piątek, 4 kwietnia 2014

#26 Ramię w ramię

Wiatr hulał jak oszalały, wciskając w twarz śnieg, który niósł ze sobą. O ile Rheb był w stanie przeciwstawić się żywiołowi, bo miał na twarzy gogle oraz gruby szal, o tyle Goltan, targany przez wicher oraz miarowy, kołyszący krok olbrzyma, zmagał się jednocześnie z mrozem, śniegiem i nudnościami.
 - Widzę wodę! – krzyknął Rheb, przelatując nisko nad głową Horta.
Pasterz wychynął spomiędzy koców, w które się owinął, i zobaczył nierówną taflę morza na horyzoncie.
Kupiec ustawił skrzydła tak, by łapały nieco mniej wiatru, a następnie zanurkował, lecąc na zwiad. Wrócił po kilku minutach. Starał się utrzymywać maszynę we w miarę stabilnym locie okrężnym, by móc przekazać dłuższą wiadomość swojemu przyjacielowi. Z oddali wyglądało to jakby natrętna mucha krążyła wokół głowy golema, tylko czekając na rozgniecenie z ręki żywiołaka.
 - Udało się! Se… - Rheb odleciał trochę dalej, więc jego głos utonął w śnieżycy. – Setki ludzi, może nawet tysiące! Ebsyni i Uru… Ebsyni i Urusyni odpowiedzieli na wezwanie!
Goltan całkiem już odgrzebał się w koców i stanął ostrożnie na głowie golema, wpatrując się w dal.
Faktycznie, choć większość namiotów przykryta była warstwą śniegu, na obszernych polach przy zatoce Ak’t znajdowało się co najmniej dwieście sporych prowizorycznych schronień, a małe, czarne mrówki krzątające się między nimi sprawiały wrażenie, że wszystko porusza się i tętni życiem.
Goltan uśmiechnął się szeroko i zaśmiał w głos.
Pierwsi ludzie zaczęli zbierać się od północno – zachodniej strony. Część z nich była uzbrojona – niektórzy mieli lepszej lub gorszej jakości miecze, topory i bronie obuchowe, inni trzymali w rękach proste, długie drewniane łuki ze strzałami nałożonymi na cięciwy. Ciekawe jak wielkie wrażenie na Horcie wywarłoby kilka grotów lecących w jego stronę…
Rheb wylądował pierwszy, na kilkadziesiąt metrów od linii ustawionych ludzi. Nim zdążył zdjąć gogle, czapkę i szal, Goltan został delikatnie opuszczony na ziemię przez golema, przed którym wszyscy cofnęli się o kilka metrów. Ożywione rozmowy ludzi wskazujący to na żywiołaka, to na gigantów, to na dziwną, latającą machinę wypełniły zatokę Ak’t.
Przez tłum ktoś zaczął się przebijać, a wszyscy którzy spostrzegli kim jest ów człowiek, odsuwali się z szacunkiem, skłaniając lekko głowy.
 - Kal! – wykrzyknął Goltan, podchodząc do przyjaciela.
Uścisnęli się, po chwili i Rheb podał rękę krawcowi.
 - Cóż to za cuda i dziwy? – zapytał Kal, spoglądając na gigantów.
 - Miałem pytać o to samo – zaśmiał się uradowany Rheb, rozglądając się po obozie. – Ilu ludzi przybyło?
 - Mamy ponad tysiąc mężczyzn, Ebsynów i – co dziwniejsze – Urusynów. Pierwsi przybyli tu jakieś dwa tygodnie temu, a każdego dnia pojawia się kilku kolejnych.
 - Tysiąc ludzi? Wszyscy uzbrojeni? Toż to armia, którą podbilibyśmy cały Stary Kontynent… - wyszeptał Rheb, a w jego oczach błysnął blask chciwości.
 - Wpierw odbijmy nasze ziemie, później będziemy planować przejęcie władzy nad światem! – roześmiał się Goltan.
 - Chodźcie do namiotu, napijemy się czegoś, omówimy szczegóły – zaproponował Kal, kładąc ręce na ramionach obu mężczyzn.
 - Zaraz do was dołączę – powiedział pasterz, wyślizgując się spod dłoni krawca. Podbiegł do stóp Gurba, który przyklęknął i nadstawił swojego skalnego ucha.
 - Ty i giganci możecie rozłożyć się od północnej strony obozu. Gdy tylko ustalę co się tu dokładnie dzieję, przyjdę do was i wszystko omówimy. Na razie ty jesteś tutaj dowódcą.
Gigant skinął głową, a następnie wstał, podchodząc do swoich pobratymców, by przekazać im rozkazy. Goltan upewnił się, że golem również ruszy razem z olbrzymami, a następnie ruszył szybkim krokiem w kierunku namiotu, który wskazali mu żołnierze.

 - Tysiąc ludzi, tuzin gigantów, skalny golem… - powiedział Kal, stawiając przed każdym cynowe kubki wypełnione kwaśnawym winem.
 - Do tego małe wsparcie od naszych braci wynalazców, które udało mi się załatwić – dodał Rheb, pociągając krótki łyk trunku i krzywiąc się.
 - Po drodze widziałem też kilka trebuszy, które były rozmontowywane. Mamy nawet artylerię! – powiedział Goltan.
 - Mamy też po swojej stronie setkę bestii, którym nawet najcięższa kawaleria nie dorasta do pięt – dodała dziewczyna w niebieskim habicie, która niespodziewanie weszła do namiotu.
Krawiec sięgnął do pasa po miecz, lecz Rheb powstrzymał go dłonią. Dziewczyna rozejrzała się po wnętrzu prowizorycznego schronienia, a następnie przysiadła się do lichego, drewnianego stołu.
 - Jaki macie plan ataku? Co i jak mamy robić? – Kal zgrabnie zignorował przybycie nowego gościa, mając nadzieję że obecność dziewczyny wyjaśni się prędzej czy później.
 - Uderzymy od frontu, mamy miażdżącą przewagę liczebną. Karranie są wyniszczeni przez dotychczasową inwazję, musieli szybko organizować schronienie na zimę, a przede wszystkim, wcale nie przybyło ich tu tak wiele. Rheb oszacował że nie ma ich tu więcej niż kilka setek.
 - Prawda. Nasze straty nie powinny być zbyt duże i właśnie dlatego, część ludzi musimy rozesłać dalej – powiedział kupiec.
Wszyscy zamarli, wpatrując się w Urusyna z zaciekawieniem.
 - Po co dzielić i tak dość skromne siły? Owszem, mamy przewagę, ale co jeśli Karranie są lepiej wyszkoleni? – zapytał wreszcie Kal.
 - To patałachy. Sam rozpłatałem dwóch w kilku cięciach - to musieli być poborowi – wyjaśnił Rheb.
 - Gdzie zatem mamy wysłać naszych? Co planujesz? – zapytał Goltan.

 - O tym porozmawiamy później. Teraz wydaj rozkaz wymarszu, musimy ruszyć na północ jak najszybciej to możliwe – powiedział kupiec, wychodząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)