Goltan podszedł do Rheba, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Urusyn stał z dala od innych, wpatrując się w falujące wody oceanu.
- Świetna robota.
Nie miałem pojęcia, że jesteś takim dobrym dowódcą – powiedział Goltan.
- To było nic.
Mieliśmy gigantyczną przewagę, nie ważne kto i w jakiej konfiguracji by ruszył
do boju, zwycięstwo byłoby nasze.
- Ale dzięki tobie
przeżyło tak wielu. Nie mówiąc już o pozostałych mieszkańcach Nowego Świata.
Teraz wszyscy mogą wrócić do swoich domów.
- Niestety nie
mogą, Goltanie. Słyszałeś ich posłańca – przybędzie ich więcej. Z każdym
miesiącem będziemy z trwogą wypatrywać, czy nie nadchodzi kolejna chmara tego
ścierwa. To nie może się tu zakończyć. Musimy ruszyć dalej, dokończyć cośmy
rozpoczęli.
- Czy mam
rozumieć, że…
- Tak, uderzymy na
Stary Kontynent, podbijemy go i zapewnimy pokój przyszłym pokoleniom.
Goltan zaniemówił. Przez cały ten czas planował tylko
zebranie armii w celach obronnych, by uchronić Nowy Świat przed zagładą, ale
nigdy nie myślał, że mogliby wyprowadzić kontratak.
- Zorganizowanie
takiej wyprawy zajęłoby tygodnie, miesiące! Poza tym ludzie nigdy nie pójdą za
tobą na wojnę.
- Posłańców w
poszukiwaniu łodzi oraz zapasów rozesłałem w dniu, w którym przybyliśmy do
zatoki Ak’t, powinni zjawić się tu lada dzień. A ludzie… przybyli tłumnie by
bronić swego kraju na swych własnych ziemiach. Wystarczy odrobinę połechtać ich
ego, by ruszyli dalej, podbijać nowe lądy – Rheb zaśmiał się krótko.
Goltan pokręcił głową, ale musiał przyznać, że sama idea
zrzucenia jarzma Starego Kontynentu zapalała płomień woli walki w jego sercu.
Urusyn mógł mieć rację co do swojego planu.
- Policz, proszę,
ludzi. Sprawdź ilu poległo, ilu jest rannych. Rozkaż rozbicie obozu i… odwiedź
gigantów. Rozkaż im wartę na brzegu, dopóki nie wrócimy. Bez problemu odeprą
falę Karran, która mogła już wyruszyć ze Starego Kontynentu. – Rheb odwrócił
się do swojego przyjaciela i spojrzał mu w oczy. – Dziś zapiszemy karty
historii według naszego uznania.
- Ruszamy na Stary
Kontynent. Przygotuj ludzi, łodzie powinny pojawić się lada dzień – powiedział
Urusyn do Kala, gdy wreszcie znalazł go w tłumie.
- Stary Kontynent?
Czyś ty kompletnie oszalał, synu Ura? – zapytał Ebsyn, marszcząc brwi.
- Nie. Musimy
pójść za ciosem i zwalczyć zło w zarodku. Inaczej nigdy nie uwolnimy się spod
ich ja…
- Przestań sączyć
jad w me uszy! – wybuchł nagle Kal. - Zgodziłem się wam pomóc ze względu na
Goltana. To miała być wojna defensywna – wypędzimy Karran, i powtarzam,
mieliśmy ich wypędzić, a nie wybić, a następnie wrócimy do domów. Nie postawię
nogi na cudzej ziemi. Zbyt dobrze znam już smak lęku, jaki towarzyszy inwazji,
by skazywać innych na te same cierpienia.
- Naprawdę sądzisz
że po tym Karranie zost…
- Tak! – przerwał
mu krawiec. - Dokładnie tak sądzę i nie jestem sam! Idź i walcz, jeśli masz
ochotę. Ja i każdy, kto nie chce pójść z tobą na rzeź wróci do swojego domu.
- Doskonale.
Doskonale, idź. Mam po swojej stronie wystarczająco dużo ludzi.
Ebsyn odszedł, kręcąc głową z niedowierzaniem, a Rheb
zauważył kapłankę, która stała nieopodal, w milczeniu obserwując całe zajście.
- A Ty, służąca
Oe? Ruszysz ze mną na Stary Kontynent? – zapytał Urusyn z gniewem w głosie.
Dziewczyna pokręciła lekko głową.
- Moje miejsce
jest wśród ludzi tych ziem. Muszę powrócić na swoją misję. Nie będę wam już
potrzebna – powiedziała Aenna.
Rheb poczuł delikatne ukłucie strachu. A jeśli zostanie
przy nim zbyt mało ludzi, by mógł dopiąć swego?
- Potrzebuję
ostatniej przysługi od elfów, które ze sobą przywiodłaś, dziewczyno – zagrzmiał
Urusyn.
Kapłanka opuściła oczy, czując falę lęku płynącą z nie do
końca zagojonej rany zadanej przez lata strachu.
- Nim wrócą do
swoich lasów, niech rozdzielą się i przeszukają okoliczne wioski oraz
zagajniki. Musimy zdusić wszystkie oddziały Karran, które mogły ukryć się na
tych ziemiach.
Aenna pokiwała głową i odeszła.
Spektakularny opis bitwy, widać, że się na tym znasz :O ;) Świetnie, świetnie :D
OdpowiedzUsuń