Ku uldze Rheba oraz Goltana z dalszej walki zrezygnowało
tylko kilkudziesięciu mężczyzn, głównie starych lub posiadających duże rodziny.
Nie odchodzili w chwale, ale też nie zostali wyszydzeni i napiętnowani.
Posłańcy wysłani przez Urusyna wrócili kilka dni później,
przywodząc ze sobą trzynaście sporych łodzi, za które zapłacili z resztek
złota, jakie posiadał Rheb. W ciągu kolejnego tygodnia armia Nowego Świata
zebrała odpowiednie ilości prowiantu, a następnie wyruszyła w długi rejs ku
swojemu przeznaczeniu.
Lądowanie przebiegło nader sprawnie. Statki przybiły do
zatoki, gdy śnieg zaczął już topnieć.
Nikt nie przybył na powitanie wojsk Nowego Świata. Nikt
nie patrolował linii brzegowej, a przez cały czas pospiesznego wypakowywania
broni oraz prowiantu nie napotkali nawet jednego tubylca, który mógłby
zaalarmować wojska Karran.
Rheb i Goltan zebrał na uboczu kilku najlepszych ludzi,
których wybrał jeszcze nim wyruszył, a następnie nakreślił im swój plan.
- Przeglądałem
mapy Starego Kontynentu. Kraj dzieli się na kilka prowincji, każda silnie
ukierunkowana na konkretne potrzeby, które zaspokaja, odbierając wszystko inne
od pozostałych – powiedział Rheb, wyciągając stary zwój z zatartymi liniami
nakreślonymi na pergaminie.
- W ten sposób,
gdy odetniemy jedną z dróg zaopatrzeniowych, pozbawimy pozostałych określonych
towarów – dopowiedział Goltan, który wcześniej omówił ze swoim przyjacielem
ogólny plan ataku.
- Dlatego właśnie
rozdzielimy swoje siły na trzy grupy uderzeniowe. Jedna, dowodzona przez
Goltana, ruszy na południe, do krainy żyznych ziem, spichlerza Starego
Kontynentu – Agricola Major. – Pasterz kiwnął głową, potwierdzając słowa
Urusyna.
- Druga grupa,
którą poprowadzisz ty, Aerbie, ruszy na północ, do przemysłowej prowincji, by
odciąć ich pozostałe linie zaopatrzeniowe – powiedział Ebsyn.
- Ja natomiast, z
największą grupką naszych wojsk, ruszę środkiem, przez Magus Pentia do Populus
Regnum, gdzie zaczekam na was. Dopiero wtedy uderzymy na samą stolicę i
przejmiemy władzę – dokończył Rheb, spoglądając na wszystkich zgromadzonych
wokół mapy.
Ich twarze wyrażały zdumienie, ale i podziw. W ich
umysłach wciąż roztaczał się obraz pokojowego, opływającego bogactwami państwa
Nowego Świata oraz Starego Kontynentu, zebranego pod jedną banderą Ebsynów i
Urusynów.
- Koniec gadania,
wyruszamy – powiedział Goltan, przerywając moment ciszy, jaki zapadł na kilka
chwil. Wszyscy kiwnęli głowami wrócili do swoich zajęć.
Kłosy wysokich traw kładły się pod naporem podmuchów
ciepłego, wiosennego wiatru, sprawiając że polana falowała niby zielony ocean,
na którym powoli płynęła luźno rozstawiona kolumna pieszych.
Goltan szedł między innymi, wspierając się na swoim
pasterskim kiju, przeczesując wzrokiem horyzont rozległych, nieobsianych
jeszcze pól, które były w stanie wyżywić dziesiątki tysięcy ludzi, a także
pojedyncze nieużytki i zagajniki, które wkomponowywały się w krajobraz wprost
perfekcyjnie.
Setce żołnierzy towarzyszyła dość luźna atmosfera –
wszyscy wokół rozmawiali ze sobą, nie kryjąc swojej obecności, nie czując
żadnego zdenerwowania groźbą ataku nieprzyjaciela. Odkąd oddzielili się od
pozostałych wojsk nie napotkali ani jednego patrolu wroga, a wszystkie wioski,
które mijały, witały ich z pewną dozą nieufności, lecz zdecydowanie nie
agresywnie.
- Rheb miał rację.
Te Karrańskie psy wysłały wszystkie swoje wojska do Nowego Świata – rzucił
głośniej ktoś z kolumny, przekrzykując ogólny gwar.
- Nie przeszło im
nawet przez myśl, że młody szczeniak, którego wyhodowali pod własnym nosem też
potrafi ugryźć! – dodał ktoś inny, a wokoło wybuchło kilka donośnych śmiechów.
