wtorek, 20 maja 2014

#4 Kwant Filozoficzny

Maszyna stała na stole, połyskując świeżymi spawami. Jenna sprawdzała ustawienie systemów kontroli, a Nick układał na stercie kawałki wyrwane z kadłuba znajdującego się na rufie. Mieszczące się tam magazyny zostały pospiesznie przeniesione do innych pomieszczeń, a pomieszczenie odizolowane, żeby ewentualne uszkodzenie kadłuba nie rozprzestrzeniło się dalej.
 - Młody, przygotuj zasobnik Grotu P – powiedziała Jenna, rozciągając kabel przełącznika.
Według instrukcji Tadeusza na jedną przemianę wystarczyło użycie kilkugramowego kawałka węgla – zmiana objętości spowodowana przejściem ze stanu stałego do gazowego powinna być wystarczająca by nie zwiększyć znacząco stężenia gazu, a zarazem pozwolić na utrzymanie bezpiecznego jego poziomu.
 - No, módlcie się, żeby Tadeusz miał rację – powiedziała Jenna, przykręcając zacisk trzymający węgiel na miejscu.
Zamontowała mały kanisterek, za który posłużyły połączone zapasowe kapsułki mieszające gaz wpuszczany do komory oczyszczania powietrza, a następnie włączyła zasilanie. Wzięła głęboki wdech i delikatnie przekręciła pokrętło.
Zupełnie nic się nie wydarzyło, co zbiło nieco dziewczynę z tropu. Maleńki kawałek węgla począł jednak znikać powoli. Nick przyłożył czujnik do miejsca, w którym następowała przemiana i odcyfrował literki pojawiające się na ekranie.
 - Perfekcyjnie, Jenna. Stężenie tlenu rośnie, choć i pojawia się trochę dodatkowego azotu – powiedział mężczyzna.
 - Najważniejsze że nie robimy fluoru. Padlibyśmy w kilka minut. – Dziewczyna odetchnęła z ulgą i odłączyła zasilanie urządzenia. – Niedługo powinniśmy dotrzeć do orbity docelowej, więc skoro nie zamierzamy umrzeć w ciągu najbliższych tygodni, przygotujmy lepiej sprzęt badawczy.
Atmosfera rozluźniła się nieco, a wszyscy członkowie załogi miast patrzeć z niepewnością na machinę, która właśnie uratowała im życie, wróciła do swoich obowiązków.

 - Przesłony optyczne, czujniki pola magnetycznego, analizatory ruchu mas gazów… Wszystko gotowe. Pamiętajcie, mamy tylko jeden obrót nim proca grawitacyjna wyrzuci nas z powrotem na Ziemię, więc zbierajcie tyle, ile się da – przypomniała Jenna, siadając na swoim miejscu w centrum dowodzenia.
Po przeciwległej stronie pomieszczenia siedział Nick, przełączając staromodne przyciski, które aktywowały kolejne systemy. Drobny chłopak zajął miejsce pomiędzy dwójką współzałogantów, naprzeciwko drzwi, obserwując tylko na monitorach, czy wszystko przebiega tak, jak powinno.
 - I… Pierwsze megabajty danych płyną na dyski twarde – powiedziała Jenna, spoglądając na liczby wyskakujące na ekranie – reprezentację danych, które były właśnie zbierane.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, przyglądając się odczytom ze spektrometru badającego skład oraz zawartość procentową pierwiastków i związków składających się na zewnętrzną część Słońca.
 - Nick, ja nie pamiętam czegoś z wykładów, czy nasza gwiazda centralna nie powinna składać się prawie wyłącznie z wodoru – zapytała techniczka uruchamiając program diagnostyczny dla sensorów.
 - Nie, powinna być najmniej ćwiartka helu i trochę metali ciężkich. Co mówią czujniki? – Mężczyzna nie oderwał wzroku od swojego zestawu danych, przyglądając się dziwnym odczytom rozpadu granul.
 - Czujniki, które właśnie skończyłam sprawdzać, wciąż mówią, że tam jest tylko wodór. Nawet jednej cząsteczki czegokolwiek cięższego.
 - U mnie… rozpad granul jest zdecydowanie przyspieszony. Zmiana gęstości ośrodka? To by pasowało do twoich wyników z zawartością pierwiastków.
Jenna wsparła głowę na jednej ręce i zmarszczywszy brwi przyjrzała się czerwonemu wykresowi wskazującego że Słońce składa się tylko z wodoru.
 - Młody, nawiąż kontakt z centrum kontroli. Prześlij im próbki danych.
Najmłodszy członek załogi poderwał się z fotela i pobiegł w stronę trzewi statku.

