sobota, 14 czerwca 2014

E/I - Notatki Popisarskie

Dzisiaj bez numerków, bo to średnio interesująca sprawa, jak mniemam, więc z niej rezygnuję.

Fabuła

Hmm... Przyznam szczerze, że nie pamiętam dokładnie całej fabuły. Jest to pierwszy tekst, który nie został napisany stricte na bloga, ot, powstał kiedyś jako jedno z wielu opowiadań. I z premedytacją nie zamierzam przeglądać wszystkiego tak dokładnie, może by odrobinę zmienić wydźwięk Notatek Popisarskich, dać nieco inny ogląd na proces pisania i to, jak szybko i łatwo można zapomnieć wiele rzeczy związanych z własnymi pracami. Jeśli więc w treści pojawią się jakieś nieścisłości albo wręcz błędy - wiedzcie, że wynika to z mojej zawodnej pamięci, ale właśnie taki obraz E/I mam w głowie.
Nie pamiętam imion głównych bohaterów, choć kojarzę ich ogólne charakterystyki, ich liczbę. Pamiętam sporo z wynalazków, które powstały na potrzeby opowiadania - kombinezony symbiotyczne, które działają jak wielkie komórki wzmacniające ciało nosiciela. Swego rodzaju biologiczne egzoszkielety. Pamiętam też zwyczajne egzoszkielety stosowane przez Industrium. Przypominam sobie wysokie, walcowate szklarnie, które obracały się na centralnym wale. Pamiętam wielkie usta połykające rannego członka Industrium (pal licho jak się nazywał...). Pamiętam wielkie bunkry pełne sarkofagów, nieco przypominające pola uprawne maszyn z filmu Matrix, lecz te z E/I poustawiane są w równe rzędy i wyglądają jak cmentarzysko, a nie elektrownia obsługiwana przez roboty.
Kojarzę ogólny zarys fabuły, ale zapewne czytając ją od nowa, odkryłbym najmniej połowę tego, co odkrywa czytelnik nie mający wcześniej kontaktu z tym utworem. To trochę jak wracanie do książki, którą kiedyś się przeczytało - pamiętamy część wydarzeń, ale możemy do niej wrócić właśnie dlatego, że nie pamiętamy sporej jej części. Podczas czytania przypominamy sobie natomiast całe kawały fabuły, związków przyczynowo-skutkowych oraz własnych przemyśleń, które mieliśmy podczas czytania książki po raz pierwszy. To trochę jak dziwna machina czasu, przenosząca nas do jeszcze innej rzeczywistości niż ta, do której powieść zabrała nas za pierwszym razem.

Warto na tym etapie wspomnieć kiedy dokładnie powstało E/I.
Ósmego grudnia dwa tysiące trzynastego roku, czyli jakieś pół roku temu, popełniłem pewien błąd. Ale aby w pełni go zrozumieć, winien jestem pewne wyjaśnienia.
Kawa.
Kawa to wspaniały napój. Jestem w stanie docenić jej przyjemny aromat, a także rozmaite sposoby jej przygotowania. Kawę w rozmaitej postaci pijemy, dodajemy jej składniki smakowe do ciast, czy też bezpardonowo wlewamy w siebie gdy chcemy pozostać przytomni jak najdłużej to możliwe.
Na kawę, a konkretniej kofeinę dość szybko tworzymy odporność. Organizm przyzwyczajony do przyjmowania dawki tego alkaloidu o określonej porze (na przykład tak zwana poranna kawa, dostarczana precyzyjnie o godzinie siódmej dwanaście, choć wcale nie musi być przyjmowana aż o tak ścisłych porach), przygotowuje się na to znacznie wcześniej.
Organizm ogólnie nie lubi jakichkolwiek zaburzeń. Wahania elektrolitów, zmiany temperatury, ciśnienia krwi, ale również przewodnictwa nerwowego nie są dla nas zbyt korzystne (a najmniej tak sądzi nasz mózg), toteż kiedy próbujemy go sztucznie pobudzić dostarczając kofeinę, jesteśmy sobie w stanie z nią dość szybko poradzić. Eliminujemy jej nadmiar, niwelując działanie w ciągu X minut/godzin (zależnie od dawki i personalnych możliwości przetwórczych).
Gdy natomiast pijemy kawę codziennie o 10.00, od 9.00 czujemy znaczne pogorszenie nastroju. Stajemy się ospali, spowolnieni, więc... pijemy kawę, żeby wrócić do normalności. Już nie pobudzić się dodatkowo, a uzyskać stan neutralny. Organizm zawczasu przygotowuje się do obciążenia, wytwarzając związki działające depresyjnie na układ nerwowy, żeby jak najszybciej zniwelować działanie kofeiny, ale i jednocześnie popychając nas w szpony "nałogu".

