Maszyna stała na stole, połyskując świeżymi spawami. Jenna
sprawdzała ustawienie systemów kontroli, a Nick układał na stercie kawałki
wyrwane z kadłuba znajdującego się na rufie. Mieszczące się tam magazyny
zostały pospiesznie przeniesione do innych pomieszczeń, a pomieszczenie
odizolowane, żeby ewentualne uszkodzenie kadłuba nie rozprzestrzeniło się
dalej.
- Młody, przygotuj
zasobnik Grotu P – powiedziała Jenna, rozciągając kabel przełącznika.
Według instrukcji Tadeusza na jedną przemianę wystarczyło
użycie kilkugramowego kawałka węgla – zmiana objętości spowodowana przejściem
ze stanu stałego do gazowego powinna być wystarczająca by nie zwiększyć
znacząco stężenia gazu, a zarazem pozwolić na utrzymanie bezpiecznego jego
poziomu.
- No, módlcie się,
żeby Tadeusz miał rację – powiedziała Jenna, przykręcając zacisk trzymający
węgiel na miejscu.
Zamontowała mały kanisterek, za który posłużyły połączone
zapasowe kapsułki mieszające gaz wpuszczany do komory oczyszczania powietrza, a
następnie włączyła zasilanie. Wzięła głęboki wdech i delikatnie przekręciła
pokrętło.
Zupełnie nic się nie wydarzyło, co zbiło nieco dziewczynę
z tropu. Maleńki kawałek węgla począł jednak znikać powoli. Nick przyłożył czujnik
do miejsca, w którym następowała przemiana i odcyfrował literki pojawiające się
na ekranie.
- Perfekcyjnie,
Jenna. Stężenie tlenu rośnie, choć i pojawia się trochę dodatkowego azotu –
powiedział mężczyzna.
- Najważniejsze że
nie robimy fluoru. Padlibyśmy w kilka minut. – Dziewczyna odetchnęła z ulgą i odłączyła
zasilanie urządzenia. – Niedługo powinniśmy dotrzeć do orbity docelowej, więc
skoro nie zamierzamy umrzeć w ciągu najbliższych tygodni, przygotujmy lepiej
sprzęt badawczy.
Atmosfera rozluźniła się nieco, a wszyscy członkowie
załogi miast patrzeć z niepewnością na machinę, która właśnie uratowała im
życie, wróciła do swoich obowiązków.
- Przesłony
optyczne, czujniki pola magnetycznego, analizatory ruchu mas gazów… Wszystko
gotowe. Pamiętajcie, mamy tylko jeden obrót nim proca grawitacyjna wyrzuci nas
z powrotem na Ziemię, więc zbierajcie tyle, ile się da – przypomniała Jenna,
siadając na swoim miejscu w centrum dowodzenia.
Po przeciwległej stronie pomieszczenia siedział Nick,
przełączając staromodne przyciski, które aktywowały kolejne systemy. Drobny
chłopak zajął miejsce pomiędzy dwójką współzałogantów, naprzeciwko drzwi,
obserwując tylko na monitorach, czy wszystko przebiega tak, jak powinno.
- I… Pierwsze
megabajty danych płyną na dyski twarde – powiedziała Jenna, spoglądając na
liczby wyskakujące na ekranie – reprezentację danych, które były właśnie
zbierane.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, przyglądając się odczytom ze
spektrometru badającego skład oraz zawartość procentową pierwiastków i związków
składających się na zewnętrzną część Słońca.
- Nick, ja nie
pamiętam czegoś z wykładów, czy nasza gwiazda centralna nie powinna składać się
prawie wyłącznie z wodoru – zapytała techniczka uruchamiając program
diagnostyczny dla sensorów.
- Nie, powinna być
najmniej ćwiartka helu i trochę metali ciężkich. Co mówią czujniki? – Mężczyzna
nie oderwał wzroku od swojego zestawu danych, przyglądając się dziwnym odczytom
rozpadu granul.
- Czujniki, które
właśnie skończyłam sprawdzać, wciąż mówią, że tam jest tylko wodór. Nawet
jednej cząsteczki czegokolwiek cięższego.
- U mnie… rozpad
granul jest zdecydowanie przyspieszony. Zmiana gęstości ośrodka? To by pasowało
do twoich wyników z zawartością pierwiastków.