Tadeusz świętował razem z technikami, którzy pomogli mu przekazać wszystkie plany na Solar-13. Ktoś otworzył szampana i teraz rozlewał go do plastikowych kubeczków, ktoś inny śmiał się w głos, przebijając się ponad ogólny gwar panujący w pomieszczeni kontrolnym. Grot, dumny ze swojej maszyny, a także ze swoich umiejętności improwizowania w trudnych warunkach promieniał, nie dbając o to, że jak równy z równym świętuje z niższymi rangą technikami, którzy nie mieli nawet perspektyw, by kiedykolwiek zostać naukowcami pracującymi na wyższych piętrach.
 - Cisza! Hej, cisza, zaczekajcie! – krzyczał ktoś, próbując przedrzeć się przez hałas. Tadeusz posłyszał jego słowa i odstawiwszy plastikowy kubeczek ruszył w jego stronę.
Ludzie zaczynali powoli cichnąć. Zebrali się w sporym kole wokół jednego z ekranów, na którym koścista twarz jakiegoś chłopaka próbowała przekazać im jakąś informację.
 - Dajcie to na główny ekran, puśćcie od początku całe nagranie – zakomenderował Tadeusz, a ktoś pospiesznie wykonał jego polecenia.
Na dużym wyświetlaczu pojawiła się ta sama twarz, zastygła w pół słowa. Ktoś nacisnął odpowiedni przycisk, a chłopak przemówił.
 - …braliśmy informacje z czujników, które wskazują na bardzo nietypowy skład atomowy Słońca. Przesyłamy dane zaraz po zakończeniu transmisji wprowadzającej. – Twarz znów zamarła, a po chwili w jej miejscu pojawiły się wykresy, stosy liczb oraz grafy pokazujące różne dane zebrane przez sensory zamontowane na Solarze-13.
 - Od kiedy Słońce jest zbudowane tylko z wodoru? – zapytał ktoś z tłumu, przerywając ciszę, jaka zapadła odkąd chłopak przestał mówić.
 - Wysłać transmisję zwrotną z prośbą o kierunkowe zbadanie składu powierzchni. Niech przeskanują wszystko od góry do dołu, wycinkami po kilka tysięcy kilometrów – rozkazał Tadeusz.
Wszyscy powrócili na swoje miejsca pracy, zapominając o świętowaniu. Atmosfera na powrót zgęstniała, lecz Grot panował nad wszystkim, mając wszelką nadzieję, że jego przypuszczenia okażą się błędne.


