Łuki zajęczały, a po chwili, na głośny rozkaz dowódcy
łuczników, strzały przecięły powietrze.
Znaczna ich część poleciała zupełnie nie tam, gdzie
powinna, lecz część dosięgnęła swojego celu. Ktoś padł za barykadami
zbudowanymi z zaostrzonych pali oraz piaszczystych nasypów. Palisada ciągnęła
się również za umocnieniami zewnętrznymi, broniąc dostępu do głównej części
obozu.
Kolejna salwa została wystrzelona, również trafiając
kilku żołnierzy wroga, lecz nie wyrządzając większych strat.
- Gotować
piechotę. Dwa pełne oddziały naprzód, kolejne dwa w odwodzie – rozkazał Rheb, a
jego słowa zostały przełożone na język krótkich, niskich dźwięków i
pokrzykiwań.
Odziani w zbroje płytowe ruszyli pierwsi, wyciągając swój
oręż i szykując się do walki. Zaraz za nimi poszli nieco słabiej uzbrojeni, ale
za to zwinniejsi.
Idąc w dół zbocza, poczynali mimowolnie nabierać
prędkości, stopniowo przechodząc w lekki trucht, a następnie rozluźniając szyk
i ruszając pełną szarżą, z okrzykiem na ustach. Kilku wrogich łuczników
wypuściło strzały, które dosięgnęły swojego celu, uśmiercając kilku żołnierzy
Nowego Świata, lecz to nie powstrzymało pozostałych przed wpadnięciem między
barykady i rozpoczęciem istnej rzezi niewielkich grupek obrońców pochowanych za
prowizorycznymi osłonami.
- Ostrzał od
południa, zróbcie wyrwę z fortyfikacjach. – Rheb całkiem przejął inicjatywę, a
nikt z pozostałych nie pomyślał nawet o podważaniu jego autorytetu. Urusyn
zwyczajnie wydawał się dokładnie wiedzieć co robi, a ani pasterz, ani krawiec,
ani nawet uczona w rozmaitych sztukach Aenna nie czuła się wystarczająco
pewnie, by swoimi decyzjami narazić na śmierć choć jednego człowieka.
Kurier na koniu wystrzelił jak z procy, galopując wzdłuż
krawędzi doliny. Minął czekających w gotowości łuczników oraz odwody piechoty,
pikinierów, którzy widząc go unieśli swoje broni, by przypadkiem nie zranić
wierzchowca. Ruszył dalej, omijając od tyłów niewielki oddział kawalerii oraz
warczące niespokojnie szare bestie, by dotrzeć na najdalszą część prawego
skrzydła. Tam grupa cieśli z pomocą kilku mężczyzn, którzy pamiętali jeszcze z
bajań własnych ojców czasy zasiedlania Nowego Świata, sprawdzała czy
konstrukcje pnących się wysoko trebuszy są wystarczająco solidne, by oddać choć
kilka salw podczas dzisiejszej bitwy.
- Ostrzał od
północnej strony! Tylko wyrwa, ostrzał nie wyniszczający! – krzyknął kurier,
uspokajając rozedrganego konia. Jeden z mężczyzn kiwnął głową i przekazał
rozkazy dalej. Wszyscy zakrzątnęli się, naciągając liny, szykując amunicję oraz
ustalając kąty odpowiednie do strzału.
Pierwsze pociski przeleciały wielkim łukiem, upadając w
samym środku obozu, wyrządzając zapewne trochę szkód, ale nie wykonując swojego
zadania.
- Bliżej, panowie.
Zmienić kąt! – krzyknął jeden ze starszych, a pozostali, wciąż krzątając się
między machinami, nanieśli odpowiednie poprawki.
Ta salwa dotarła znacznie bliżej celu, tym razem jednak
połamała tylko kilka zaostrzonych palów ustawionych od południowej strony
gęstym murem, mającym za zadanie powstrzymać szarżę kawalerii.
- Wyśrodkować! Nie
chcę ani jednego zmarnowanego pocisku! – krzyknął wspierający się na lasce
ogniomistrz.
Kamienne kule wzbiły się w powietrze, a następnie ostrym
łukiem zmieniły tor lotu, lądując prosto w palisadzie, przewracając zbyt płytko
wbite pale, robiąc niewielką wyrwę.
Pozostałe wojska zawrzały, krzycząc w triumfie.
- Pierwsze linie
do środka, wysłać odwód do zabezpieczenia dziury. – Ktoś niemal natychmiast
przetłumaczył rozkazy Rheba, a wojska ruszyły według jego woli.
- Kawaleria od
zachodniego wejścia do obozu. Jadą w naszą stronę – powiedział Goltan,
wskazując ręką na jeźdźców wyjeżdżających z drewnianej bramy, formujących się
powoli w klin.
- Pikinierzy,
naprzód i w lewo, ustawić ścianę pik – rozkazał Rheb, nie spuszczając oczu z
wojsk docierających właśnie do wyrwy i przedostających się przez nią do środka.
Jak można się było spodziewać, rozpaczliwa szarża Karran
została rozniesiona w pył przez pikinierów. Konni nawet nie próbowali uniknąć
swojego przeznaczenia, zapewne uznając ostatnim wysiłkiem woli, że wolą zginąć
w walce, niż zarżnięci jak świnie przez przeważające siły wroga.
- Dostali czego
chcieli… - wyszeptał Rheb. – Wycofać piechotę z obozu! Wróg jest w odwrocie.
Kurier zawahał się przez chwilę, ale popędził w dół
doliny z drewnianą piszczałką w ustach, rozkazując żołnierzom wycofanie się i
powrócenie na swoje pozycje.
- Wysłać bestie,
szeroką ławą. Niech zmiotą ten obóz i każdego, kto jeszcze w nim pozostał –
powiedział Rheb, odchodząc. Goltan spojrzał w dół doliny, na walczące wojska, a
później na swojego przyjaciela. Ruszył w ślad za nim.
W tym samym momencie, gdy piechota przegrupowała się i
zaczęła wspinać w górę zbocza, krzycząc i wiwatując, szare stwory z elfami
skaczącymi zwinnie na ich grzbietach ustawiły się w długą, podwójną linię i
natarły na obóz.
Gdy kurz zaczął opadać, nie pozostał kamień na kamieniu,
o który warto by było się zatroszczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)