Jenna wsparła głowę na jednej ręce i zmarszczywszy brwi
przyjrzała się czerwonemu wykresowi wskazującego że Słońce składa się tylko z
wodoru.
- Młody, nawiąż
kontakt z centrum kontroli. Prześlij im próbki danych.
Najmłodszy członek załogi poderwał się z fotela i pobiegł
w stronę trzewi statku.
Tadeusz świętował razem z technikami, którzy pomogli mu
przekazać wszystkie plany na Solar-13. Ktoś otworzył szampana i teraz rozlewał
go do plastikowych kubeczków, ktoś inny śmiał się w głos, przebijając się ponad
ogólny gwar panujący w pomieszczeni kontrolnym. Grot, dumny ze swojej maszyny,
a także ze swoich umiejętności improwizowania w trudnych warunkach promieniał,
nie dbając o to, że jak równy z równym świętuje z niższymi rangą technikami,
którzy nie mieli nawet perspektyw, by kiedykolwiek zostać naukowcami pracującymi
na wyższych piętrach.
- Cisza! Hej,
cisza, zaczekajcie! – krzyczał ktoś, próbując przedrzeć się przez hałas.
Tadeusz posłyszał jego słowa i odstawiwszy plastikowy kubeczek ruszył w jego
stronę.
Ludzie zaczynali powoli cichnąć. Zebrali się w sporym
kole wokół jednego z ekranów, na którym koścista twarz jakiegoś chłopaka
próbowała przekazać im jakąś informację.
- Dajcie to na
główny ekran, puśćcie od początku całe nagranie – zakomenderował Tadeusz, a
ktoś pospiesznie wykonał jego polecenia.
Na dużym wyświetlaczu pojawiła się ta sama twarz,
zastygła w pół słowa. Ktoś nacisnął odpowiedni przycisk, a chłopak przemówił.
- …braliśmy
informacje z czujników, które wskazują na bardzo nietypowy skład atomowy
Słońca. Przesyłamy dane zaraz po zakończeniu transmisji wprowadzającej. – Twarz
znów zamarła, a po chwili w jej miejscu pojawiły się wykresy, stosy liczb oraz
grafy pokazujące różne dane zebrane przez sensory zamontowane na Solarze-13.
- Od kiedy Słońce
jest zbudowane tylko z wodoru? – zapytał ktoś z tłumu, przerywając ciszę, jaka
zapadła odkąd chłopak przestał mówić.
- Wysłać
transmisję zwrotną z prośbą o kierunkowe zbadanie składu powierzchni. Niech
przeskanują wszystko od góry do dołu, wycinkami po kilka tysięcy kilometrów –
rozkazał Tadeusz.
Wszyscy powrócili na swoje miejsca pracy, zapominając o
świętowaniu. Atmosfera na powrót zgęstniała, lecz Grot panował nad wszystkim,
mając wszelką nadzieję, że jego przypuszczenia okażą się błędne.
Tadeusz przeglądał wyniki dokładniejszych pomiarów, gdy drzwi
prowadzące do sali kontroli lotów zostały gwałtownie otwarte. Do środka weszło
kilkunastu ubranych w czarne garnitury mężczyzn. Wszyscy wyglądali niemal
identycznie – postawne byczki pozbawione włosów, z małymi implantami w okolicy
kości jarzmowej pozwalające na niemalże niewykrywalną komunikację, w ciemnych
okularach jeszcze bardziej odhumanizujących ich sylwetki. Każdy z nich powiódł
podejrzliwym wzrokiem po pomieszczeni, a następnie zajął przypisane sobie
miejsce, tworząc szpaler wzdłuż wejścia.
Spomiędzy ochroniarzy wyszedł zwyczajnie wyglądający
mężczyzna, również ubrany w czarny garnitur, jednak noszący ciemnobordową
koszulę, rozpiętą nonszalancko pod szyją. Między ustami ściskał papierosa,
pociągając co chwila, rozżarzając co chwila końcówkę do czerwoności.
- Panie Grot,
szukaliśmy pana przez ostatnie kilkanaście godzin – powiedział mężczyzna
otoczony ochroniarzami, idąc w stronę techników. Jego eskorta ruszyła sprawnie
do przodu, wbijając się w tłum i torując drogę, zabezpieczając jednocześnie drogę,
jaką pokonać miał ochraniany.
- Szukali?