Tadeusz przeglądał wyniki dokładniejszych pomiarów, gdy drzwi prowadzące do sali kontroli lotów zostały gwałtownie otwarte. Do środka weszło kilkunastu ubranych w czarne garnitury mężczyzn. Wszyscy wyglądali niemal identycznie – postawne byczki pozbawione włosów, z małymi implantami w okolicy kości jarzmowej pozwalające na niemalże niewykrywalną komunikację, w ciemnych okularach jeszcze bardziej odhumanizujących ich sylwetki. Każdy z nich powiódł podejrzliwym wzrokiem po pomieszczeni, a następnie zajął przypisane sobie miejsce, tworząc szpaler wzdłuż wejścia.
Spomiędzy ochroniarzy wyszedł zwyczajnie wyglądający mężczyzna, również ubrany w czarny garnitur, jednak noszący ciemnobordową koszulę, rozpiętą nonszalancko pod szyją. Między ustami ściskał papierosa, pociągając co chwila, rozżarzając co chwila końcówkę do czerwoności.
 - Panie Grot, szukaliśmy pana przez ostatnie kilkanaście godzin – powiedział mężczyzna otoczony ochroniarzami, idąc w stronę techników. Jego eskorta ruszyła sprawnie do przodu, wbijając się w tłum i torując drogę, zabezpieczając jednocześnie drogę, jaką pokonać miał ochraniany.
 - Szukali? Zostawiłem przecież notkę o miejscu mojego pobytu. Poza tym myślałem, że pan Hoffman działał z ramienia odpowiednich podmiotów odpowiedzialnych za…
 - Ćśś… - mężczyzna przyłożył palec do ust, jednocześnie chwytając papierosa. – Ważne, że pana znaleźliśmy. Zna pan jednak odpowiedni zapis w umowie. Opuszczanie piętra bez autoryzacji jest surowo zakazane.
 - Nie wiem kim pan jest, ale uważam, że moje nieplanowane oddalenie się od miejsca pracy podyktowane było… - Tadeusz znów nie skończył, bo mężczyzna roześmiał się w głos.
 - Oczywiście, że pan nie wie, kim jestem. Ja natomiast wiem wszystko o panu, bo… jestem pana pracodawcą i to mój obowiązek.
Podniecone szepty rozległy się wśród techników, a sam Grot wciągnął gwałtownie powietrze i wytrzeszczył oczy. Właściciel centrum naukowego. Nikt z pracowników nigdy nie spotykał właściciela korporacji, dla której pracował – tacy ludzie byli poza zasięgiem szaraczków. Nawet tych najzdolniejszych, przewodzących największym grupom naukowym, właściciel mógł zaszczycić co najwyżej oficjalnym listem z prośbą lub podziękowaniami, naturalnie najpewniej pisanym przez któregoś z asystentów.
 - Panie… panie… - zaczął Tadeusz, ale zdał sobie sprawę, że nawet nie zna imienia mężczyzny, dla którego pracował przez tyle lat swojego życia.
 - Fryderyk Nemgur. Niewielu zna to nazwisko – mężczyzna rozejrzał się po sali, lustrując mrówki, które znajdowały się na samym dnie piramidy, a przez jego twarz przebiegł grymas lekkiego, maskowanego obrzydzenia.
 - Panie Nemgur, myślę że istnieje dokument, z którym mógłby się pan zechcieć zapoznać – Tadeusz postąpił krok do przodu, a jego drogę natychmiast zastąpiła dwójka ochroniarzy. Fryderyk skinął głową, a mężczyźni posłusznie rozstąpili się, pozwalając naukowcowi przejść. Właściciel centrum naukowego włożył papierosa między zęby i przekartkował raport, prześlizgując się wzrokiem po stosach liczb.
 - Na co patrzę? – zapytał, odrobinę niewyraźnie, bo papieros ograniczał jego możliwości prawidłowej artykulacji.
 - To szczegółowe badanie spektroskopowe powierzchni Słońca. W pasie centralnym widać gigantyczną zmianę zawartości helu – pośrodku nie ma go prawie w ogóle – wytłumaczył Grot.
 - No i? – Fryderyk spojrzał wyczekująco na naukowca.
 - No i oznacza to, że w Słońcu przestała z jakichś przyczyn zachodzić fuzja jądrowa. – Tadeusz, widząc niezrozumienie na twarzy mężczyzny, ciągnął dalej. – Co z kolei oznacza, że gdy taki stan się utrzyma, lub zacznie rozszerzać, Słońce wypali cały wodór, a następnie zapadnie się, bo nie będzie miało więcej paliwa. W ciągu kilkuset lat ludzkość zniknie z powierzchni ziemi. Bez słońca nie ma życia, panie Nemgur.
Fryderyk pokiwał delikatnie głową.
 - Jakieś przypuszczenia? – zapytał.
 - Oczywiście. Przypuszczam, że sam wywołałem ten efekt, naturalnie nieświadomie. Myślę, że zbieranie przez nas Grotu P zaburzyło równowagę Słońca, które zapewne od zawsze wykorzystywało Komponent X do przeprowadzania wspomaganej fuzji jądrowej. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że przez te trzy laty szybkiego zbierania Grotu P wyrwaliśmy Słońcu wielki pierścień zdrowej… tkanki.
 - Propozycje rozwiązania problemu? – zapytał rzeczowo Fryderyk, rzucając resztkę papierosa na podłogę i dociskając go wypastowanym na błysk butem.
 - Po pierwsze – zaprzestanie zbierania Grotu P. Po drugie – zwrócenie braków, jakie mogliśmy wyrwać z naszego Słońca. Im szybciej, tym lepiej.
Fryderyk pokiwał głową. Podwinął lewy rękaw garnituru i stuknął kilka razy w monitor wtopiony w jego ciało.
 - Za pięć minut w stronę Słońca ruszą cztery rakiety niosące po trzysta zbiorników Grotu P każda. Będą na miejscu za jakieś pół godziny.
 - Za pięć… co?! – zapytał Tadeusz, marszcząc brwi.
 - Nie sądzi pan chyba, że tak wiekopomne odkrycie w dziejach ludzkości nie mogło zostać przekute w broń. Mieliśmy dalekosiężne, wysokoorbitalne pociski wypełnione Grotem P, które właśnie zostały przeprogramowane tak, by ruszyć na Słońce. Nie ma żadnego problemu, przed obiadem sytuacja zostanie opanowana. Co prawda nie mamy możliwości dalszego sterowania rakietami – paliwo kończy się o osiągnięciu wysokiej orbity, ale wcześniejsze manipulacje są wystarczające, by wycelować.
 - Jezu… Ile Komponentu X tam władowaliście?
 - Po czternaście kanistrów na głowicę. Skoncentrowany ładunek uwalniany automatycznie po osiągnięciu odpowiedniego pułapu. Nie powinno być z tym większego problemu, nasza kochana gwiazda zapewne roztopi poszycie odpowiednio wcześnie, nie będą potrzebne dodatkowe zapalniki.
Tadeusz stał jak wryty, wpatrując się we Fryderyka. Analizował wszystkie możliwe sytuacje, przeprowadzał szybkie obliczenia w myślach, analizując rozkład wysyłanego ładunku. Wynik wciąż wskazywał na jedno. Niekompetencja jednego człowieka, który odważył się wyrwać naturze jej najcenniejszy skarb, a następnie kolejna doza pochopności doprowadzić miała…
Grot spojrzał na przeciwległą ścianę i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
 - Dokąd się pan wybiera? – krzyknął za nim Fryderyk, podpalając kolejnego papierosa.
 - Idę pożegnać się z żoną – odpowiedział naukowiec, nie zatrzymując się.
 - Jest pan objęty klauzulą poufności, nie może pan opuszczać centrum na…
 - W dupie mam waszą klauzulę poufności, która za nie więcej niż pół godziny obróci się w pył podczas supernowej, którą nam zgotowaliście! – wybuchnął Tadeusz, odwracając się. Wszyscy obecni wstrzymali oddechy.
Grot nie zamierzał kłopotać się wyjaśnieniami. Zostało mu kilkadziesiąt minut życia i nie zmarnuje nawet sekundy na te ścierwa, którymi skrycie od tak dawna gardził. Przez trzy lata odmawiali mu chociażby wideorozmowy z jego żoną, zniszczyli każdą sferę jego życia poza czysto zawodową chęcią do rozwoju. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać jak wiele stracił, choć do tej pory wciąż uważał, że tak wiele zyskał.
 - Nie było warto… - szepnął, wychodząc przez oszklone drzwi.


