piątek, 21 lutego 2014

#9 Ramię w ramię

Teraźniejszość napływała falami, uderzając o brzeg umysłu Aenny z nieubłaganą, stałą częstotliwością. Wpierw całkiem powrócił zapach. Ostre, chłodne powietrze pędzone wiatrem z samych szczytów gór – najprawdopodobniej bariera ochronna opadła po jej wyładowaniu magicznym.
Dotyk. Poczuła jak dwójka ludzi trzyma ją pod ramionami, wlekąc na wpół bezwładne nogi, próbujące nadążyć za przyspieszonym marszem. Po prawej wyraźnie wyczuwała mężczyznę. Miał silne i potężne ręce, a grube palce wbijał głęboko w jej ciało, zupełnie bez wyczucia. Po lewej natomiast zdecydowanie wiodła ją kobieta. Silna, pewna siebie, ale zarazem dość delikatna, używała tylko tyle siły, ile było potrzeba. Co jakiś czas konwulsyjnie zaciskała dłonie. Albo Aenna była zbyt bezwładna i co chwilę opadała, albo kobieta była bardzo zdenerwowana.
Dźwięki, które powoli napływały i układały się w znane odgłosy nie przyniosły nic nowego. Tupot kilku par stóp, zmęczone oddechy osób wokół niej, wiar wciąż gwiżdżący między ścianami klasztoru. Ktoś z tyłu szeptał. Aenna wytężyła słuch i wyłapała słowa z inkantacji do Eb. Czyżby ktoś się jednak nad nią ulitował?
Nagle przed oczami pojawiła jej się rozmazana, szaro-czarna plama, z każdym przybojem zyskująca na ostrości, lecz wciąż pozostająca raczej mozaiką kolorów. Rozejrzała się nieśmiało – silnym mężczyzną był ogrodnik, który dbał o wszystkie rośliny w przyklasztornej szklarni. Kobiety nigdy nie widziała, ale to akurat nie było wielkim zaskoczeniem. Aenna znała bardzo niewielu ludzi w klasztorze, większość z nich traktując jak tłum, zwykłe tło, które nieraz manifestowało się pod postacią poszczególnych osób albo grupek, których tak bardzo się bała i których tak usilnie unikała.
Pochód skręcił, teraz poruszał się wzdłuż korytarza otwartego po bokach – dziesiątki niewielkich łuków zastąpiły ściany, wpuszczając do środka przybierające barwę gorącego złota słońce.
Dziewczyna powoli odzyskiwała władzę we wszystkich kończynach i próbowała nadążyć za towarzyszącymi jej ludźmi, lecz bez większego powodzenia – co chwila myliła krok i przez kilka chwil pozwalała się ciągnąć bezwładnie, tylko po to by podjąć kolejną nieskuteczną próbę dorównania kroku pochodowi.
Wszyscy się zatrzymali, zwracając swoje twarze ku zwykłym, prostym drzwiom, które mogłyby stanowić zarówno wejście do jednej z celi, jak i schowek na narzędzia.
Ktoś zapukał niepewnie, a następnie odsunął się natychmiast z respektem. Zamek zachrobotał, zapadka wpadła na miejsce, a drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem.
Aenna została wprowadzona do środka i pozostawiona na środku pomieszczenia wypełnionego książkami. Przez chwilę stała niepewnie na własnych nogach, nie wiedząc czy zdoła utrzymać równowagę, ale znalazła oparcie w drewnianej półce wypełnionej pachnącymi wilgotnym papierem woluminami. Drzwi trzasnęły, a ona próbowała wyostrzyć wzrok na tyle, by wyłapać jakiekolwiek istotne szczegóły swojego otoczenia.
 - Biblioteka? – zapytała samą siebie.
 - Nie, to nie biblioteka. Ale też uwielbiam książki – rozległ się głos gdzieś po lewo od dziewczyny. Był lekko piskliwy, ale pod tą nieco zabawną nutą kryła się moc autorytetu i mądrości.
 - Kim... kim pan jest? Nie widzę jeszcze za dobrze... – Aenna skuliła się sama w sobie, czując jak dobrze sobie znane uczucie wstydu i bezradności powraca. Ukryła dolną część twarzy we wciąż stojącym kołnierzyku, próbując zniknąć w środku swojego własnego habitu.
 - Mój wygląd niewiele by ci powiedział, ostatnim razem widzieliśmy się jakieś... czternaście lat temu. – wyskrzypiał starzec.