Wracając do głównego tematu - kofeina potrafi dać krótkotrwałego "kopa", jeśli chodzi o pobudzenie. Myślimy szybciej, nie zasypiamy, możemy pracować lub uczyć się mimo niesprzyjającej pory.
Efekt jest tym słabszy, im częściej i bardziej regularnie przyjmujemy kofeinę.
A. Ja. Nie. Piję. Kawy.
Wcale.

Toteż pewnego wieczora, którego coś mnie na ową kawę naszło, zrobiłem sobie kubeczek prawdziwego zabijacza, który by martwego na nogi postawił (nie jestem wprawiony w proporcjach i widać dodałem za dużo roztworu bazowego...).
Nie trzeba być geniuszem by stwierdzić, że moje źrenice się zwężyły, powieki całkiem zniknęły, a ja byłem skrajnie pobudzony mimo coraz późniejszej pory.

Tako też wziąłem sobie netbooka, usiadłem na łóżku (jako że było około pierwszej w nocy, ósmego grudnia właśnie) i zacząłem pisać.
Padłem o czwartej w nocy, zasypiając niemal natychmiast, z już skończonym opowiadaniem. Procesu pisania nie pamiętam zbyt dokładnie - klepałem w klawiaturę, myślałem nad fabułą, robiłem krótkie przerwy dla przygarbionych niewygodnie pleców i własnego mózgu, oglądając jakieś filmiki na Youtube (najpewniej coś od Brady Harana, którego kanały polecam, szczególnie SixtySymbols), a gdy wszystko było gotowe, efekt kofeiny zaczynał powoli mijać, a ja osunąłem się w ciemną otchłań pozbawioną snów ;)

To tyle, jeśli chodzi o sam "proces twórczy". Warto by było powiedzieć coś jeszcze o fabule, która prześladowała mnie od... bardzo dawna.
W zasadzie jeszcze nim napisałem swoje pierwsze opowiadanie w klimatach Science Fiction (a można uznać, że tak naprawdę był to Kwiat Wszechświata, który może kiedyś jeszcze zagości na Trebuszu), chodziła za mną myśl o społeczeństwie, ludzkości, podzielonej na dwa klany, ze względu na drogę, jaką ruszyli jeśli chodzi o technologię.
Jedni postanowili udoskonalić układy scalone, komputery oraz maszyny, pozwalając by przejęły one za nas znaczną część obowiązków (myśl przerabiana w literaturze miliony razy, najczęściej z negatywnej strony buntu maszyn lub ogólnego zniewolenia ludzkości), a drudzy zdecydowali się powrócić do źródeł naszego istnienia, wykorzystując naturę i naginając ją do swoich potrzeb.
Projekt nie był w stanie przybrać finalnego stadium, a ja jakoś tego nie wymuszałem - miałem co pisać, nie było sensu kombinować na siłę z czymś, co chciałem zrealizować jakoś... lepiej, bardziej naturalnie.
Wciąż przed oczami umysłu mam migawkę z futurystycznego mostu zawieszonego nad szeroką rzeką, po którym spacerują ludzie. Ludzie z plecakami i całymi instalacjami hydrauliczno-elektrycznymi biegnącymi po kończynach, zachodzące do podstawy czaszki, wypełnione zmieniającym delikatnie odcień płynami zielonymi i niebieskimi - przedstawicielami kast związanych z naturą i energią elektryczną, komputerami.
Gdzieś w tle rozpościera się panorama jakiegoś futurystycznego miasta, lecz to właśnie ludzie są głównym centrum uwagi tego mentalnego obrazka.
Chciałbym umieć rysować, by przekazać niektóre swoje pomysły w bezpośredniej, niezmienionej formie, takiej, jaka rezyduje w moim umyśle...

Wracając do rzeczy - ze względu na naturę projektu, rezygnuję ze szczegółowego podziału, jaki stosowany był wcześniej.
Bohaterów sam nie pamiętam, o pisaniu już... pisałem, dalszych losów raczej nie będzie, a jedyną zagadką jaką dość łatwo rozwiązać są same nazwy "imperiów" oraz tytuł - Industrium Exilium i Ecologicum Interralis. E/I. Ecologicum czy Industrium? (pierwotnie na końcu tytułu był znak zapytania). Poza tym same skróty obu nazw są odwrotnościami - IE/EI, symbolizującymi ich przeciwność, zupełne odwrócenie zasad.

Pytanie do każdego czytelnika - który świat woli? Tylko naprawdę się zastanów, nie odpowiadaj tak, jak sugerowałem to w tekście. Czy naprawdę odmówiłbyś/odmówiłabyś częściowego zniewolenia i możliwości bezgranicznej interakcji z wirtualnym światem? Dlaczego więc tyle czasu spędzasz przy komputerze, usiłując właśnie wejść w sferę innego, nieprawdziwego życia wiedzionego między światłowodami?

Na taki pseudofilozoficzny akord kończymy.
Do zobaczenia w następnej historii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)