Zostawiłem przecież notkę o miejscu mojego pobytu. Poza tym myślałem, że pan
Hoffman działał z ramienia odpowiednich podmiotów odpowiedzialnych za…
- Ćśś… - mężczyzna
przyłożył palec do ust, jednocześnie chwytając papierosa. – Ważne, że pana
znaleźliśmy. Zna pan jednak odpowiedni zapis w umowie. Opuszczanie piętra bez
autoryzacji jest surowo zakazane.
- Nie wiem kim pan
jest, ale uważam, że moje nieplanowane oddalenie się od miejsca pracy
podyktowane było… - Tadeusz znów nie skończył, bo mężczyzna roześmiał się w
głos.
- Oczywiście, że
pan nie wie, kim jestem. Ja natomiast wiem wszystko o panu, bo… jestem pana
pracodawcą i to mój obowiązek.
Podniecone szepty rozległy się wśród techników, a sam
Grot wciągnął gwałtownie powietrze i wytrzeszczył oczy. Właściciel centrum
naukowego. Nikt z pracowników nigdy nie spotykał właściciela korporacji, dla
której pracował – tacy ludzie byli poza zasięgiem szaraczków. Nawet tych
najzdolniejszych, przewodzących największym grupom naukowym, właściciel mógł
zaszczycić co najwyżej oficjalnym listem z prośbą lub podziękowaniami,
naturalnie najpewniej pisanym przez któregoś z asystentów.
- Panie… panie… -
zaczął Tadeusz, ale zdał sobie sprawę, że nawet nie zna imienia mężczyzny, dla
którego pracował przez tyle lat swojego życia.
- Fryderyk Nemgur.
Niewielu zna to nazwisko – mężczyzna rozejrzał się po sali, lustrując mrówki,
które znajdowały się na samym dnie piramidy, a przez jego twarz przebiegł
grymas lekkiego, maskowanego obrzydzenia.
- Panie Nemgur,
myślę że istnieje dokument, z którym mógłby się pan zechcieć zapoznać – Tadeusz
postąpił krok do przodu, a jego drogę natychmiast zastąpiła dwójka ochroniarzy.
Fryderyk skinął głową, a mężczyźni posłusznie rozstąpili się, pozwalając
naukowcowi przejść. Właściciel centrum naukowego włożył papierosa między zęby i
przekartkował raport, prześlizgując się wzrokiem po stosach liczb.
- Na co patrzę? –
zapytał, odrobinę niewyraźnie, bo papieros ograniczał jego możliwości
prawidłowej artykulacji.
- To szczegółowe
badanie spektroskopowe powierzchni Słońca. W pasie centralnym widać gigantyczną
zmianę zawartości helu – pośrodku nie ma go prawie w ogóle – wytłumaczył Grot.
- No i? – Fryderyk
spojrzał wyczekująco na naukowca.
- No i oznacza to,
że w Słońcu przestała z jakichś przyczyn zachodzić fuzja jądrowa. – Tadeusz,
widząc niezrozumienie na twarzy mężczyzny, ciągnął dalej. – Co z kolei oznacza,
że gdy taki stan się utrzyma, lub zacznie rozszerzać, Słońce wypali cały wodór,
a następnie zapadnie się, bo nie będzie miało więcej paliwa. W ciągu kilkuset
lat ludzkość zniknie z powierzchni ziemi. Bez słońca nie ma życia, panie
Nemgur.
Fryderyk pokiwał delikatnie głową.
- Jakieś
przypuszczenia? – zapytał.
- Oczywiście.
Przypuszczam, że sam wywołałem ten efekt, naturalnie nieświadomie. Myślę, że
zbieranie przez nas Grotu P zaburzyło równowagę Słońca, które zapewne od zawsze
wykorzystywało Komponent X do przeprowadzania wspomaganej fuzji jądrowej.
Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że przez te trzy laty szybkiego zbierania
Grotu P wyrwaliśmy Słońcu wielki pierścień zdrowej… tkanki.
- Propozycje
rozwiązania problemu? – zapytał rzeczowo Fryderyk, rzucając resztkę papierosa
na podłogę i dociskając go wypastowanym na błysk butem.
- Po pierwsze –
zaprzestanie zbierania Grotu P. Po drugie – zwrócenie braków, jakie mogliśmy
wyrwać z naszego Słońca. Im szybciej, tym lepiej.
