niedziela, 20 kwietnia 2014

#1 Kwant Filozoficzny

Tadeusz Grot siedział na – jak zwykle – niewygodnym, lichym siedzeniu kolei grawitacyjnej, szybując z prędkością dwóch tysięcy kilometrów na godzinę trzy tysiące metrów nad miastem. Za oknem zaczynało zmierzchać, choć dolne poziomy miasta od jakiegoś czasu spowijały już kompletne ciemności. Taki przywilej klas wyższych – mogą dłużej cieszyć się słońcem. Kilka dodatkowych minut ciepłego, naturalnego światła, a jak bardzo cieszy…
Tadeusz był naukowcem. Specjalizował się w fizyce z rozszerzeniem w kierunku astronomii. Na co dzień analizował odczyty czujników rozmieszczonych na satelitach okrążających Ziemię, naturalnie tylko interpretując wyniki wstępnie oznaczone przez komputer jako interesujące. W praktyce jednak jego praca sprowadzała się do odbierania kolejnych stosów papierów, przeglądania ich zawartości, a później pisania krótkich notek podsumowujących dokumenty i przesyłaniu ich dalej. Mechaniczna robota, którą mógłby wykonywać każdy.
Kolejka zaczęła zwalniać, wyhamowując w tempie niezaburzającym funkcjonowania ludzkiego organizmu, ale wystarczająco odczuwalnym, by było to nieprzyjemne. Mężczyzna skrzywił się, czując jak wszystkie jego narządy przekręcają się na drugą stronę, lecz mimo to wstał i podszedł do wyjścia. Wagon stanął, drzwi rozsunęły się, a Tadeusz wyszedł na przystanek. Kolejka ruszyła w dalszą podróż, zostawiając do samego na ciemnym chodniku zawieszonym trzy kilometry nad powierzchnią Ziemi, który wyglądał zupełnie jak ulica wyrwana z dwudziestego pierwszego wieku – betonowe płyty ograniczone chodnikiem, brudne ściany budynków, droga z dziesiątkami dziur. Przedziwnie zwyczajne, poza wyrwą przebiegającą dokładnie przez sam środek ulicy – miejscem na kolej grawitacyjną. Przez szczelinę co kilkanaście metrów przerzucone były automatycznie składane i rozwijane kładki, żeby umożliwić ludziom normalne przemieszczanie się między obydwiema stronami drogi.
Tadeusz ruszył w dół ulicy, a następnie skręcił w prawo, w wąską uliczkę prowadzącą do jego mieszkania. Otworzył frontowe drzwi kluczykiem, wjechał windą na pięćdziesiąte piąte piętro i wszedł do swojego mieszkania oznaczonego numerem cztery tysiące sto osiemdziesiąt jeden.
Przywitał go przyjemny zapach mięsa pieczonego w warzywach. Gdy tylko trzasnął drzwiami, na spotkanie wyszła mu jego żona, Natalia, którą pocałował, nim ściągnął płaszcz i zzuł buty. Pod spodem jak zwykle miał fartuch laboratoryjny, czysty, acz odrobinę poszarzały. Cały czas zastanawiał się dlaczego każą nosić mu ubranie ochronne, mimo że pracuje z suchymi danymi…
Małżeństwo zasiadło do obiadu. W tle spikerka wiadomości podawała informacje na temat produkcji czekolady. Tadeusz wziął do ust pierwszy kęs, przymknął oczy i uśmiechnął się.
 - Pychota… Ty to jednak wiesz jak sprawić mi przyjemność, kochanie – powiedział, choć smak potrawy wcale nie był oszałamiający.
Kobieta odwzajemniła uśmiech, nie przerywając jedzenia.
 - Jak było w pracy? Stało się coś ciekawego? – zapytała po chwili.
Tadeusz spochmurniał nieco.
 - Wiesz dobrze jak to jest. To nie jest centrum naukowe, a fabryka wynalazków. Nie oczekują ode mnie bycia prawdziwym naukowcem, a raczej… maszynką wypluwającą co jakiś czas niesamowite odkrycie, tylko na ich własny, komercyjny użytek.
 - Ważne, że dobrze płacą i mamy za co żyć, prawda?
 - Prawda, prawda… Ale ta ciągła kontrola. Jeśli człowiek choć na chwilę przestanie pracować, robot patrolujący natychmiast podlatuje i zaczyna naliczać karne sekundy odejmowane od wypłaty według zupełnie nieznanego mi algorytmu. Jakim cudem zarabiając miesięcznie osiem tysięcy Utmonet dziesięć sekund drapania się po nosie kosztuje mnie pięćdziesiąt Utmonet? Dobrze że chociaż w domu można zachowywać się swobodnie…
Nastała nienaturalna cisza. Spikerka przestała podawać informacje na temat czekolady, wlepiając oczy prosto w niego, choć siedział z boku telewizora. Serce naukowca przyspieszyło. Czyżby naprawdę…
Kobieta w telewizji zaczęła dalej mówić, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Tadeusz wolał nie poruszać tego tematu.
Resztę posiłku zjedli w ciszy.


