poniedziałek, 14 kwietnia 2014

#30 Ramię w ramię

Ku uldze Rheba oraz Goltana z dalszej walki zrezygnowało tylko kilkudziesięciu mężczyzn, głównie starych lub posiadających duże rodziny. Nie odchodzili w chwale, ale też nie zostali wyszydzeni i napiętnowani.
Posłańcy wysłani przez Urusyna wrócili kilka dni później, przywodząc ze sobą trzynaście sporych łodzi, za które zapłacili z resztek złota, jakie posiadał Rheb. W ciągu kolejnego tygodnia armia Nowego Świata zebrała odpowiednie ilości prowiantu, a następnie wyruszyła w długi rejs ku swojemu przeznaczeniu.

Lądowanie przebiegło nader sprawnie. Statki przybiły do zatoki, gdy śnieg zaczął już topnieć.
Nikt nie przybył na powitanie wojsk Nowego Świata. Nikt nie patrolował linii brzegowej, a przez cały czas pospiesznego wypakowywania broni oraz prowiantu nie napotkali nawet jednego tubylca, który mógłby zaalarmować wojska Karran.
Rheb i Goltan zebrał na uboczu kilku najlepszych ludzi, których wybrał jeszcze nim wyruszył, a następnie nakreślił im swój plan.
 - Przeglądałem mapy Starego Kontynentu. Kraj dzieli się na kilka prowincji, każda silnie ukierunkowana na konkretne potrzeby, które zaspokaja, odbierając wszystko inne od pozostałych – powiedział Rheb, wyciągając stary zwój z zatartymi liniami nakreślonymi na pergaminie.
 - W ten sposób, gdy odetniemy jedną z dróg zaopatrzeniowych, pozbawimy pozostałych określonych towarów – dopowiedział Goltan, który wcześniej omówił ze swoim przyjacielem ogólny plan ataku.
 - Dlatego właśnie rozdzielimy swoje siły na trzy grupy uderzeniowe. Jedna, dowodzona przez Goltana, ruszy na południe, do krainy żyznych ziem, spichlerza Starego Kontynentu – Agricola Major. – Pasterz kiwnął głową, potwierdzając słowa Urusyna.
 - Druga grupa, którą poprowadzisz ty, Aerbie, ruszy na północ, do przemysłowej prowincji, by odciąć ich pozostałe linie zaopatrzeniowe – powiedział Ebsyn.
 - Ja natomiast, z największą grupką naszych wojsk, ruszę środkiem, przez Magus Pentia do Populus Regnum, gdzie zaczekam na was. Dopiero wtedy uderzymy na samą stolicę i przejmiemy władzę – dokończył Rheb, spoglądając na wszystkich zgromadzonych wokół mapy.
Ich twarze wyrażały zdumienie, ale i podziw. W ich umysłach wciąż roztaczał się obraz pokojowego, opływającego bogactwami państwa Nowego Świata oraz Starego Kontynentu, zebranego pod jedną banderą Ebsynów i Urusynów.
 - Koniec gadania, wyruszamy – powiedział Goltan, przerywając moment ciszy, jaki zapadł na kilka chwil. Wszyscy kiwnęli głowami wrócili do swoich zajęć.