Trawy dookoła zafalowały, a wszystkie rozmowy nagle
ucichły. To nie wiatr je poruszył.
- Tarcza przy
tarczy! Tarcze na zewnątrz! – krzyknął dowódca, wypychając Goltana między
zacieśniające się szeregu, samemu stając między innymi tarczownikami.
Spomiędzy traw wstał tuzin mężczyzn, do tej pory
przysypanych grubą warstwą suchych łodyg, które teraz powoli opadały na ziemię.
Wszyscy trzymali w rękach łuki, naciągając cięciwy.
- Głowy w dół! Wszyscy
za tarcze! – krzyknął dowódca, kuląc się za własną pawężą.
Kilkanaście strzał przecięło powietrze i wbiło się w
drewno z głuchym dźwiękiem. Ktoś krzyknął, zapewne ugodzony pociskiem, lecz
większość kolumny pozostała nietknięta.
- Teraz! Grupa
pierwsza spomiędzy tarcz. Szarża! – znów wykrzyknął głównodowodzący, chowając
swoją pawęż tak, by przepuścić żołnierzy.
Kilkunastu mężczyzn wybiegło spomiędzy szeregów wojsk
Nowego Świata z okrzykiem na ustach. Natychmiast uderzyli na łuczników, którzy
jeszcze nie zdążyli nałożyć strzał na cięciwy, związując ich walką. Chwilę
później reszta oddziału ruszyła na wroga, przytłaczając go liczebnie w stosunku
dziesięć do jednego.
Goltan pokiwał głową w zdumieniu. Doskonale wyszkoleni,
perfekcyjnie zdyscyplinowani. A jeszcze kilka miesięcy temu każdy z nich krył
się we własnym domostwie, bojąc się o życie swoje i swoich bliskich.
Kapłani oraz magowie z Magus Pentia byli nader skorzy do
współpracy, wysyłając poselstwo w stronę nadchodzących wojsk gdy te ledwie
pojawiły się na horyzoncie. Rheb zaakceptował ich ofertę, zaniechując walki
oraz oblegania tej części Starego Kontynentu w zamian za całkowitą uległość
względem nowego władcy, ktokolwiek miałby nim zostać.
Populus Regnu, zgromadzenie wszystkich posłów z każdej
części Starego Kontynentu nie było jednak aż tak skore do współpracy. Ich
główna siedziba, Poppolo Gubernato zamknęła wszystkie swoje bramy, wystawiła na
mury setki łuczników i oczekiwała na przybycie nieprzyjaciela.
Rheb rozkazał rozbicie obozu z dala od zamku, by pozostać
poza zasięgiem łuków oraz innych machin miotających wielkimi strzałami czy
kamieniami. Jednocześnie rozkazał też rozpoczęcie montowania trebuszy, by
zmiękczyć nieprzyjaciela oraz – przede wszystkim – stworzyć wyrwę w fortyfikacjach,
przez którą mógłby przeprowadzić swoich ludzi.
Z początku wszystko zdawało się iść zgodnie z planem,
lecz gdy tylko pierwsze kamienie ze świstem pomknęły w stronę murów twierdzy,
zza zamku w powietrze wzbiły się istne chmary statków latających, które szybko
pogrupowały się w mniejsze oddziały i ruszyły na stanowiska wojsk Nowego
Świata.
- Do tyłu! Za
tarcze! Zostawić sprzęt, i tak go spalą! – krzyczał Rheb, mając nadzieję, że
jego rozkazy dotrą do wszystkich.
Ludzie zebrali się w centrum, pozostawiając trebusze bez
opieki, kryjąc się trwożnie za sporymi pawężami, które jednak były w stanie
ochronić przed ostrzałem z powietrza co najwyżej dwa pierwsze rzędy.
Pierwsza salwa gradu strzał oraz kamieni runęła prosto w
wojska Nowego Świata, zbierając okrutne żniwo.
- Rozproszyć się!
Szeroko! Łucznicy – strzelać bez rozkazu! – krzyczał Rheb, samemu unosząc nad
głowę mocną, drewnianą tarczę, w którą wbiła się lecąca w jego kierunku
strzała.
Kolejna salwa przeciwnika wyrządziła mniejsze straty,
lecz wciąż zabiła kilku dobrych żołnierzy. Najgorsze w tym wszystkim było to,
że Ebsyni i Urusyni nie mieli praktycznie żadnej możliwości wali z jednostkami
latającymi – strzały miotane w kierunku statków zwyczajnie nie dolatywały na
taką wysokość.