Kolej spóźniła się dzisiaj o dwadzieścia minut. Na szczęście Tadeusz był przygotowany na taką ewentualność i jak zwykle wyszedł pół godziny przed czasem tak, że w centrum był dokładnie o czasie – po prostu dzisiaj nie musiał czekać kilku chwil nim system zostanie aktywowany.
Zdał płaszcz do szatni i ruszył dalej, w stronę bramek wejściowych. Z przedniej kieszeni fartucha wyciągnął kartę pracowniczą, przeciągnął ją po metalowym blacie jednej z bramek, a następnie wszedł do dużego atrium, pośrodku którego ustawiony był okrągły moduł w którym pracowali ludzie zajmujący się kontaktami z petentami.
Tadeusz skręcił w prawo, w stronę wind, wsiadł do jednej i wybrał trzysta siedemdziesiąte siódme piętro. W tle brzmiała ta sama, denerwująca muzyka, nie zmieniona od dwunastu lat, które już przepracował w centrum naukowym. Na szczęście podróż na jego poziom trwała zaledwie kilkanaście sekund, więc nim zdążył się naprawdę zirytować, wyszedł na tanią, szorstką wykładzinę i ruszył w stronę sali numer osiem. Zniknął w labiryncie cienkich ścianek oddzielających od siebie stanowiska pracownicze. Przed oczami mignęło mu kilka znajomych twarzy oraz kilka fryzur, które rozpoznał (w zależności od położenia kabiny, osoby siedziały tyłem lub przodem do alejki).
Wszedł do swojego boksu oznaczonego numerem dwadzieścia jeden i usiadł na krześle, które jęknęło przeciągle. Czujnik wykrył jego przybycie, a następnie natychmiast wysłał odpowiednie rozkazy do centralnego komputera, przydzielając mu odpowiednie zadania. W grubej rurze pneumatycznej umieszczonej pośrodku jego biurka pojawiła się pierwsza kapsuła, którą Tadeusz bezceremonialnie wyjął, otworzył i wyciągnął z niej rulon papieru.
Przebijał się przez kolumny cyfr oraz lakonicznych oznaczeń z mozołem, powoli łącząc fakty i interpretując wyniki. Kilka satelitów znad oceanu Atlantyckiego odebrało dziwne odczyty promieniowana pochodzące z okolicy nieba, w której wykryto kiedyś wybuchy nieskoordynowanych impulsów gamma. Najprawdopodobniej był to bardzo skomplikowany układ pulsarów wysyłający „sygnał” w kierunku Ziemi co bardzo długi odcinek czasu, albo przemierzająca wszechświat czarna dziura, wyrzucająca czasem niewielkie ilości promieniowania. Mimo wszystko nie było to ani interesujące, ani warte dalszego badania.
Tadeusz zanotował swoje spostrzeżenia, zapakował papiery do kapsuły i wysłał dalej, do weryfikacji, kolejnym tunelem.
Nie czekał nawet piętnastu sekund na przybycie kolejnej porcji danych do rozgryzienia. Niebieski papier prześwitywał przez plastikową obudowę, dając nadzieję na nieco ciekawsze informacje – tym kolorem oznaczane były czujniki umieszczone na wyższych orbitach, wysoko wyspecjalizowane i przystosowane do odbierania nawet najdrobniejszych odchyleń od normalności. To właśnie dzięki nim najczęściej dokonywane były największe odkrycia, jak udowodnienie istnienia cząstki X przeszło dwa lata temu. Cząstka X odpowiadała za nadawanie ładunku elektrostatycznego nienaładowanym cząstkom, co znalazło zastosowanie w produkcji wysokoenergetycznych magnesów i przyczyniło się do rozwoju kolei magnetycznej, która okalała prowincjonalne rejony nie mogące pozwolić sobie na zastosowanie znacznie bardziej wydajnej, ale droższej w stworzeniu, kolei grawitacyjnej.
Podobno naukowiec, który po raz pierwszy oznaczył cząstki X pracował zaledwie dwa piętra wyżej, co ciekawe również w boksie numer dwadzieścia jeden, jak Tadeusz. Naukowiec za każdym razem gdy otrzymywał niebieskie papiery skrycie marzył, by odkryć coś rewolucyjnego. Wreszcie wykazać się i zrobić to, o czym marzył odkąd opuścił uniwersytet – dokonać prawdziwego odkrycia naukowego, zdobyć uznanie, awansować, zostać głównodowodzącym całego piętra naukowców, a może nawet całego segmentu składającego się z osiemdziesięciu dziewięciu poziomów, zajmujących się określoną grupą czujników, albo konkretnym tematem.
Tadeusz wyciągnął papiery z kapsuły i spojrzał na nagłówek.