Fryderyk pokiwał głową. Podwinął lewy rękaw garnituru i
stuknął kilka razy w monitor wtopiony w jego ciało.
- Za pięć minut w
stronę Słońca ruszą cztery rakiety niosące po trzysta zbiorników Grotu P każda.
Będą na miejscu za jakieś pół godziny.
- Za pięć… co?! –
zapytał Tadeusz, marszcząc brwi.
- Nie sądzi pan
chyba, że tak wiekopomne odkrycie w dziejach ludzkości nie mogło zostać
przekute w broń. Mieliśmy dalekosiężne, wysokoorbitalne pociski wypełnione
Grotem P, które właśnie zostały przeprogramowane tak, by ruszyć na Słońce. Nie
ma żadnego problemu, przed obiadem sytuacja zostanie opanowana. Co prawda nie
mamy możliwości dalszego sterowania rakietami – paliwo kończy się o osiągnięciu
wysokiej orbity, ale wcześniejsze manipulacje są wystarczające, by wycelować.
- Jezu… Ile
Komponentu X tam władowaliście?
- Po czternaście
kanistrów na głowicę. Skoncentrowany ładunek uwalniany automatycznie po
osiągnięciu odpowiedniego pułapu. Nie powinno być z tym większego problemu,
nasza kochana gwiazda zapewne roztopi poszycie odpowiednio wcześnie, nie będą
potrzebne dodatkowe zapalniki.
Tadeusz stał jak wryty, wpatrując się we Fryderyka.
Analizował wszystkie możliwe sytuacje, przeprowadzał szybkie obliczenia w
myślach, analizując rozkład wysyłanego ładunku. Wynik wciąż wskazywał na jedno.
Niekompetencja jednego człowieka, który odważył się wyrwać naturze jej najcenniejszy
skarb, a następnie kolejna doza pochopności doprowadzić miała…
Grot spojrzał na przeciwległą ścianę i powolnym krokiem
ruszył w stronę wyjścia.
- Dokąd się pan
wybiera? – krzyknął za nim Fryderyk, podpalając kolejnego papierosa.
- Idę pożegnać się
z żoną – odpowiedział naukowiec, nie zatrzymując się.
- Jest pan objęty
klauzulą poufności, nie może pan opuszczać centrum na…
- W dupie mam
waszą klauzulę poufności, która za nie więcej niż pół godziny obróci się w pył
podczas supernowej, którą nam zgotowaliście! – wybuchnął Tadeusz, odwracając
się. Wszyscy obecni wstrzymali oddechy.
Grot nie zamierzał kłopotać się wyjaśnieniami. Zostało mu
kilkadziesiąt minut życia i nie zmarnuje nawet sekundy na te ścierwa, którymi
skrycie od tak dawna gardził. Przez trzy lata odmawiali mu chociażby
wideorozmowy z jego żoną, zniszczyli każdą sferę jego życia poza czysto
zawodową chęcią do rozwoju. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać jak wiele
stracił, choć do tej pory wciąż uważał, że tak wiele zyskał.
- Nie było warto…
- szepnął, wychodząc przez oszklone drzwi.
Tadeusz siedział w wagonie, nerwowo spoglądając na
zegarek. Ludzie patrzyli się podejrzliwie na jego fartuch znaczony czerwonymi
łatami wszytymi na ramionach, lecz nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Chciał
tylko dotrzeć do domu jak najszybciej był w stanie.
Kolej zaczynała zwalniać, przypominając naukowcowi o
dawnych czasach, w których codziennie musiał doświadczać nieprzyjemnego
przewracania się narządów na drugą stronę.
Wyskoczył przez na wpół otwarte drzwi i biegiem ruszył w
stronę swojego domu. Zerknął na zegarek. Znając przypuszczalną prędkość
pocisków wysokoorbitalnych Grot mógł obliczyć, że ładunek zostanie dostarczony
na Słońce nie dłużej niż w godzinę po wystrzeleniu. Co dawało mu niecałe
dwadzieścia minut na dotarcie na pięćdziesiąte piąte piętro. Winda jak zwykle
została zatrzymana gdzieś na samej górze, więc musiał czekać, nim ta odpowie na
jego wezwanie. Ruszenie po schodach nie wchodziło w rachubę – po pierwsze nigdy
nie dostałby się na swoje piętro w tak krótkim czasie. Po drugie – z tego co
pamiętał klatka schodowa na wysokości trzynastego i trzydziestego czwartego
piętra była zawalona, co uniemożliwiało pieszą wędrówkę.
