Teraźniejszość napływała falami, uderzając o brzeg umysłu
Aenny z nieubłaganą, stałą częstotliwością. Wpierw całkiem powrócił zapach.
Ostre, chłodne powietrze pędzone wiatrem z samych szczytów gór –
najprawdopodobniej bariera ochronna opadła po jej wyładowaniu magicznym.
Dotyk. Poczuła jak dwójka ludzi trzyma ją pod ramionami,
wlekąc na wpół bezwładne nogi, próbujące nadążyć za przyspieszonym marszem. Po
prawej wyraźnie wyczuwała mężczyznę. Miał silne i potężne ręce, a grube palce
wbijał głęboko w jej ciało, zupełnie bez wyczucia. Po lewej natomiast
zdecydowanie wiodła ją kobieta. Silna, pewna siebie, ale zarazem dość
delikatna, używała tylko tyle siły, ile było potrzeba. Co jakiś czas
konwulsyjnie zaciskała dłonie. Albo Aenna była zbyt bezwładna i co chwilę
opadała, albo kobieta była bardzo zdenerwowana.
Dźwięki, które powoli napływały i układały się w znane
odgłosy nie przyniosły nic nowego. Tupot kilku par stóp, zmęczone oddechy osób
wokół niej, wiar wciąż gwiżdżący między ścianami klasztoru. Ktoś z tyłu
szeptał. Aenna wytężyła słuch i wyłapała słowa z inkantacji do Eb. Czyżby ktoś
się jednak nad nią ulitował?
Nagle przed oczami pojawiła jej się rozmazana,
szaro-czarna plama, z każdym przybojem zyskująca na ostrości, lecz wciąż
pozostająca raczej mozaiką kolorów. Rozejrzała się nieśmiało – silnym mężczyzną
był ogrodnik, który dbał o wszystkie rośliny w przyklasztornej szklarni.
Kobiety nigdy nie widziała, ale to akurat nie było wielkim zaskoczeniem. Aenna
znała bardzo niewielu ludzi w klasztorze, większość z nich traktując jak tłum,
zwykłe tło, które nieraz manifestowało się pod postacią poszczególnych osób
albo grupek, których tak bardzo się bała i których tak usilnie unikała.
Pochód skręcił, teraz poruszał się wzdłuż korytarza
otwartego po bokach – dziesiątki niewielkich łuków zastąpiły ściany,
wpuszczając do środka przybierające barwę gorącego złota słońce.
Dziewczyna powoli odzyskiwała władzę we wszystkich
kończynach i próbowała nadążyć za towarzyszącymi jej ludźmi, lecz bez większego
powodzenia – co chwila myliła krok i przez kilka chwil pozwalała się ciągnąć
bezwładnie, tylko po to by podjąć kolejną nieskuteczną próbę dorównania kroku
pochodowi.
Wszyscy się zatrzymali, zwracając swoje twarze ku
zwykłym, prostym drzwiom, które mogłyby stanowić zarówno wejście do jednej z
celi, jak i schowek na narzędzia.
Ktoś zapukał niepewnie, a następnie odsunął się
natychmiast z respektem. Zamek zachrobotał, zapadka wpadła na miejsce, a drzwi
otworzyły się ze skrzypnięciem.
Aenna została wprowadzona do środka i pozostawiona na
środku pomieszczenia wypełnionego książkami. Przez chwilę stała niepewnie na
własnych nogach, nie wiedząc czy zdoła utrzymać równowagę, ale znalazła oparcie
w drewnianej półce wypełnionej pachnącymi wilgotnym papierem woluminami. Drzwi
trzasnęły, a ona próbowała wyostrzyć wzrok na tyle, by wyłapać jakiekolwiek
istotne szczegóły swojego otoczenia.
- Biblioteka? –
zapytała samą siebie.
- Nie, to nie
biblioteka. Ale też uwielbiam książki – rozległ się głos gdzieś po lewo od
dziewczyny. Był lekko piskliwy, ale pod tą nieco zabawną nutą kryła się moc
autorytetu i mądrości.
- Kim... kim pan
jest? Nie widzę jeszcze za dobrze... – Aenna skuliła się sama w sobie, czując
jak dobrze sobie znane uczucie wstydu i bezradności powraca. Ukryła dolną część
twarzy we wciąż stojącym kołnierzyku, próbując zniknąć w środku swojego
własnego habitu.
- Mój wygląd
niewiele by ci powiedział, ostatnim razem widzieliśmy się jakieś... czternaście
lat temu. – wyskrzypiał starzec.