 - Czternaś... – Dziewczyna zamilkła. Dotarło do niej że właśnie dość nonszalancko i bezpośrednio odniosła się do samego Wielkiego Mistrza zakonu Oe, tego, który niegdyś uratował jej życie na wespół z innym zakonnikiem, który przyniósł ją do zakonu.
Natychmiast odskoczyła od regału z książkami, padając na kolana. Głowę opuściła nisko, a wszystkie jej włosy rozlały się, tworząc swego rodzaju kurtynę zasłaniającą całą twarz.
 - Wstawaj! Nie przytargano cię tu tylko po to, żebyś sobie poklęczała. Siadaj.
Aenna wstała i po omacku dotarła do ściany, a chwilę później usiadła na czerwonej plamie, która wydawała jej się najbardziej zbliżona kształtem do krzesła.
 - Nie martw się starym Martym. Jak zwykle narzeka, trochę pojęczy, ale wzrok da się przywrócić – nota bene – przy pomocy kilku mikstur, które sama uwarzyłaś – powiedział mężczyzna, a w sercu Aenny zabłysnął promyczek nadziei, że może nie wszystko zostało już stracone.
 - To jednak nie koniec – ciągnął dalej Wielki Mistrz. – Pokazałaś dzisiaj jak bardzo cię nie docenialiśmy ze względu na twoje nietypowe podejście do tematu zaklęć. Brak inkantacji werbalnej jest raczej niespotykany wśród mistrzów tej sztuki. Dowiodłaś jednak swego i teraz możemy być spokojni codo twoich umiejętności w tej materii.
Aenna zaczerwieniła się. Nie wiedziała jak zareagować na wszystko, co właśnie się działo, więc po prostu zachichotała. Skarciła się w myślach niemal natychmiast, lecz Wielki Mistrz zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi, ciągnąc swój monolog.
 - To wciąż jeszcze nie koniec. W związku z tym, że napłynęły do mnie niepokojące wieści, muszę zmobilizować każdego zdolnego zakonnika, którego jestem w stanie znaleźć. Ostatnimi czasy wysłaliśmy już prawie czterdziestu innych braci i siostry na zachód, bo tam właśnie potrzebna jest pomoc. Choć wcale nie chciałbym rzucać cię na tak głęboką wodę, obawiam się że nie ma innego wyjścia. Musisz wyruszyć w ślad za nimi, Aenno.  – Mężczyzna wstał i przemaszerował przez swoją zagraconą książkami celę, a następnie złożył zamaszysty podpis na jakimś kawałku papieru. – To twoje pozwolenie na opuszczenie klasztoru oraz działanie w jego imieniu. Pobierz odpowiedni ekwipunek ze zbrojowni i ruszaj, nawet jeszcze nim dzisiejsze słońce schowa się za górami. Wyruszasz na swoją pierwszą misję, dziewczyno. Misję, która wielu starszych od ciebie pewnie by przerosła, ale ty masz w sobie coś... coś innego.
Nastała cisza. Wielki Mistrz skończył swój monolog i teraz stał, trzymając w wyciągniętej ręce kawałek papieru. Aenna wciąż siedziała nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nie dość że właśnie uniknęła kary za znieważenie i oślepienie nauczyciela, dodatkowo otrzymała jeszcze szansę na pomaganie innym, rozpoczęcie spłacania swojego życiowego długu.
 - Co... Co się dzieje na zachodzie, Wielki Mistrzu? – zapytała znów najciszej jak potrafiła.
Starzec zmierzył ją ostrym spojrzeniem, które na ponów zmroziło jej krew w żyłach.
 - Wojna. Wojna, którą przegrywamy – powiedział powoli, a następnie wcisnął Aennie kawałek papieru do dłoni. Delikatnie nakierował ją w stronę wyjścia.
Dziewczyna stała przez chwilę na pustym korytarzu, próbując pozbierać myśli.

 - Czeka mnie długa droga. Na rozmyślania przyjdzie jeszcze czas – wyszeptała i ruszyła w stronę zbrojowni.

2 komentarze:

  1. Kolejny świetny rozdział ;) Tylko jeden błąd:
    Stłamsiła się w myślach niemal natychmiast - po prostu nie wiem, jak można się stłamsić w myślach ;p
    No, robi się ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamieniona na "skarciła". Kolejny błąd fonetyczny ;)

      Dzięki za przeczytanie, sprawdzenie i dobre słowo, jak zwykle można na Ciebie liczyć ;)

      Usuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)