Satelita Badawczy SB-009227465-Orion

Tak jak podejrzewał, górna orbita, niemalże niezakłócona przez odczyty z Ziemi. Przeniósł wzrok trochę niżej.

Wykrycie 4 kwantów energii o nieprzypisanej wartości

 - Pewnie błędy z kalibracją… - wyszeptał Tadeusz, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówi na głos.
Serce zaczęło mu bić trochę szybciej.

Wpis 1 ------------- 02:01:01 ------------ 0,0377 ------------- niezidentyfikowane
Wpis 2 ------------- 06:01:01 ------------ 0,0376 ------------- niezidentyfikowane
Wpis 3 ------------- 10:01:01 ------------ 0,0378 ------------- niezidentyfikowane
Wpis 4 ------------- 14:01:01 ------------ 0,0377 ------------- niezidentyfikowane

Dokładnie co cztery godziny coś wysyłało w ich kierunku porcje energii, które miały niespotykanie zbliżone wartości, na poziomie błędu pomiarów. Żadna sygnatura nie pasowała do tej określonej liczby. Do fotonu było mu zdecydowanie za mało, a pole grawitacyjne do wygenerowania takiej siły potrzebowałoby Jowisza oscylującego kilka kilometrów od czujnika.
Tadeusz wziął długopis i nabazgrał pospiesznie kilka zdań, zapisując swoje spostrzeżenia. Na początku chciał po prostu włożyć papiery z powrotem do kapsuły i odesłać je dalej, ale zawahał się na chwilę. A jeśli to naprawdę coś ważnego? Coś przełomowego?
Odłożył pojemnik na biurko, spiął nieco zmięte dokumenty, a następnie ostrożnie włożył je pod notatnik leżący przy jego prawej ręce. Rozejrzał się, poddenerwowany, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Nawet robot nadzorujący wlepiał komuś karny mandat za obijanie się w drugim końcu pomieszczenia.
Tadeusz wychylił się ze swojego boksu, spoglądając w stronę przeszklonych drzwi z wielkim napisem „Nadzorca 377”. Przełknął ciężko ślinę i wrócił do swojego stanowiska pracy. Nabazgrał szybką notkę mówiącą o braku interesujących wyników, wepchnął ją do pojemnika i wysłał dalej.
Po chwili, jak gdyby nigdy nic, przybyła następna kapsuła z kolejnym zestawem nudnych danych.