Winda wreszcie dojechała, więc wszedł do środka i wdusił
odpowiedni przycisk. Liny zgrzytnęły, a wysłużony silnik zaczął wciągać swój ładunek z żółwią prędkością.
Tadeusz zerknął na zegarek.
Trzynaście minut i osiem sekund.
Pięćdziesiąt trzy mignęło za szybką… Pięćdziesiąt cztery…
Pięćdziesiąt pięć. Naukowiec pchnął drzwi i ruszył w stronę drzwi oznaczonych
numerem cztery tysiące sto osiemdziesiąt jeden. Zamek szczęknął, Grot wszedł do
środka i od progu krzyknął:
- Natalia!
Natalia, jesteś tu?
Ktoś zerwał się w pokoju obok i stanął w przejściu.
Mężczyzna ubrany we flanelową koszulę i luźne dresowe spodnie zlustrował
dziwnego przybysza od stóp do głów, niepewny jak ma zareagować. Z drugiego
pokoju po chwili wyszła żona naukowca. Gdy tylko go ujrzała, ukryła twarz w
dłoniach i zaczęła płakać.
Osiem minut…
- Co tu się
dzieje? Kim jesteś? – zapytał Tadeusz, zwracając się do mężczyzny.
- Mogę zadać to
samo pytanie, gościu… - powiedział facet przez zatkany nos. Nie wydawał się
chory, więc to zapewne trwałe uszkodzenie na jego koślawej facjacie było
odpowiedzialne za taki stan.
- Jezu, Tadeusz…
Powiedzieli mi, że nie żyjesz…
Grot pokręcił głową. To wszystko nie mogło się dziać
naprawdę. Czy oni mogliby… Czy oni…
Tadeusz pomylił się w obliczeniach.
Rakiety, ściągane grawitacją Słońca dotarły na miejsce
szybciej, uwalniając niewyobrażalne ilości Grotu P na jego powierzchnię,
wymuszając przyspieszoną przemianę pierwiastków. Wielki pas ołowiu, w jaki
zamienił się długi pas gwiazdy zdestabilizował pole grawitacyjne ciała
niebieskiego i sprawił, że zaczął się ona zapadać, pochłaniając resztę masy, z
jakiej był zbudowany, tworząc masywną czarną dziurę.
Ostatni promyk światła dotarł na Ziemię osiem i pół
minuty później, tylko po to, by po chwili szarpnąć nią porządnie, wsysając ją
do swojego centrum grawitacyjnego. Katastrofalne trzęsienia ziemi rozrywające
skorupę, roztopiona skała zalewająca miasta, lasy, wylewająca się do parujących
oceanów nie zdążyła zabić wszystkich ludzi. Ci szczęśliwcy, którzy przeżyli
pierwszą falę katastrof zniknęli w horyzoncie zdarzeń czarnej dziury, do
niedawna zwanej jeszcze Słońcem.
Tadeusz zginął szybko i bezboleśnie, choć serce naukowca
zostało rozerwane na kilka sekund przed tym, jak jego ciało uległo
niesamowitemu rozciągnięciu podczas przechodzenia przez punkt, z którego nawet
światło nie jest w stanie uciec.
"wszyscy członkowie załogi miast patrzeć z niepewnością na machinę, która właśnie uratowała im życie, wróciła do swoich obowiązków." - taka tam literówka ;p
OdpowiedzUsuńŁoł. Mocne zakończenie :D Przyznam, że trochę mi zaparło dech w piersi ;)
Ale, ale, nie daje mi spokoju jedna rzecz:
- Za pięć minut w stronę Słońca ruszą cztery rakiety niosące po trzysta zbiorników Grotu P każda. Będą na miejscu za jakieś pół godziny.
- Za pięć… co?! – zapytał Tadeusz, marszcząc brwi.
Skoro dopiero za 5 minut miały zostać wystrzelone, to czy nie dało rady odwołać rozkazu? O.o
Rakiety - wiem, zmieniłem to już, ale jeszcze nie naniosłem zmian na blogu.
OdpowiedzUsuńZakończenie znów trochę zbyt szybkie, ale mocne, to muszę przyznać.
Dziękuję za czytanie, sprawdzanie i opinie ;)