- Rheb? – zapytał
Goltan, gdy Urusyn podał mu rękę, pomagając w poniesieniu się na nogi.
- Witaj wśród
żywych.
- Nie rozumiem…
Karranie! Walczyłem jednym z nich, broniłem… Gdzie są Morra i Eoun?
Nastała chwila ciszy. Rheb pokręcił głową ze smutkiem.
- Wioska była
spalona do cna, nie widziałem tam nikogo poza tobą.
Goltan opadł na
kolana, ukrywając twarz w dłoniach.
- Uspokój się.
Pomyśl, dokąd mogłyby uciec.
- Uciec? Od
Karran? Były w domu, ja stałem w drzwiach. Gdy tylko padłem, pewnie od razu
weszli do środka i…
Rheb złapał pasterza pod zdrowe ramię ściskając je. Minęło
kilka chwil nim Ebsyn się opanował, a gdy spojrzał w górę, coś zmieniło się w
jego oczach. Opuścił je ten świecący, radosny błysk.
- Chcę zemsty.
Chcę powybijać wszystkich Karran, którzy chodzą po tej ziemi. – Goltan
wypowiedział te słowa zupełnie bez emocji.
- Na wszystko
przyjdzie pora. Mam już plan, musimy tylko dotrzeć do najbliższego miasta, które
jeszcze stoi. Jesteś ze mną?
Pasterz pokiwał głową i złapał za wyciągniętą ku niemu
rękę mężczyzny, pomagając sobie we wstaniu. Rheb podniósł swój plecak i ruszył
w stronę drogi. Goltan ruszył w ślad za nim.
W umysłach obu mężczyzn kłębiły się setki myśli
wywołanych zaistniałą sytuacją. Huśtawka pomysłów oraz emocji jakie gorzały w
Goltanie musiała jednak na razie poczekać.
- Co zrobimy? Nie
pokonamy Karran we dwójkę – zapytał pasterz.
- We dwójkę nie.
Ale, na szczęście, nie jesteśmy sami. A przynajmniej mam taką nadzieję –
odpowiedział spokojnie kupiec.
- Chcesz podburzyć
ludzi do buntu? To nie żołnierze, Rheb. Nie mają szansy przeciwko regularnej
armii.
- Karranie też nie
są żołnierzami. Ledwie parę dni temu zabiłem dwójkę nawet nie łapiąc zadyszki.
To muszą być poborowi.
- Poboro…
- Poza tym jest
ich mało – przerwał mu Rheb. - Nie więcej niż dwa-trzy tysiące, jeśli miałbym
strzelać. Prowadzą wojnę podjazdową i patrolują terytorium w małych grupkach.
Frontalny atak na ich główne obozowisko ma szansę się udać, jeśli zbierzemy
odpowiednią ilość wojska.
- Wszystko masz
przemyślane, co? – Goltan uśmiechnął się nieznacznie.
Urusyn spojrzał w dal i kiwnął delikatnie głową.
- Przemyślałem
wszystko. Pytanie tylko – czy nie za wiele z moich założeń okaże się tylko pobożnymi
życzeniami…
Gdy dotarli do Moraneb, zaczynało zmierzchać. Przywitało
ich kilku miejscowych z pałkami w dłoniach, lecz po krótkich wyjaśnieniach
zostali przyjęci do wioski i zasiedli w karczmie z krawcem, który wydawał się
przewodzić przynajmniej części ludzi w miasteczku.
- Nigdy nie uda
wam się przekonać ludzi do wstąpienia na wojenną ścieżkę. Inwazja ledwie się
rozpoczęła, a już ponieśliśmy ogromne straty – spójrzcie tylko ilu ludzi leży w
naszej świątyni, walcząc o każdy swój oddech. – Starszy mężczyzna skwitował
swoje słowa solidnym łykiem kwaśnego piwa.
- Właśnie dlatego
nie zamierzamy prosić o stawanie w pierwszych szeregach tych, których wojna
dotknęła najbardziej. Wy, ludzie z Moraneb, macie tylko zostać posłańcami.
Rozesłać wici po wszystkich wsiach i miasteczkach o formowaniu się ochotniczej
armii. Będziesz w stanie zorganizować ludzi, Kal? – zapytał Rheb, niemalże
konspiracyjnym szeptem.
Krawiec zastanowił się chwilę i pokiwał głową.
- Organizacja to
nie problem. Główna sprawa tkwi w tym, żeby przekonać ludzi do waszej sprawy.
- Tym zajmiemy się
jutro, jeśli tylko zdołasz zebrać wszystkich mężczyzn zdolnych do podróżowania.
Pomożesz nam, Kal? W imię starych interesów – Goltan wyciągnął zdrową rękę ku
krawcowi.
Mężczyzna zawahał się, ale po chwili ścisnął niezgrabnie
lewą rękę swojego dawnego przyjaciela i pokiwał głową. Rheb odpiął niewielką
sakiewkę od swojego pasa i rzucił ją na stół przed siebie.
- To na… koszty
operacyjne – szepnął. Krawiec bez słowa schował pieniądze, rozglądając się
podejrzliwie dookoła.
- Jutro, godzinę
po świcie, zbiorę tylu, ile się da. Tu, w karczmie. Mam nadzieję, że macie
jakiś plan, panowie.
Kal podniósł się i pospiesznym krokiem wyszedł z karczmy.
Rheb i Goltan dopili szczypiące w język wino, a następnie ruszyli na górę, by
przespać się wreszcie w, co prawda twardym, ale chociaż prawdziwym, łóżku
Pytanie tylko – czy nie za wiele z moich założeń było tylko pobożnymi życzeniami… - Było. I już nie jest? ;)
OdpowiedzUsuńNo, no, robi się ciekawie, niecne plany... ;p
Faktycznie, w tym przypadku zdałoby się nawet czas przyszły wrzucić...
UsuńPoprawiam, wielkie dzięki.