Ta noc była wyjątkowo niespokojna. Tadeusz najpierw przez bardzo długi czas nie mógł zasnąć, a gdy wreszcie mu się to udało, przebudzał się co kilkadziesiąt minut. Dlaczego odłożył te papiery? Dlaczego nie wysłał ich dalej, tak jak powinien?
Chyba wreszcie chciał zacząć robić to, dla czego w ogóle wybrał się na studia fizyczne. Chciał być naukowcem, który odkrywa tajemnice wszechświata. Tylko jakim cudem, bez żadnych dodatkowych badań miał to osiągnąć?
Nad tym nie zdążył się jeszcze poważnie zastanowić. Na razie planował jutro spakować papiery do plastikowej teczki i przemycić je na zewnątrz pod koszulą. Plan był ryzykowny jak jasna cholera, wystarczył nieuważny ruch, by ujawnić nieregularny kształt pod materiałem. Wystarczył odpowiedni skaner w sensorach robota nadzorującego, by wszystko szlag trafił, ale Tadeusz czuł, że musi podjąć ryzyko. Musi wydostać z centrum naukowego te dane, bo inaczej zostaną one zwyczajnie zmarnowane jako inwestycja o niewystarczającej potencjalnej rentowności.
Naukowiec wpatrywał się w czerwone, elektroniczne cyfry zegara od ponad godziny. Nie liczył już na to, że zaśnie, tym bardziej że zegar wskazywał szóstą pięćdziesiąt dziewięć. Jeszcze chwila i… odezwał się wżynający w umysł dźwięk alarmu, natychmiast wyłączony przez Tadeusza, który czekał z ręką na wyłączniku.
Natalia na szczęście się nie przebudziła. Tłumaczenie jej niewyspania i podenerwowania byłoby dodatkową komplikacją, której nie potrzebował. Odpuścił sobie śniadanie, tylko przemył twarz, ubrał się i wyszedł na zewnątrz.
Słońce ledwie zaczynało wychylać się znad horyzontu, odległy szum na jednej z autostrad tworzył nierzeczywiste tło dla wyblakłego świata. Tadeusz, orzeźwiony odrobinę chłodnym powietrzem, ruszył w stronę przystanku kolei grawitacyjnej.
O dziwo wagon przyjechał pięć minut przed czasem, tak więc naukowiec był w centrum ponad pół godziny przed czasem. W środku panowała nienaturalna cisza – nikt jeszcze nie przyszedł, a w całym obiekcie nie było nikogo poza kilkoma ochroniarzami z nocnej zmiany.
Bez przekonania wyciągnął kartę, idąc w stronę bramek. Jedna z nich się otworzyła, choć nie przytknął przepustki do odpowiedniego panelu.
 - Czyżby wreszcie zamontowali bezprzewodowe czytniki? – zapytał sam siebie, wchodząc do środka.
Wjechał windą na swoje piętro, znalazł swoje drzwi oraz swój boks. Usiadł na skrzypiącym krześle i zatopił twarz w dłoniach, rozcierając ją delikatnie.
Rozejrzał się dyskretnie. Robot nadzorujący wciąż siedział w swojej stacji dokującej, nikogo innego nie było jeszcze w biurze. Nie będzie miał lepszej okazji by wprowadzić swój plan w życie.
Dyskretnie rozpiął guziki koszuli, a następnie wyciągnął z nich czarną, plastikową teczkę. Wepchnął do środka pospiesznie dokumenty wciąż leżące pod zeszytem, cały czas rozglądając się na boki, zamknął zapięcie i wepchnął pakunek pod ubranie. Jak nigdy zapiął również fartuch, by jeszcze bardziej zabezpieczyć się przed potencjalnym wykryciem.
Serce waliło mu jak oszalałe, pocił się i czuł jakby właśnie skończył maraton.
 - To wszystko w imię nauki – szepnął do siebie.
Jego myśli zatrzymały się na chwilę przy momencie wyciągania dokumentu spod zeszytu. Coś było nie tak… tylko co? Nagłówek wyglądał podobnie, zestaw danych również. Kolor się zgadzał, tylko… całość była do góry nogami. Wczoraj odłożył papiery tak, że mógł wszystko bez problemu przeczytać, teraz literki były odwrócone. Co znaczy że ktoś tu był, odkrył jego kryjówkę, podniósł dokumenty, a następnie odłożył je do góry nogami.
 - O mój Boże… - wyszeptał.
 - Wreszcie się pan zorientował? Zajęło to panu chwilę – powiedział głos za jego plecami.
Tadeusz obrócił się na krześle, a jego oczom ukazała się dwójka rosłych, łysych mężczyzn w garniturach i czarnych okularach,  którzy zagradzali mu wyjście z boksu.
 - Kradzież dokumentów należących do firmy to poważna sprawa, panie Grot. – Drugi mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
 - Będzie najlepiej, jeśli pójdzie pan z nami, panie Grot. Bez szarpania, tak będzie łatwiej.
Tadeusz nie wiedział co zrobić. Pomyślał o swojej żonie, Natalii. Jak ona sobie da radę bez niego? Wiedział dobrze jaką karą jest jawne wystąpienie przeciw firmie. Podpisywał kontrakt wiele lat temu, ale punkt 11b zrobił na nim takie wrażenie, że dokładnie pamiętał jego treść – „Kto w jakikolwiek sposób zagrozi interesom firmy, lub jawnie przeciw nim wystąpi, zobowiązany jest dobrowolnie poddać się deneuralizacji.”
Deneuralizacja. Wypalenie wszystkich komórek nerwowych ciała. Natychmiastowy zgon bez możliwości przywrócenia do życia przy pomocy cudów współczesnej medycyny…
Tadeusz wstał, dwójka mężczyzn ujęła go pod ramiona – rychło w czas, bo gdy tylko poczuł ich dotyk, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Na szczęście agenci byli wystarczająco silni by go podtrzymać, nim odzyska rezon.
Cała trójka, krok za krokiem, ruszyła w stronę oszklonych drzwi z napisem „Nadzorca 377”.


