poniedziałek, 7 kwietnia 2014

#27 Ramię w ramię

Dwa tygodnie forsownego marszu później wojska ustawiły się w równej linii wzdłuż granicy doliny w której swój obóz rozłożyli Karranie, po drodze rozbijając ledwie kilka niewielkich grupek zwiadowczych. Pojedyncze improwizowane sztandary przedstawiające zielono-niebieską szachownicę ze splątanymi literami E i U łopotały na wietrze. W obozie panował gwar. Ludzie w czarnych tabardach uwijali się jak w ukropie, gorączkowo szykując ostatnie fortyfikacje, przynosząc dodatkowe strzały i szykując się do walki.
Giganci czekali w odwodzie razem z Hortem, czekając na odpowiedni moment, by uderzyć. Bestie przywiedzione przez Aennę, na wespół z elfami starającymi się uspokoić zwierzęta, mimo że te wyczuwały już nadchodzącą bitwę, zostały zgrupowane na wschodzie, gdzie fortyfikacje wydawały się najtrudniejsze do spenetrowania przez piechurów, lecz mogły zostać łatwo zmiecione z ziemi przez tłum szarżujących potworów. Całą centralną część linii frontu stanowiła piechota armii Nowego Świata, zebranych pod jedną flagą. Lepiej uzbrojeni zostali umieszczeni na samym przedzie, świecąc płytowymi zbrojami i wypolerowanymi hełmami, ściskając w rękach lśniące miecze, najeżone kolcami maczugi i pachnące jeszcze świeżym drewnem włócznie. Wszyscy pogrupowani zostali do odpowiednich pododdziałów, tak by mogli w razie czego reagować na różne rodzaje kontrataków Karran, jakie mogą nadejść. Pierwsze pięć rzędów miało też w rękach duże, okrągłe pawęże, by choć częściowo ochronić się od ostrzału nieprzyjaciela.
Armia Nowego Świata miała również oddziały łuczników, w większości słabo wyszkolonych w sztuce strzeleckiej, lecz ich umiejętności musiały wystarczyć do osłabienia – i tak już niskiego – morale przeciwnika oraz zmiękczenia obrony. Na prawym skrzydle czekały również pozostałości kawalerii – większość ludzi, którzy przybyli na koniach, została rozesłana w celu znalezienia jak największej ilości okrętów.
Najdalej na lewym skrzydle ustawiło się dowództwo armii, z Rhebem, Goltanem, Aenną oraz Kalem na czele, w towarzystwie kilku kurierów na koniach oraz trębaczach, którzy mieli za zadanie szybko przekazywać rozkazy do odpowiednich rozdziałów walczących już na polu bitwy.
 - Zaczyna się. Aż do dziś nie chciało mi się wierzyć, że uda nam się osiągnąć tak wiele… - powiedział cicho Goltan, delektując się cieplejszą bryzą wiejącą od morza.
 - Nie chwal dnia przed zachodem. Bitwa jeszcze się nie rozpoczęła, nie znamy prawdziwego potencjału Karran. Może się okazać, że mają w odwodzie coś, czego się nie spodziewamy – rzuciła Aenna, nie spoglądając na pozostałych. Bogowie odebrali jej piętno nieśmiałości, lecz mimo to wciąż nie pałała sympatią do innych.
 - Nonsens. Wygramy nim słońce zajdzie za horyzont, nie tracąc nawet setki ludzi – zadudnił Rheb, krzywiąc się na myśl o przesadnej ostrożności jego sojuszników.
W oddali, z obozu Karran wychynął jeździec i galopem puścił się w stronę linii frontu armii Nowego Świata.
 - Konia! – zawołał kupiec. Ktoś usłużnie podstawił dwa wierzchowce, na które wdrapał się Rheb oraz Goltan. Pozostali zostali, obserwując sytuację z oddali.
Najeźdźca w czarnym tabardzie na twarzy wymalowane miał czyste przerażenie oraz rozpacz. Gdy tylko podjechał odpowiednio blisko, zsiadł z wierzchowca i opadł na kolana, pochylając głowę. Przywódcy powstania zatrzymali się kilka metrów przed Karranem, stając do niego bokiem.
 - W imieniu mojego dowódcy, Adbemira Morwobrodego oraz samego władcy Starego Kontynentu, proszę was, dobrzy ludzie Nowego Świata o pokój i pozwolenie na opuszczenie tych ziem – powiedział drżącym głosem klęczący.
Goltan otworzył już usta, lecz Rheb ubiegł go, rycząc ostrym, gniewnym głosem:
 - Pokój? Opuszczenie tych ziem? Tylko tyle macie nam do powiedzenia po zniszczeniu naszych osad, wybiciu naszych ludzi, spustoszeniu połowy naszych terytoriów? Raczysz kpić, psie! Wracaj do swojego czarnego pana i powiedz mu, że Karranie opuszczą tę ziemię tylko w jeden sposób – gdy ich krew spłynie już do oceanu.
Wysłannik najeźdźców zadrżał.
 - Mój pan prosi tylko o możliwość pokojowego rozwiązania tego konfliktu…
 - Zamknij się, ścierwo! Pomiocie piekielny, mam nadzieję że zdechniesz ostatni, w wielkich cierpieniach! Poproś mojego syna, albo jego rodzinę – Rheb wskazał ręką na swojego przyjaciela. – żeby pokojowo rozwiązali ten konflikt. Krew zmyć możemy tylko krwią, więc stajemy tu dziś, ramię w ramię, by ukrócić waszego nędznego żywota. Wracaj do swojego dowódcy i powiedz mu, że dopóki ostatni Karran stoi na tej ziemi, nie ustąpimy ani o krok.
Klęczący podniósł się i spojrzał kupcowi w oczy.
 - Do tych brzegów przybiją jeszcze nasze wojska. Będzie ich więcej, będą lepiej wyposażeni i wyszkoleni. Wtedy pożałujecie tych słów, głupcy!
Rheb splunął pod nogi Karrana, gdy ten odwracał się i wdrapywał na konia. Goltan od momentu rozpoczęcia rozmowy nawet nie mrugnął. Nie znał Urusyna od tej strony, ale w swojej głowie tłumaczył to sobie wszystkimi uczuciami, jakie targały nim, gdy tylko myślał o swoim zmarłym synu. W głębi duszy czuł się podobnie, gdy tylko twarz jego żony i córki wypływała przed jego oczy.
Dowódcy zawrócili, galopując w stronę stanowiska dowodzenia.
 - Jakie postanowienia? Co uzgodniliście? – zapytał Kal, łapiąc wodze jednego z wierzchowców.
 - Wybijamy ich do nogi. Ani jeden ma nie uciec – warknął Rheb, ustawiając się w dogodnym miejscu.
Pozostali spojrzeli po sobie z trwogą. Wszyscy czuli ogromny gniew spowodowany tak zuchwałym najazdem, ale agresja i moc z jaką działał kupiec poraziła ich wszystkich.
 - Dać rozkaz łucznikom do rozpoczęcia ostrzału – ryknął Urusyn, a odpowiedni trębacz zadął w swój instrument.

Dwa rzędy mężczyzn wystąpiły przed szereg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)