Ktoś spomiędzy chaosu, jaki rozgorzał wśród armii
wrzasnął coś, wskazując na zachód. W oddali pojawiły się niewyraźne kształty
statków powietrznych wysłanych zapewne wiele dni temu przez Gonka.
- Nie mogli trafić
lepiej… - wyszeptał Rheb i wyrwał z ziemi jedną z flag armii Nowego Świata,
machając nią z całych sił, by dać znać pilotom, że potrzebują pomocy.
Gdy tylko ze sterowców wystrzelone zostały mniejsze,
zwinne aeroplany, które uderzyły na ociężałe i prymitywne jednostki wojsk
Starego Kontynentu, losy bitwy na ponów przeważyły się na korzyść Rheba. W
ledwie kilkadziesiąt minut wszystkie wrogie statki zostały zestrzelone lub
zmuszone do odwrotu, a trebusze znów rozpoczęły ostrzał, zmuszając Poppolo
Gubernato do poddania się.
Poselstwo, machając już z oddali białymi flagami przyniosło
podpisany przez przedstawicieli wszystkich prowincji certyfikat oddający władzę
samemu Rhebowi, pod warunkiem że poprzedni monarcha ustąpi z tronu.
Wszystko wydawało się iść zdecydowanie zbyt łatwo, jakby
sami bogowie maczali palce w losach śmiertelników.
Pokonanie wielkiego muru ogradzającego Regnum Elevato,
miejsce rezydowania króla oraz jego przybocznych, nie zajęło nawet dwóch dni,
choć budowla miała kilkanaście metrów grubości – była na tyle szeroka, że dwa
konne zaprzęgi mogłyby przegalopować obok siebie, nie płosząc ani jednego
wierzchowca.
Re, bóg wojny i oblężenia był łaskawy dla armii
prowadzonych przez Rheba, a Is, bogini władców lada dzień miała również napoić
swój apetyt, odrąbując zgniłą kończynę, jaką wydawał się być ówczesny władca Starego
Kontynentu.
Dzień później armie Nowego Świata stanęły pod murami
Magna, stolicy i miejsca rezydowania samego króla.
Tymczasem Gonk, wiele setek kilometrów dalej, nie mogąc
opanować drżenia rąk, ściskał w dłoniach prosty list zalakowany pieczęcią Rheba.
Rozerwany papier mieścił w środku krótką notkę, przeczytaną już przez Erra
wiele razy.
Ledwie kilka kroków
w wąwozie postawisz, skieruj się w prawo, między kamienie ułożone na sobie. Nie
dłużej niż pięć minut drogi dalej na kolejny trakt trafisz, który prosto do
groty cię zaprowadzi.
Wejdź, nie
zapalając pochodni, a odkryjesz skarb, którego każdy dosięgnąć by pragnął.
Gonk stał przed czernią ziejącą z jaskini, czując jak
serce bije mu z całych sił, próbując wydrzeć się na wolność z klatki
piersiowej. Err wszedł do środka i niemal natychmiast zobaczył stojącą na samym
środku jaskini skrzynię, większą od jego samego, zamkniętą, lecz
niezabezpieczoną żadnym zamknięciem.
Gonk podszedł ostrożnie do skarbu, położył dłonie na
ciężkiej pokrywie, a następnie naparł na nią, odrzucając ją do tyłu. Podciągnął
się na rękach, zaglądając do środka, gdzie zobaczył jednak tylko niepozornie
wyglądający kawałek drewna. Err stracił całą siłę i bezwładnie opadł na ziemię,
zanosząc się bezsilnym rykiem.
Na kawałku drewna wypisane było: „Tajemnica większą ma wartość niźli całe złoto świata w jednym miejscu
zebrane…”.
Rheb otworzył wielkie, zdobione drzwi i wszedł do środka.
Sala tronowa była przytłaczająco ogromna. Wysokie okna podzielone przez stalowe
ożebrowanie na małe, smukłe fragmenty wpuszczały dużo światła, które odbijało
się od złotych ozdób znajdujących się na ścianach oraz w wysokim, ostro
zakończonym sklepieniu. Dywan, po którym szedł, był miękki – purpurowa tkanina
doskonale wytłumiała jego kroki.
Kilku ostatnich gwardzistów nerwowo poprawiło uchwyt na
swoich broniach, celując grotami długich włóczni prosto w serce Rheba.
- Cóż za ironia…
Jeszcze niedawno to ty rozdawałeś karty, miałeś w rękach wszystko, a teraz… -
Urusyn szedł spokojnym krokiem w kierunku tronu i siedzącego na nim starego
króla.
