środa, 9 kwietnia 2014

#28 Ramię w ramię

Łuki zajęczały, a po chwili, na głośny rozkaz dowódcy łuczników, strzały przecięły powietrze.
Znaczna ich część poleciała zupełnie nie tam, gdzie powinna, lecz część dosięgnęła swojego celu. Ktoś padł za barykadami zbudowanymi z zaostrzonych pali oraz piaszczystych nasypów. Palisada ciągnęła się również za umocnieniami zewnętrznymi, broniąc dostępu do głównej części obozu.
Kolejna salwa została wystrzelona, również trafiając kilku żołnierzy wroga, lecz nie wyrządzając większych strat.
 - Gotować piechotę. Dwa pełne oddziały naprzód, kolejne dwa w odwodzie – rozkazał Rheb, a jego słowa zostały przełożone na język krótkich, niskich dźwięków i pokrzykiwań.
Odziani w zbroje płytowe ruszyli pierwsi, wyciągając swój oręż i szykując się do walki. Zaraz za nimi poszli nieco słabiej uzbrojeni, ale za to zwinniejsi.
Idąc w dół zbocza, poczynali mimowolnie nabierać prędkości, stopniowo przechodząc w lekki trucht, a następnie rozluźniając szyk i ruszając pełną szarżą, z okrzykiem na ustach. Kilku wrogich łuczników wypuściło strzały, które dosięgnęły swojego celu, uśmiercając kilku żołnierzy Nowego Świata, lecz to nie powstrzymało pozostałych przed wpadnięciem między barykady i rozpoczęciem istnej rzezi niewielkich grupek obrońców pochowanych za prowizorycznymi osłonami.
 - Ostrzał od południa, zróbcie wyrwę z fortyfikacjach. – Rheb całkiem przejął inicjatywę, a nikt z pozostałych nie pomyślał nawet o podważaniu jego autorytetu. Urusyn zwyczajnie wydawał się dokładnie wiedzieć co robi, a ani pasterz, ani krawiec, ani nawet uczona w rozmaitych sztukach Aenna nie czuła się wystarczająco pewnie, by swoimi decyzjami narazić na śmierć choć jednego człowieka.
Kurier na koniu wystrzelił jak z procy, galopując wzdłuż krawędzi doliny. Minął czekających w gotowości łuczników oraz odwody piechoty, pikinierów, którzy widząc go unieśli swoje broni, by przypadkiem nie zranić wierzchowca. Ruszył dalej, omijając od tyłów niewielki oddział kawalerii oraz warczące niespokojnie szare bestie, by dotrzeć na najdalszą część prawego skrzydła. Tam grupa cieśli z pomocą kilku mężczyzn, którzy pamiętali jeszcze z bajań własnych ojców czasy zasiedlania Nowego Świata, sprawdzała czy konstrukcje pnących się wysoko trebuszy są wystarczająco solidne, by oddać choć kilka salw podczas dzisiejszej bitwy.
 - Ostrzał od północnej strony! Tylko wyrwa, ostrzał nie wyniszczający! – krzyknął kurier, uspokajając rozedrganego konia. Jeden z mężczyzn kiwnął głową i przekazał rozkazy dalej. Wszyscy zakrzątnęli się, naciągając liny, szykując amunicję oraz ustalając kąty odpowiednie do strzału.
Pierwsze pociski przeleciały wielkim łukiem, upadając w samym środku obozu, wyrządzając zapewne trochę szkód, ale nie wykonując swojego zadania.
 - Bliżej, panowie. Zmienić kąt! – krzyknął jeden ze starszych, a pozostali, wciąż krzątając się między machinami, nanieśli odpowiednie poprawki.
Ta salwa dotarła znacznie bliżej celu, tym razem jednak połamała tylko kilka zaostrzonych palów ustawionych od południowej strony gęstym murem, mającym za zadanie powstrzymać szarżę kawalerii.
 - Wyśrodkować! Nie chcę ani jednego zmarnowanego pocisku! – krzyknął wspierający się na lasce ogniomistrz.
Kamienne kule wzbiły się w powietrze, a następnie ostrym łukiem zmieniły tor lotu, lądując prosto w palisadzie, przewracając zbyt płytko wbite pale, robiąc niewielką wyrwę.
Pozostałe wojska zawrzały, krzycząc w triumfie.
 - Pierwsze linie do środka, wysłać odwód do zabezpieczenia dziury. – Ktoś niemal natychmiast przetłumaczył rozkazy Rheba, a wojska ruszyły według jego woli.
 - Kawaleria od zachodniego wejścia do obozu. Jadą w naszą stronę – powiedział Goltan, wskazując ręką na jeźdźców wyjeżdżających z drewnianej bramy, formujących się powoli w klin.
 - Pikinierzy, naprzód i w lewo, ustawić ścianę pik – rozkazał Rheb, nie spuszczając oczu z wojsk docierających właśnie do wyrwy i przedostających się przez nią do środka.
Jak można się było spodziewać, rozpaczliwa szarża Karran została rozniesiona w pył przez pikinierów. Konni nawet nie próbowali uniknąć swojego przeznaczenia, zapewne uznając ostatnim wysiłkiem woli, że wolą zginąć w walce, niż zarżnięci jak świnie przez przeważające siły wroga.
 - Dostali czego chcieli… - wyszeptał Rheb. – Wycofać piechotę z obozu! Wróg jest w odwrocie.
Kurier zawahał się przez chwilę, ale popędził w dół doliny z drewnianą piszczałką w ustach, rozkazując żołnierzom wycofanie się i powrócenie na swoje pozycje.
 - Wysłać bestie, szeroką ławą. Niech zmiotą ten obóz i każdego, kto jeszcze w nim pozostał – powiedział Rheb, odchodząc. Goltan spojrzał w dół doliny, na walczące wojska, a później na swojego przyjaciela. Ruszył w ślad za nim.
W tym samym momencie, gdy piechota przegrupowała się i zaczęła wspinać w górę zbocza, krzycząc i wiwatując, szare stwory z elfami skaczącymi zwinnie na ich grzbietach ustawiły się w długą, podwójną linię i natarły na obóz.

Gdy kurz zaczął opadać, nie pozostał kamień na kamieniu, o który warto by było się zatroszczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)