- Czternaś... –
Dziewczyna zamilkła. Dotarło do niej że właśnie dość nonszalancko i bezpośrednio
odniosła się do samego Wielkiego Mistrza zakonu Oe, tego, który niegdyś
uratował jej życie na wespół z innym zakonnikiem, który przyniósł ją do zakonu.
Natychmiast odskoczyła od regału z książkami, padając na
kolana. Głowę opuściła nisko, a wszystkie jej włosy rozlały się, tworząc swego
rodzaju kurtynę zasłaniającą całą twarz.
- Wstawaj! Nie
przytargano cię tu tylko po to, żebyś sobie poklęczała. Siadaj.
Aenna wstała i po omacku dotarła do ściany, a chwilę
później usiadła na czerwonej plamie, która wydawała jej się najbardziej
zbliżona kształtem do krzesła.
- Nie martw się
starym Martym. Jak zwykle narzeka, trochę pojęczy, ale wzrok da się przywrócić
– nota bene – przy pomocy kilku mikstur, które sama uwarzyłaś – powiedział
mężczyzna, a w sercu Aenny zabłysnął promyczek nadziei, że może nie wszystko
zostało już stracone.
- To jednak nie
koniec – ciągnął dalej Wielki Mistrz. – Pokazałaś dzisiaj jak bardzo cię nie
docenialiśmy ze względu na twoje nietypowe podejście do tematu zaklęć. Brak
inkantacji werbalnej jest raczej niespotykany wśród mistrzów tej sztuki.
Dowiodłaś jednak swego i teraz możemy być spokojni codo twoich umiejętności w
tej materii.
Aenna zaczerwieniła się. Nie wiedziała jak zareagować na
wszystko, co właśnie się działo, więc po prostu zachichotała. Skarciła się w
myślach niemal natychmiast, lecz Wielki Mistrz zdawał się nie zwracać na to
najmniejszej uwagi, ciągnąc swój monolog.
- To wciąż jeszcze
nie koniec. W związku z tym, że napłynęły do mnie niepokojące wieści, muszę
zmobilizować każdego zdolnego zakonnika, którego jestem w stanie znaleźć.
Ostatnimi czasy wysłaliśmy już prawie czterdziestu innych braci i siostry na
zachód, bo tam właśnie potrzebna jest pomoc. Choć wcale nie chciałbym rzucać
cię na tak głęboką wodę, obawiam się że nie ma innego wyjścia. Musisz wyruszyć
w ślad za nimi, Aenno. – Mężczyzna wstał
i przemaszerował przez swoją zagraconą książkami celę, a następnie złożył
zamaszysty podpis na jakimś kawałku papieru. – To twoje pozwolenie na
opuszczenie klasztoru oraz działanie w jego imieniu. Pobierz odpowiedni
ekwipunek ze zbrojowni i ruszaj, nawet jeszcze nim dzisiejsze słońce schowa się
za górami. Wyruszasz na swoją pierwszą misję, dziewczyno. Misję, która wielu
starszych od ciebie pewnie by przerosła, ale ty masz w sobie coś... coś innego.
Nastała cisza. Wielki Mistrz skończył swój monolog i
teraz stał, trzymając w wyciągniętej ręce kawałek papieru. Aenna wciąż
siedziała nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nie dość że właśnie
uniknęła kary za znieważenie i oślepienie nauczyciela, dodatkowo otrzymała
jeszcze szansę na pomaganie innym, rozpoczęcie spłacania swojego życiowego długu.
- Co... Co się
dzieje na zachodzie, Wielki Mistrzu? – zapytała znów najciszej jak potrafiła.
Starzec zmierzył ją ostrym spojrzeniem, które na ponów
zmroziło jej krew w żyłach.
- Wojna. Wojna,
którą przegrywamy – powiedział powoli, a następnie wcisnął Aennie kawałek
papieru do dłoni. Delikatnie nakierował ją w stronę wyjścia.
Dziewczyna stała przez chwilę na pustym korytarzu,
próbując pozbierać myśli.
- Czeka mnie długa
droga. Na rozmyślania przyjdzie jeszcze czas – wyszeptała i ruszyła w stronę
zbrojowni.
Kolejny świetny rozdział ;) Tylko jeden błąd:
OdpowiedzUsuńStłamsiła się w myślach niemal natychmiast - po prostu nie wiem, jak można się stłamsić w myślach ;p
No, robi się ciekawie :D
Zamieniona na "skarciła". Kolejny błąd fonetyczny ;)
UsuńDzięki za przeczytanie, sprawdzenie i dobre słowo, jak zwykle można na Ciebie liczyć ;)