Wiatr hulał jak oszalały, wciskając w twarz śnieg, który
niósł ze sobą. O ile Rheb był w stanie przeciwstawić się żywiołowi, bo miał na
twarzy gogle oraz gruby szal, o tyle Goltan, targany przez wicher oraz miarowy,
kołyszący krok olbrzyma, zmagał się jednocześnie z mrozem, śniegiem i
nudnościami.
- Widzę wodę! –
krzyknął Rheb, przelatując nisko nad głową Horta.
Pasterz wychynął spomiędzy koców, w które się owinął, i
zobaczył nierówną taflę morza na horyzoncie.
Kupiec ustawił skrzydła tak, by łapały nieco mniej
wiatru, a następnie zanurkował, lecąc na zwiad. Wrócił po kilku minutach.
Starał się utrzymywać maszynę we w miarę stabilnym locie okrężnym, by móc
przekazać dłuższą wiadomość swojemu przyjacielowi. Z oddali wyglądało to jakby
natrętna mucha krążyła wokół głowy golema, tylko czekając na rozgniecenie z
ręki żywiołaka.
- Udało się! Se… -
Rheb odleciał trochę dalej, więc jego głos utonął w śnieżycy. – Setki ludzi,
może nawet tysiące! Ebsyni i Uru… Ebsyni i Urusyni odpowiedzieli na wezwanie!
Goltan całkiem już odgrzebał się w koców i stanął
ostrożnie na głowie golema, wpatrując się w dal.
Faktycznie, choć większość namiotów przykryta była
warstwą śniegu, na obszernych polach przy zatoce Ak’t znajdowało się co
najmniej dwieście sporych prowizorycznych schronień, a małe, czarne mrówki
krzątające się między nimi sprawiały wrażenie, że wszystko porusza się i tętni
życiem.
Goltan uśmiechnął się szeroko i zaśmiał w głos.
Pierwsi ludzie zaczęli zbierać się od północno –
zachodniej strony. Część z nich była uzbrojona – niektórzy mieli lepszej lub
gorszej jakości miecze, topory i bronie obuchowe, inni trzymali w rękach
proste, długie drewniane łuki ze strzałami nałożonymi na cięciwy. Ciekawe jak wielkie
wrażenie na Horcie wywarłoby kilka grotów lecących w jego stronę…
Rheb wylądował pierwszy, na kilkadziesiąt metrów od linii
ustawionych ludzi. Nim zdążył zdjąć gogle, czapkę i szal, Goltan został
delikatnie opuszczony na ziemię przez golema, przed którym wszyscy cofnęli się
o kilka metrów. Ożywione rozmowy ludzi wskazujący to na żywiołaka, to na
gigantów, to na dziwną, latającą machinę wypełniły zatokę Ak’t.
Przez tłum ktoś zaczął się przebijać, a wszyscy którzy
spostrzegli kim jest ów człowiek, odsuwali się z szacunkiem, skłaniając lekko
głowy.
- Kal! –
wykrzyknął Goltan, podchodząc do przyjaciela.
Uścisnęli się, po chwili i Rheb podał rękę krawcowi.
- Cóż to za cuda i
dziwy? – zapytał Kal, spoglądając na gigantów.
- Miałem pytać o
to samo – zaśmiał się uradowany Rheb, rozglądając się po obozie. – Ilu ludzi
przybyło?
- Mamy ponad
tysiąc mężczyzn, Ebsynów i – co dziwniejsze – Urusynów. Pierwsi przybyli tu
jakieś dwa tygodnie temu, a każdego dnia pojawia się kilku kolejnych.
- Tysiąc ludzi?
Wszyscy uzbrojeni? Toż to armia, którą podbilibyśmy cały Stary Kontynent… -
wyszeptał Rheb, a w jego oczach błysnął blask chciwości.
- Wpierw odbijmy
nasze ziemie, później będziemy planować przejęcie władzy nad światem! –
roześmiał się Goltan.
- Chodźcie do
namiotu, napijemy się czegoś, omówimy szczegóły – zaproponował Kal, kładąc ręce
na ramionach obu mężczyzn.
- Zaraz do was
dołączę – powiedział pasterz, wyślizgując się spod dłoni krawca. Podbiegł do
stóp Gurba, który przyklęknął i nadstawił swojego skalnego ucha.
- Ty i giganci
możecie rozłożyć się od północnej strony obozu. Gdy tylko ustalę co się tu
dokładnie dzieję, przyjdę do was i wszystko omówimy. Na razie ty jesteś tutaj
dowódcą.
Gigant skinął głową, a następnie wstał, podchodząc do
swoich pobratymców, by przekazać im rozkazy. Goltan upewnił się, że golem
również ruszy razem z olbrzymami, a następnie ruszył szybkim krokiem w kierunku
namiotu, który wskazali mu żołnierze.
- Tysiąc ludzi,
tuzin gigantów, skalny golem… - powiedział Kal, stawiając przed każdym cynowe
kubki wypełnione kwaśnawym winem.
- Do tego małe
wsparcie od naszych braci wynalazców, które udało mi się załatwić – dodał Rheb,
pociągając krótki łyk trunku i krzywiąc się.
- Po drodze
widziałem też kilka trebuszy, które były rozmontowywane. Mamy nawet artylerię!
– powiedział Goltan.
- Mamy też po
swojej stronie setkę bestii, którym nawet najcięższa kawaleria nie dorasta do
pięt – dodała dziewczyna w niebieskim habicie, która niespodziewanie weszła do
namiotu.
Krawiec sięgnął do pasa po miecz, lecz Rheb powstrzymał
go dłonią. Dziewczyna rozejrzała się po wnętrzu prowizorycznego schronienia, a
następnie przysiadła się do lichego, drewnianego stołu.
- Jaki macie plan
ataku? Co i jak mamy robić? – Kal zgrabnie zignorował przybycie nowego gościa,
mając nadzieję że obecność dziewczyny wyjaśni się prędzej czy później.
- Uderzymy od
frontu, mamy miażdżącą przewagę liczebną. Karranie są wyniszczeni przez
dotychczasową inwazję, musieli szybko organizować schronienie na zimę, a przede
wszystkim, wcale nie przybyło ich tu tak wiele. Rheb oszacował że nie ma ich tu
więcej niż kilka setek.
- Prawda. Nasze
straty nie powinny być zbyt duże i właśnie dlatego, część ludzi musimy rozesłać
dalej – powiedział kupiec.
Wszyscy zamarli, wpatrując się w Urusyna z
zaciekawieniem.
- Po co dzielić i
tak dość skromne siły? Owszem, mamy przewagę, ale co jeśli Karranie są lepiej
wyszkoleni? – zapytał wreszcie Kal.
- To patałachy.
Sam rozpłatałem dwóch w kilku cięciach - to musieli być poborowi – wyjaśnił
Rheb.
- Gdzie zatem mamy
wysłać naszych? Co planujesz? – zapytał Goltan.
- O tym
porozmawiamy później. Teraz wydaj rozkaz wymarszu, musimy ruszyć na północ jak
najszybciej to możliwe – powiedział kupiec, wychodząc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)