Tadeusz siedział w wagonie, nerwowo spoglądając na zegarek. Ludzie patrzyli się podejrzliwie na jego fartuch znaczony czerwonymi łatami wszytymi na ramionach, lecz nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Chciał tylko dotrzeć do domu jak najszybciej był w stanie.
Kolej zaczynała zwalniać, przypominając naukowcowi o dawnych czasach, w których codziennie musiał doświadczać nieprzyjemnego przewracania się narządów na drugą stronę.
Wyskoczył przez na wpół otwarte drzwi i biegiem ruszył w stronę swojego domu. Zerknął na zegarek. Znając przypuszczalną prędkość pocisków wysokoorbitalnych Grot mógł obliczyć, że ładunek zostanie dostarczony na Słońce nie dłużej niż w godzinę po wystrzeleniu. Co dawało mu niecałe dwadzieścia minut na dotarcie na pięćdziesiąte piąte piętro. Winda jak zwykle została zatrzymana gdzieś na samej górze, więc musiał czekać, nim ta odpowie na jego wezwanie. Ruszenie po schodach nie wchodziło w rachubę – po pierwsze nigdy nie dostałby się na swoje piętro w tak krótkim czasie. Po drugie – z tego co pamiętał klatka schodowa na wysokości trzynastego i trzydziestego czwartego piętra była zawalona, co uniemożliwiało pieszą wędrówkę.
Winda wreszcie dojechała, więc wszedł do środka i wdusił odpowiedni przycisk. Liny zgrzytnęły, a wysłużony silnik zaczął  wciągać swój ładunek z żółwią prędkością. Tadeusz zerknął na zegarek.
Trzynaście minut i osiem sekund.
Pięćdziesiąt trzy mignęło za szybką… Pięćdziesiąt cztery… Pięćdziesiąt pięć. Naukowiec pchnął drzwi i ruszył w stronę drzwi oznaczonych numerem cztery tysiące sto osiemdziesiąt jeden. Zamek szczęknął, Grot wszedł do środka i od progu krzyknął:
 - Natalia! Natalia, jesteś tu?
Ktoś zerwał się w pokoju obok i stanął w przejściu. Mężczyzna ubrany we flanelową koszulę i luźne dresowe spodnie zlustrował dziwnego przybysza od stóp do głów, niepewny jak ma zareagować. Z drugiego pokoju po chwili wyszła żona naukowca. Gdy tylko go ujrzała, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
Osiem minut…
 - Co tu się dzieje? Kim jesteś? – zapytał Tadeusz, zwracając się do mężczyzny.
 - Mogę zadać to samo pytanie, gościu… - powiedział facet przez zatkany nos. Nie wydawał się chory, więc to zapewne trwałe uszkodzenie na jego koślawej facjacie było odpowiedzialne za taki stan.
 - Jezu, Tadeusz… Powiedzieli mi, że nie żyjesz…
Grot pokręcił głową. To wszystko nie mogło się dziać naprawdę. Czy oni mogliby… Czy oni…
Tadeusz pomylił się w obliczeniach.
Rakiety, ściągane grawitacją Słońca dotarły na miejsce szybciej, uwalniając niewyobrażalne ilości Grotu P na jego powierzchnię, wymuszając przyspieszoną przemianę pierwiastków. Wielki pas ołowiu, w jaki zamienił się długi pas gwiazdy zdestabilizował pole grawitacyjne ciała niebieskiego i sprawił, że zaczął się ona zapadać, pochłaniając resztę masy, z jakiej był zbudowany, tworząc masywną czarną dziurę.
Ostatni promyk światła dotarł na Ziemię osiem i pół minuty później, tylko po to, by po chwili szarpnąć nią porządnie, wsysając ją do swojego centrum grawitacyjnego. Katastrofalne trzęsienia ziemi rozrywające skorupę, roztopiona skała zalewająca miasta, lasy, wylewająca się do parujących oceanów nie zdążyła zabić wszystkich ludzi. Ci szczęśliwcy, którzy przeżyli pierwszą falę katastrof zniknęli w horyzoncie zdarzeń czarnej dziury, do niedawna zwanej jeszcze Słońcem.