 - Muszę poprosić o zwrócenie dokumentów, które są własnością firmy, panie Grot – powiedział jeden z mężczyzn, gdy przeszli przez oszklone drzwi.
Dwie silne ręce puściły Tadeusza, a on, ledwo utrzymując się na nogach, rozedrganymi rękoma rozpiął fartuch, koszulę i wyciągnął spod ubrania teczkę. Drugi agent delikatnie wyciągnął ją z dłoni naukowca, podczas gdy pierwszy przycisnął kąt żuchwy, wypowiadając kilka niezrozumiałych słów.
Wykładzina pokrywająca dokładnie cały gabinet nadzorcy zaczęła się marszczyć i pękać. W samym środku, fragment podłogi od drzwi aż do biurka zaczął powoli zjeżdżać w dół, tworząc schody prowadzące do korytarza wyłożonego białymi, podświetlanymi panelami.
 - Zapraszamy dalej. – Tadeusz poczuł dłoń na swoim lewym ramieniu, która popchnęła go delikatnie w stronę zejścia.
Znaleźli się w dość długim korytarzu, który wydawał się składać z czystego światła porozdzielanego srebrnymi kwadratami rozgraniczającymi poszczególne panele. Gdy ruszyli jednak dalej, coś zaczęło się nie zgadzać – co jakiś czas po bokach pojawiały się spore, oszklone drzwi z niewielkimi metalowymi numerkami wtopionymi w szkło. W środku nie było typowych foteli dzięki którym przeprowadzało się deneuralizację, a w pełni wyposażone laboratoria wypełnione sprzętem najwyższej klasy.
Pochód zatrzymał się przy drzwiach oznaczonych numerem dwudziestym pierwszym.
 - Proszę przyłożyć rękę do czytnika, panie Grot – rozkazał jeden z mężczyzn.
Tadeusz położył dłoń na przezroczystym panelu, a drzwi natychmiast odsunęły się na bok. Cała trójka weszła do środka.
Pomieszczenie było dość spore i nadspodziewanie jasne. Świetlne panele ukrywały nieskazitelnie białe meble i biurko, na którym leżała brązowa teczka z zamkiem genetycznym. Obok niej znajdował się srebrny telefon z kilkoma kolorowymi przyciskami zamiast zwykłej klawiatury numerycznej.
 - Winni jesteśmy panu pewne wyjaśnienia. Wydawało nam się przez chwilę, że jest pan raczej przerażony naszą wizytą, a nie ma ku temu żadnych powodów.
 - Czyli… nie chcecie mnie zabić? – zapytał rozedrganym głosem Tadeusz.
Dwójka mężczyzn zaśmiała się, spoglądając na siebie spod ciemnych okularów.
 - Oczywiście, że nie! Wykazał pan odpowiedniego ducha! Zechciał pan poprowadzić prawdziwe badania zamiast zwykłego przerzucania papierków. Pokazał pan swoją prawdziwą wartość, a w nagrodę otrzymał pan to… laboratorium do pańskiej dyspozycji.
 - Laboratorium?
 - Naturalnie nie ma tu jeszcze żadnego sprzętu, ale to żaden problem. Stefan, zademonstruj.
Drugi agent podszedł do telefonu, podniósł słuchawkę i nacisnął niebieski guzik.
 - Pani Joanno, zgłaszamy zapotrzebowanie na wysokoenergetyczny laser zielony, bez kryształów fazujących.
