytał, próbując rozerwać niewidzialne zapięcia kombinezonu klimatycznego.
- Zatrzymaj to, co masz na sobie. I tak go nie używałem.
XTD nie odpowiedział ani jednym słowem. Kiwnął głową i nim emocje wzięły nad nim górę wskoczył do podnośnika, zjechał na dół, a następnie jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę drogi. Gdy odchodził na zachód, pewne wspomnienia zaczęły wracać. I to właśnie dlatego zawył - z rozpaczy i bezsilności.
Koła zębate wielkiej machiny ruszyły. Informacje wywiadowcze zostały wysłane. Jego śmierć niczego już nie zmieni. Jego na pewno nie...
***
Erg dopadł do panelu ukrytego pod podłogą, wduszając niebieski przycisk. Ulotna zasłona okryła jego dom oraz cztery szklarnie.
Pociski upadały naokoło, wzbijając wysokie rozbryzgi ziemi oraz pyłu. Bariera padła kilka godzin temu a błękitne niebo czerniało z każdą chwilą coraz bardziej. Farmer sprawdził swój kombinezon, przejrzał broń trzymaną w ręku. Jego rodzina była na razie bezpieczna w schronie.
Przez myśl przeszedł mu obraz XTD biegnącego na wschód, w stronę nieistniejącej już bariery. Czy mógł temu wszystkiemu zapobiec?
***
„Mógł, ale zrobił coś znacznie lepszego” - pomyślał XTD ocierając krew z rąk. Miał przed sobą konsolę sterującą wszystkimi systemami Exilium.
- Niech żyje Ecologicum Interralis - powiedział mężczyzna zatwierdzając wcześniej wprowadzoną komendę. Bunkry rozbrzmiały sykami rozszczelniających się komór.
Huh, zakończenie jak zawsze szybkie, ale powalające :D
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, mam nadzieję, że ludzkość zmierza raczej ku przyszłości zbliżonej bardziej do "Ekoludków"...