środa, 12 marca 2014

#16 Ramię w ramię

 - Rheb? – zapytał Goltan, gdy Urusyn podał mu rękę, pomagając w poniesieniu się na nogi.
 - Witaj wśród żywych.
 - Nie rozumiem… Karranie! Walczyłem jednym z nich, broniłem… Gdzie są Morra i Eoun?
Nastała chwila ciszy. Rheb pokręcił głową ze smutkiem.
 - Wioska była spalona do cna, nie widziałem tam nikogo poza tobą.
 Goltan opadł na kolana, ukrywając twarz w dłoniach.
 - Uspokój się. Pomyśl, dokąd mogłyby uciec.
 - Uciec? Od Karran? Były w domu, ja stałem w drzwiach. Gdy tylko padłem, pewnie od razu weszli do środka i…
Rheb złapał pasterza pod zdrowe ramię ściskając je. Minęło kilka chwil nim Ebsyn się opanował, a gdy spojrzał w górę, coś zmieniło się w jego oczach. Opuścił je ten świecący, radosny błysk.
 - Chcę zemsty. Chcę powybijać wszystkich Karran, którzy chodzą po tej ziemi. – Goltan wypowiedział te słowa zupełnie bez emocji.
 - Na wszystko przyjdzie pora. Mam już plan, musimy tylko dotrzeć do najbliższego miasta, które jeszcze stoi. Jesteś ze mną?
Pasterz pokiwał głową i złapał za wyciągniętą ku niemu rękę mężczyzny, pomagając sobie we wstaniu. Rheb podniósł swój plecak i ruszył w stronę drogi. Goltan ruszył w ślad za nim.
W umysłach obu mężczyzn kłębiły się setki myśli wywołanych zaistniałą sytuacją. Huśtawka pomysłów oraz emocji jakie gorzały w Goltanie musiała jednak na razie poczekać.
 - Co zrobimy? Nie pokonamy Karran we dwójkę – zapytał pasterz.
 - We dwójkę nie. Ale, na szczęście, nie jesteśmy sami. A przynajmniej mam taką nadzieję – odpowiedział spokojnie kupiec.
 - Chcesz podburzyć ludzi do buntu? To nie żołnierze, Rheb. Nie mają szansy przeciwko regularnej armii.
 - Karranie też nie są żołnierzami. Ledwie parę dni temu zabiłem dwójkę nawet nie łapiąc zadyszki. To muszą być poborowi.
 - Poboro…
 - Poza tym jest ich mało – przerwał mu Rheb. - Nie więcej niż dwa-trzy tysiące, jeśli miałbym strzelać. Prowadzą wojnę podjazdową i patrolują terytorium w małych grupkach. Frontalny atak na ich główne obozowisko ma szansę się udać, jeśli zbierzemy odpowiednią ilość wojska.
 - Wszystko masz przemyślane, co? – Goltan uśmiechnął się nieznacznie.
Urusyn spojrzał w dal i kiwnął delikatnie głową.
 - Przemyślałem wszystko. Pytanie tylko – czy nie za wiele z moich założeń okaże się tylko pobożnymi życzeniami…

Gdy dotarli do Moraneb, zaczynało zmierzchać. Przywitało ich kilku miejscowych z pałkami w dłoniach, lecz po krótkich wyjaśnieniach zostali przyjęci do wioski i zasiedli w karczmie z krawcem, który wydawał się przewodzić przynajmniej części ludzi w miasteczku.
 - Nigdy nie uda wam się przekonać ludzi do wstąpienia na wojenną ścieżkę. Inwazja ledwie się rozpoczęła, a już ponieśliśmy ogromne straty – spójrzcie tylko ilu ludzi leży w naszej świątyni, walcząc o każdy swój oddech. – Starszy mężczyzna skwitował swoje słowa solidnym łykiem kwaśnego piwa.
 - Właśnie dlatego nie zamierzamy prosić o stawanie w pierwszych szeregach tych, których wojna dotknęła najbardziej. Wy, ludzie z Moraneb, macie tylko zostać posłańcami. Rozesłać wici po wszystkich wsiach i miasteczkach o formowaniu się ochotniczej armii. Będziesz w stanie zorganizować ludzi, Kal? – zapytał Rheb, niemalże konspiracyjnym szeptem.
Krawiec zastanowił się chwilę i pokiwał głową.
 - Organizacja to nie problem. Główna sprawa tkwi w tym, żeby przekonać ludzi do waszej sprawy.
 - Tym zajmiemy się jutro, jeśli tylko zdołasz zebrać wszystkich mężczyzn zdolnych do podróżowania. Pomożesz nam, Kal? W imię starych interesów – Goltan wyciągnął zdrową rękę ku krawcowi.
Mężczyzna zawahał się, ale po chwili ścisnął niezgrabnie lewą rękę swojego dawnego przyjaciela i pokiwał głową. Rheb odpiął niewielką sakiewkę od swojego pasa i rzucił ją na stół przed siebie.
 - To na… koszty operacyjne – szepnął. Krawiec bez słowa schował pieniądze, rozglądając się podejrzliwie dookoła.
 - Jutro, godzinę po świcie, zbiorę tylu, ile się da. Tu, w karczmie. Mam nadzieję, że macie jakiś plan, panowie.

Kal podniósł się i pospiesznym krokiem wyszedł z karczmy. Rheb i Goltan dopili szczypiące w język wino, a następnie ruszyli na górę, by przespać się wreszcie w, co prawda twardym, ale chociaż prawdziwym, łóżku

2 komentarze:

  1. Pytanie tylko – czy nie za wiele z moich założeń było tylko pobożnymi życzeniami… - Było. I już nie jest? ;)
    No, no, robi się ciekawie, niecne plany... ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, w tym przypadku zdałoby się nawet czas przyszły wrzucić...

      Poprawiam, wielkie dzięki.

      Usuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)