Kłosy wysokich traw kładły się pod naporem podmuchów ciepłego, wiosennego wiatru, sprawiając że polana falowała niby zielony ocean, na którym powoli płynęła luźno rozstawiona kolumna pieszych.
Goltan szedł między innymi, wspierając się na swoim pasterskim kiju, przeczesując wzrokiem horyzont rozległych, nieobsianych jeszcze pól, które były w stanie wyżywić dziesiątki tysięcy ludzi, a także pojedyncze nieużytki i zagajniki, które wkomponowywały się w krajobraz wprost perfekcyjnie.
Setce żołnierzy towarzyszyła dość luźna atmosfera – wszyscy wokół rozmawiali ze sobą, nie kryjąc swojej obecności, nie czując żadnego zdenerwowania groźbą ataku nieprzyjaciela. Odkąd oddzielili się od pozostałych wojsk nie napotkali ani jednego patrolu wroga, a wszystkie wioski, które mijały, witały ich z pewną dozą nieufności, lecz zdecydowanie nie agresywnie.
 - Rheb miał rację. Te Karrańskie psy wysłały wszystkie swoje wojska do Nowego Świata – rzucił głośniej ktoś z kolumny, przekrzykując ogólny gwar.
 - Nie przeszło im nawet przez myśl, że młody szczeniak, którego wyhodowali pod własnym nosem też potrafi ugryźć! – dodał ktoś inny, a wokoło wybuchło kilka donośnych śmiechów.
Trawy dookoła zafalowały, a wszystkie rozmowy nagle ucichły. To nie wiatr je poruszył.
 - Tarcza przy tarczy! Tarcze na zewnątrz! – krzyknął dowódca, wypychając Goltana między zacieśniające się szeregu, samemu stając między innymi tarczownikami.
Spomiędzy traw wstał tuzin mężczyzn, do tej pory przysypanych grubą warstwą suchych łodyg, które teraz powoli opadały na ziemię. Wszyscy trzymali w rękach łuki, naciągając cięciwy.
 - Głowy w dół! Wszyscy za tarcze! – krzyknął dowódca, kuląc się za własną pawężą.
Kilkanaście strzał przecięło powietrze i wbiło się w drewno z głuchym dźwiękiem. Ktoś krzyknął, zapewne ugodzony pociskiem, lecz większość kolumny pozostała nietknięta.
 - Teraz! Grupa pierwsza spomiędzy tarcz. Szarża! – znów wykrzyknął głównodowodzący, chowając swoją pawęż tak, by przepuścić żołnierzy.
Kilkunastu mężczyzn wybiegło spomiędzy szeregów wojsk Nowego Świata z okrzykiem na ustach. Natychmiast uderzyli na łuczników, którzy jeszcze nie zdążyli nałożyć strzał na cięciwy, związując ich walką. Chwilę później reszta oddziału ruszyła na wroga, przytłaczając go liczebnie w stosunku dziesięć do jednego.
Goltan pokiwał głową w zdumieniu. Doskonale wyszkoleni, perfekcyjnie zdyscyplinowani. A jeszcze kilka miesięcy temu każdy z nich krył się we własnym domostwie, bojąc się o życie swoje i swoich bliskich.

Kapłani oraz magowie z Magus Pentia byli nader skorzy do współpracy, wysyłając poselstwo w stronę nadchodzących wojsk gdy te ledwie pojawiły się na horyzoncie. Rheb zaakceptował ich ofertę, zaniechując walki oraz oblegania tej części Starego Kontynentu w zamian za całkowitą uległość względem nowego władcy, ktokolwiek miałby nim zostać.
Populus Regnu, zgromadzenie wszystkich posłów z każdej części Starego Kontynentu nie było jednak aż tak skore do współpracy. Ich główna siedziba, Poppolo Gubernato zamknęła wszystkie swoje bramy, wystawiła na mury setki łuczników i oczekiwała na przybycie nieprzyjaciela.
Rheb rozkazał rozbicie obozu z dala od zamku, by pozostać poza zasięgiem łuków oraz innych machin miotających wielkimi strzałami czy kamieniami. Jednocześnie rozkazał też rozpoczęcie montowania trebuszy, by zmiękczyć nieprzyjaciela oraz – przede wszystkim – stworzyć wyrwę w fortyfikacjach, przez którą mógłby przeprowadzić swoich ludzi.
Z początku wszystko zdawało się iść zgodnie z planem, lecz gdy tylko pierwsze kamienie ze świstem pomknęły w stronę murów twierdzy, zza zamku w powietrze wzbiły się istne chmary statków latających, które szybko pogrupowały się w mniejsze oddziały i ruszyły na stanowiska wojsk Nowego Świata.
 - Do tyłu! Za tarcze! Zostawić sprzęt, i tak go spalą! – krzyczał Rheb, mając nadzieję, że jego rozkazy dotrą do wszystkich.
Ludzie zebrali się w centrum, pozostawiając trebusze bez opieki, kryjąc się trwożnie za sporymi pawężami, które jednak były w stanie ochronić przed ostrzałem z powietrza co najwyżej dwa pierwsze rzędy.
Pierwsza salwa gradu strzał oraz kamieni runęła prosto w wojska Nowego Świata, zbierając okrutne żniwo.
 - Rozproszyć się! Szeroko! Łucznicy – strzelać bez rozkazu! – krzyczał Rheb, samemu unosząc nad głowę mocną, drewnianą tarczę, w którą wbiła się lecąca w jego kierunku strzała.
Kolejna salwa przeciwnika wyrządziła mniejsze straty, lecz wciąż zabiła kilku dobrych żołnierzy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Ebsyni i Urusyni nie mieli praktycznie żadnej możliwości wali z jednostkami latającymi – strzały miotane w kierunku statków zwyczajnie nie dolatywały na taką wysokość.
Ktoś spomiędzy chaosu, jaki rozgorzał wśród armii wrzasnął coś, wskazując na zachód. W oddali pojawiły się niewyraźne kształty statków powietrznych wysłanych zapewne wiele dni temu przez Gonka.
 - Nie mogli trafić lepiej… - wyszeptał Rheb i wyrwał z ziemi jedną z flag armii Nowego Świata, machając nią z całych sił, by dać znać pilotom, że potrzebują pomocy.
Gdy tylko ze sterowców wystrzelone zostały mniejsze, zwinne aeroplany, które uderzyły na ociężałe i prymitywne jednostki wojsk Starego Kontynentu, losy bitwy na ponów przeważyły się na korzyść Rheba. W ledwie kilkadziesiąt minut wszystkie wrogie statki zostały zestrzelone lub zmuszone do odwrotu, a trebusze znów rozpoczęły ostrzał, zmuszając Poppolo Gubernato do poddania się.
Poselstwo, machając już z oddali białymi flagami przyniosło podpisany przez przedstawicieli wszystkich prowincji certyfikat oddający władzę samemu Rhebowi, pod warunkiem że poprzedni monarcha ustąpi z tronu.
Wszystko wydawało się iść zdecydowanie zbyt łatwo, jakby sami bogowie maczali palce w losach śmiertelników.
Pokonanie wielkiego muru ogradzającego Regnum Elevato, miejsce rezydowania króla oraz jego przybocznych, nie zajęło nawet dwóch dni, choć budowla miała kilkanaście metrów grubości – była na tyle szeroka, że dwa konne zaprzęgi mogłyby przegalopować obok siebie, nie płosząc ani jednego wierzchowca.
Re, bóg wojny i oblężenia był łaskawy dla armii prowadzonych przez Rheba, a Is, bogini władców lada dzień miała również napoić swój apetyt, odrąbując zgniłą kończynę, jaką wydawał się być ówczesny władca Starego Kontynentu.
Dzień później armie Nowego Świata stanęły pod murami Magna, stolicy i miejsca rezydowania samego króla.