- Jestem gotów
pertraktować! Wygraliście, dam wam słowo mojego rodu, że nigdy już nie
będziecie nękani przez nasze wojska! – Władca był wyraźnie spanikowany i
chwytał się każdej brzytwy, którą był w stanie znaleźć.
- Pertraktować? –
Rheb zaśmiał się głośno. – Całe twoje dziedzictwo leży u moich stóp. Zdjęcie
korony z twojej ściętej głowy to tylko formalność, staruchu.
- Senat nigdy nie
stanie po twojej stronie! Nigdy nie będziesz prawdziwym władcą Starego Kontynentu,
bękarcie! – Król wstał i teraz odgrażał się pięścią, postradawszy resztki
strachu na rzecz honoru, który jeszcze w nim pozostał.
- Doprawdy? –
zapytał Urusyn, wyciągając zwitek papieru z podpisami wszystkich
przedstawicieli Populus Regnum.
Władca zamarł. A więc to naprawdę był jego koniec.
- Opuścić bronie.
Nikt już nie zginie w moim imieniu – powiedział starzec. Żołnierze spojrzeli po
sobie, ale nie opuszczali swojego stanowiska. – Z drogi! Słyszeliście co
powiedziałem!
Tym razem gwardziści unieśli włócznie i zeszli z podwyższenia, na którym umieszczony był tron, ustawiając się po bokach sali.
Tym razem gwardziści unieśli włócznie i zeszli z podwyższenia, na którym umieszczony był tron, ustawiając się po bokach sali.
Rheb tymczasem dotarł już do stóp schodów i postawił
pierwszy krok, zbliżając się coraz bardziej do króla.
- Spraw, by było
szybko i bezboleśnie. – Władca powoli uklęknął i opuścił głowę, zamykając oczy.
Rheb wyciągnął swój dwuręczny miecz, zamachnął się i
ściął starca jednym, czystym uderzeniem. Czerep upadł na drogi dywan i brocząc
krwią potoczył się, zatrzymując pod stopami Urusyna, nim ciało uderzyło o
podłogę. Kupiec przyklęknął, ściągnął koronę ze skroni byłego króla i założył ją.
Nim Goltan razem z kilkoma towarzyszącymi mu żołnierzami
wbiegli do sali tronowej, Rheb siedział już na tronie, a wokół niego kłębiło
się kilkunastu doradców, którzy wyrośli jak spod ziemi.
- Skończone. Udało
się, wygraliśmy – powiedział pasterz, chowając miecz do pochwy i idąc w stronę
swojego przyjaciela.
- Skończone –
odparł kupiec, poklepując Goltana po ramieniu.
- Co teraz? Dokąd
idziemy?
- Ja zostanę
tutaj, upewnię się że Nowy Świat już nigdy nie padnie ofiarą Karran. A Ty
wrócisz do domu i zjednoczysz Ebsynów oraz Urusynów, tworząc nowy, lepszy kraj.
- Naprawdę
sądzisz, że to może się udać? – zapytał pasterz z lekkim niedowierzaniem w
głosie.
- Oczywiście. Masz
za sobą ludzi i to oni nadadzą ci władzę – powiedział Rheb.
- A więc… ruszamy.
Opatrzymy rany i ruszamy do domu.
Kupiec pokiwał głową, a później został odciągnięty przez
jednego z doradców. Goltan zaśmiał się i wrócił do swoich ludzi, wydając nowe rozkazy.
- Jaki mamy
potencjał militarny? – zapytał Rheb jednego z mężczyzn, którzy zebrali się w
sali tronowej, gdy już Goltan wraz z pozostałymi wyruszył w drogę powrotną.
- Wciąż cztery
tysiące regularnego wojska, a do tego trzy razy tyle poborowych, panie –
odpowiedział starzec z równo przystrzyżoną siwą brodą.
- Doskonale.
Wysłać wszystkich do Nowego Świata. Przed końcem żniw chcę mieć każdy metr tego
przeklętego miejsca na własność.
- Jaka strategia,
panie? – zapytał inny, również wezwany na zebranie.
- Wybić ich
wszystkich, zrównać z ziemią budynki. Zbudujemy wszystko na nowo, gdy inwazja
się skończy – powiedział Rheb, a jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech.
F zaśmiał się szyderczo w swoich rozległych, mrocznych
komnatach.
Ło. Ale serio: Ło. Tak zaskakującego zakończenia nie widziałam od obejrzenia "Iluzji". Usta same ułożyły mi się w takie "o"! :D
OdpowiedzUsuńMiło mi. Lubię w ostatnim momencie zmienić wydźwięk utworu. Przedłuża jego żywotność najmniej o kilka sekund zastanawiania się co i jak ;)
OdpowiedzUsuń