środa, 19 marca 2014

#19 Ramię w ramię

Kapłanka Oe mieszała ostrożnie w żeliwnym kociołku, uważając by chochla nie zaplątała się w długie liście krążące wewnątrz. Zbyt dynamiczne poruszanie łyżką na tym etapie sprawiało, że zioła zbijały się w wielką kulę, która nie oddawała swoich składników do wody, przez co znacznie osłabiała działanie warzonej mikstury. Ciche postukiwania metalu o metal niosły się po świątyni Be, puszystej bogini zwiastującej obfite plony.
Ostatnie kilka dni wydawały się dość monotonne, choć miała do czynienia z kilkoma ciekawymi przypadkami. Odwiedziła już łącznie trzy wioski, tylko w jednej z nich spotykając większą liczbę rannych – w Moraneb. Pozostałe mieściny na szczęście nie doświadczyły jeszcze chłodnego oręża Karran, więc dziewczyna musiała zająć się tylko typowymi przypadłościami.
Na zewnątrz podniosły się krzyki, rozgorzał gwar. Aenna nie przestała powoli zataczać kręgów w kociołku, ale odwróciła głowę w stronę drzwi, które nagle otworzyły się z hukiem. Do środka wmaszerował pochód kilku mężczyzn niosących wyginającego się z bólu człowieka. Szaty miał rozdarte w kilku miejscach, a prawie całą skóra na ciele zmieniła się w krwawą mozaikę, jakby ranny został oskórowany. Aenna wypuściła chochlę z rąk i natychmiast podeszła do przyniesionego.
Wskazała delikatnie ręką na ziemię, rozkazując miejscowym położenie go na podłodze – wszyscy doskonale wiedzieli, że kapłanka nie będzie z nimi rozmawiać, tłumacząc co się dzieje. Wieść o milczącej służącej Oe obiegła okoliczne wsi w mgnieniu oka, co było dla dziewczyny nader wygodne, nie musiała konfrontować się z ludźmi już tak często.
Aenna uklękła przy wyginającym się z bólu mężczyźnie, jęczącym co chwila i delikatnie dotknęła skóry na jego przedramieniu. Po opuszkach palców dziewczyny przebiegła iskierka, rozchodząca się dalej, w górę ręki. Magia.
Ktoś rzucił na tego biedaka dość potężną klątwę. Czyżby Karranie mieli również magów bojowych?
Kapłanka przymknęła oczy i powiodła swoje ręce wysoko nad rannym, wyszukując kluczowych elementów wiążących zaklęcie z ciałem mężczyzny. Pięć mocnych punktów przyczepu, za nadgarstki, kolana i szyję, a także niewielka nitka biegnąca prosto do serca. Klątwa śmiertelna, która miała przed śmiercią przyprawić cel o wielkie katusze.
Aenna przypomniała sobie dokładnie rozdział książki traktujący o zdejmowaniu tego typu zaklęć. Wyciszyła się jeszcze bardziej, pozwalając delikatnej poświacie mocy dotrzeć do jej oczu tak, że teraz dokładnie widziała nitki siły poruszające się jak dym, oplatające rannego. Skumulowała energię w jednej z dłoni i powtarzając w myślach złożoną inkantację ochronną przecięła wiązkę klątwy, uwalniając serce z jej stalowego uścisku. Następie uwolniła również szyję, a później po kolei każdą z kończyn, uważając by swobodna energia nie uderzyła z powrotem w cierpiącego, a została rozproszona lub pochłonięta przez nią samą.
Klątwa, po kilkunastu minutach ostrożnych ruchów, została zdjęta, lecz mężczyzna wciąż miał na sobie poważne rany zadane przez złą magię. Tego typu oparzenia i rany nie goją się samoczynnie, trzeba więc zaopatrzyć je w zupełnie inny sposób nie wspomagając organizm w leczeniu, ale przejąć tę funkcję, naprawiając wszystkie szkody za pomocą maści, mikstur, magii oraz prostym, mechanicznym czynnościom.
Aenna przyciągnęła ku sobie skórzany plecak i ostrożnie wyjęła kilka słojów, pudełko kostek prowiantowych oraz ciasno związany skórzany pakunek pełen opatrunków. Zaczęła od kilku ogólnych zaklęć, które miały nieco ustabilizować stan chorego – praktyka dopuszczalna tylko podczas leczenia ludzi porażonych magią, ponieważ silnie wpływały na naturalną, niezmąconą energię każdego niewyćwiczonego w jej władaniu, doprowadzając często do poważnych komplikacji. W wypadku tych, których moc była już zaburzona ze względu na działanie złej magii, takie niebezpieczeństwo nie istniało, więc zastosowanie magii w procesie opatrywania ran było dopuszczalne.
Dziewczyna delikatnie przemyła wszystkie główne skupiska ran oraz oparzeń, a następnie, nie czekając aż woda zniknie z powierzchni skóry, nałożyła na najbardziej zniszczone rejony ciała zielonkawą, półpłynną substancję, która przyjemnie chłodziła oraz odbierała nadmiar ciepła zaabsorbowany przez tkanki. Rany jak zwykle obłożyła odpowiednią mieszanką ziół, tym razem jednak na okolice cięć nałożyła inną, intensywnie czerwoną maź, zlewającą się z powoli wypływającą krwią. Wreszcie na sam koniec przykryła wszystkie porażone magią rejony kawałkami płótna, a całość przycisnęła bandażami, upewniając się że leczone rejony są szczelnie okryte.
Ranny zaczynał powoli coraz lżej oddychać. Maści zaczynały powoli przynosić mu ulgę, a lecznicze rośliny puszczały już swoje soki, wypierając zanieczyszczenia i oczyszczając tkanki. Aenna wstała i pochyliwszy się nad mężczyzną, wyszeptała długą, melodyczną inkantację, przekazując mu tyle energii, ile tylko była w stanie. Widziała dokładnie jak ta nowo przetoczona moc skupia się wokół ran, powodując ich powolne zasklepianie. Zmusiła swoją własną magię do nauczenia ciała rannego przeciwdziałania magicznym ranom.
Ktoś zamaszyście otworzył drzwi, wytracając ją z koncentracji.

 - Mag! Atakuje wioskę! – wykrzyknął jakiś mężczyzna, nim padł bez życia porażony czarnym promieniem. Aenna instynktownie podniosła zasłonę i ostrożnie wyjrzała ze świątyni.

1 komentarz:

  1. Ostatnie kilka dni wydawały się dość monotonne - nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że powinno być wydawało się, nie wiem ;)
    Ranny zaczynał powoli coraz lżej oddychać. Maści zaczynały powoli przynosić mu ulgę - powtórzenie ;P
    Ciekawe, ciekawe :D
    PS Wchodzę w "środę" i szukam, patrzę, nie ma fragmentu! Myślę: Co jest? Dopiero następnego dnia zorientowałam się, że był wtorek xD

    OdpowiedzUsuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)