Tymczasem Gonk, wiele setek kilometrów dalej, nie mogąc opanować drżenia rąk, ściskał w dłoniach prosty list zalakowany pieczęcią Rheba. Rozerwany papier mieścił w środku krótką notkę, przeczytaną już przez Erra wiele razy.

Ledwie kilka kroków w wąwozie postawisz, skieruj się w prawo, między kamienie ułożone na sobie. Nie dłużej niż pięć minut drogi dalej na kolejny trakt trafisz, który prosto do groty cię zaprowadzi.
Wejdź, nie zapalając pochodni, a odkryjesz skarb, którego każdy dosięgnąć by pragnął.

Gonk stał przed czernią ziejącą z jaskini, czując jak serce bije mu z całych sił, próbując wydrzeć się na wolność z klatki piersiowej. Err wszedł do środka i niemal natychmiast zobaczył stojącą na samym środku jaskini skrzynię, większą od jego samego, zamkniętą, lecz niezabezpieczoną żadnym zamknięciem.
Gonk podszedł ostrożnie do skarbu, położył dłonie na ciężkiej pokrywie, a następnie naparł na nią, odrzucając ją do tyłu. Podciągnął się na rękach, zaglądając do środka, gdzie zobaczył jednak tylko niepozornie wyglądający kawałek drewna. Err stracił całą siłę i bezwładnie opadł na ziemię, zanosząc się bezsilnym rykiem.
Na kawałku drewna wypisane było: „Tajemnica większą ma wartość niźli całe złoto świata w jednym miejscu zebrane…”.