Odłożył słuchawkę, a chwilę później ściana rozstąpiła się, przepuszczając drobną kobietę niosącą w rękach spore urządzenie. Miała na sobie niewielki egzoszkielet, który przejmował sporą część masy obiektu, który przenosiła.
Kobieta znikła tak szybko jak się pojawiła, lecz teraz na jednej z półek stało urządzenie, które przed chwilą zostało zamówione.
 - Wszystko, czego pan potrzebuje. Wszystko żeby zbadać anomalię, którą pan wykrył. Dodatkowe informacje znajdzie pan w teczce, która leży przed panem.
Tadeusz opadł na krzesło zupełnie bez sił. To jeszcze nie zaczęło skrzypieć, więc tylko jego westchnięcie ulgi pomieszanej z zachwytem wypełniło pomieszczenie.
 - A co z moją żoną, co z Natalią?
 - W związku z tym, że spędzi pan tu… trochę czasu, pana żona otrzymała już list informujący ją o pana pilnej delegacji na kolonii Księżycowej. Otrzymała również tymczasowe środki do życia w wysokości dziesięciu tysięcy Utmonet.
 - Co pan rozumie przez „spędzę tu trochę czasu”? – Tadeusz spojrzał prosto w oczy agenta.
 - Zapomniałbym. Ten punkt badawczy jest obiektem warunkowo zamkniętym. Wydostanie się z niego możliwe jest tylko po otrzymaniu przepustki, a podczas pobytu na zewnątrz konieczne jest noszenie obroży blokującej, naturalnie aby zapewnić bezpieczeństwo danych firmy.
Naukowiec nie odpowiedział.
 - Jeszcze coś? – zapytał mężczyzna nazwany wcześniej Stefanem.
 - Jeśli nie zamierzają mnie panowie zabić, to… myślę że z chęcią zapoznam się z zawartością brązowej teczki.
Mężczyźni skinęli głowami i wyszli. Po chwili jeden z nich wrócił, odkładając na półkę czarną teczkę odebraną wcześniej Tadeuszowi.
Naukowiec nie wiedział co się wydarzyło, ani czy za chwilę nie obudzi się we własnym łóżku. Chwycił za zamek genetyczny, który delikatnie zadrapał skórę na jego palcu, a później odskoczył z cichym kliknięciem. Otworzył teczkę i zaczął czytać.

6 komentarzy:

  1. No, zaczyna się ciekawie :D Nie widzę żadnych błędów, mogłabym się jedynie przyczepić do "odneuroniania" xD Dziwnie to brzmi ;p
    PS Rozwaliło mnie "Stefan, zademonstruj" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... To jak inaczej? Deneuralizacja? Musi pozostać rdzeń słowa "neuron", bo o to w procedurze chodzi. Odneuronienie było pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy, ale nie znaczy to, że jest najlepsza...
      Pokombinuję, dzięki za zwrócenie uwagi.

      Usuń
  2. Deneuralizacja brzmi lepiej, tak jakoś poważniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. 46 yr old Tax Accountant Thomasina McGeever, hailing from Guelph enjoys watching movies like "Time That Remains, The" and Stone skipping. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Ferrari 250 GT Berlinetta Competizione. przeczytaj ten artykul

    OdpowiedzUsuń
  4. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)