Rheb otworzył wielkie, zdobione drzwi i wszedł do środka. Sala tronowa była przytłaczająco ogromna. Wysokie okna podzielone przez stalowe ożebrowanie na małe, smukłe fragmenty wpuszczały dużo światła, które odbijało się od złotych ozdób znajdujących się na ścianach oraz w wysokim, ostro zakończonym sklepieniu. Dywan, po którym szedł, był miękki – purpurowa tkanina doskonale wytłumiała jego kroki.
Kilku ostatnich gwardzistów nerwowo poprawiło uchwyt na swoich broniach, celując grotami długich włóczni prosto w serce Rheba.
 - Cóż za ironia… Jeszcze niedawno to ty rozdawałeś karty, miałeś w rękach wszystko, a teraz… - Urusyn szedł spokojnym krokiem w kierunku tronu i siedzącego na nim starego króla.
 - Jestem gotów pertraktować! Wygraliście, dam wam słowo mojego rodu, że nigdy już nie będziecie nękani przez nasze wojska! – Władca był wyraźnie spanikowany i chwytał się każdej brzytwy, którą był w stanie znaleźć.
 - Pertraktować? – Rheb zaśmiał się głośno. – Całe twoje dziedzictwo leży u moich stóp. Zdjęcie korony z twojej ściętej głowy to tylko formalność, staruchu.
 - Senat nigdy nie stanie po twojej stronie! Nigdy nie będziesz prawdziwym władcą Starego Kontynentu, bękarcie! – Król wstał i teraz odgrażał się pięścią, postradawszy resztki strachu na rzecz honoru, który jeszcze w nim pozostał.
 - Doprawdy? – zapytał Urusyn, wyciągając zwitek papieru z podpisami wszystkich przedstawicieli Populus Regnum.
Władca zamarł. A więc to naprawdę był jego koniec.
 - Opuścić bronie. Nikt już nie zginie w moim imieniu – powiedział starzec. Żołnierze spojrzeli po sobie, ale nie opuszczali swojego stanowiska. – Z drogi! Słyszeliście co powiedziałem!
Tym razem gwardziści unieśli włócznie i zeszli z podwyższenia, na którym umieszczony był tron, ustawiając się po bokach sali.
Rheb tymczasem dotarł już do stóp schodów i postawił pierwszy krok, zbliżając się coraz bardziej do króla.
 - Spraw, by było szybko i bezboleśnie. – Władca powoli uklęknął i opuścił głowę, zamykając oczy.
Rheb wyciągnął swój dwuręczny miecz, zamachnął się i ściął starca jednym, czystym uderzeniem. Czerep upadł na drogi dywan i brocząc krwią potoczył się, zatrzymując pod stopami Urusyna, nim ciało uderzyło o podłogę. Kupiec przyklęknął, ściągnął koronę ze skroni byłego króla i założył ją.
Nim Goltan razem z kilkoma towarzyszącymi mu żołnierzami wbiegli do sali tronowej, Rheb siedział już na tronie, a wokół niego kłębiło się kilkunastu doradców, którzy wyrośli jak spod ziemi.
 - Skończone. Udało się, wygraliśmy – powiedział pasterz, chowając miecz do pochwy i idąc w stronę swojego przyjaciela.
 - Skończone – odparł kupiec, poklepując Goltana po ramieniu.
 - Co teraz? Dokąd idziemy?
 - Ja zostanę tutaj, upewnię się że Nowy Świat już nigdy nie padnie ofiarą Karran. A Ty wrócisz do domu i zjednoczysz Ebsynów oraz Urusynów, tworząc nowy, lepszy kraj.
 - Naprawdę sądzisz, że to może się udać? – zapytał pasterz z lekkim niedowierzaniem w głosie.
 - Oczywiście. Masz za sobą ludzi i to oni nadadzą ci władzę – powiedział Rheb.
 - A więc… ruszamy. Opatrzymy rany i ruszamy do domu.
Kupiec pokiwał głową, a później został odciągnięty przez jednego z doradców. Goltan zaśmiał się i wrócił do swoich ludzi, wydając nowe rozkazy.

 - Jaki mamy potencjał militarny? – zapytał Rheb jednego z mężczyzn, którzy zebrali się w sali tronowej, gdy już Goltan wraz z pozostałymi wyruszył w drogę powrotną.
 - Wciąż cztery tysiące regularnego wojska, a do tego trzy razy tyle poborowych, panie – odpowiedział starzec z równo przystrzyżoną siwą brodą.
 - Doskonale. Wysłać wszystkich do Nowego Świata. Przed końcem żniw chcę mieć każdy metr tego przeklętego miejsca na własność.
 - Jaka strategia, panie? – zapytał inny, również wezwany na zebranie.
 - Wybić ich wszystkich, zrównać z ziemią budynki. Zbudujemy wszystko na nowo, gdy inwazja się skończy – powiedział Rheb, a jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech.

F zaśmiał się szyderczo w swoich rozległych, mrocznych komnatach.

2 komentarze:

  1. Ło. Ale serio: Ło. Tak zaskakującego zakończenia nie widziałam od obejrzenia "Iluzji". Usta same ułożyły mi się w takie "o"! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi. Lubię w ostatnim momencie zmienić wydźwięk utworu. Przedłuża jego żywotność najmniej o kilka sekund zastanawiania się co i jak ;)

    OdpowiedzUsuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)