Tadeusz zginął szybko i bezboleśnie, choć serce naukowca zostało rozerwane na kilka sekund przed tym, jak jego ciało uległo niesamowitemu rozciągnięciu podczas przechodzenia przez punkt, z którego nawet światło nie jest w stanie uciec.

2 komentarze:

  1. "wszyscy członkowie załogi miast patrzeć z niepewnością na machinę, która właśnie uratowała im życie, wróciła do swoich obowiązków." - taka tam literówka ;p

    Łoł. Mocne zakończenie :D Przyznam, że trochę mi zaparło dech w piersi ;)
    Ale, ale, nie daje mi spokoju jedna rzecz:

    - Za pięć minut w stronę Słońca ruszą cztery rakiety niosące po trzysta zbiorników Grotu P każda. Będą na miejscu za jakieś pół godziny.
    - Za pięć… co?! – zapytał Tadeusz, marszcząc brwi.

    Skoro dopiero za 5 minut miały zostać wystrzelone, to czy nie dało rady odwołać rozkazu? O.o

    OdpowiedzUsuń
  2. Rakiety - wiem, zmieniłem to już, ale jeszcze nie naniosłem zmian na blogu.

    Zakończenie znów trochę zbyt szybkie, ale mocne, to muszę przyznać.

    Dziękuję za czytanie, sprawdzanie i opinie ;)

    OdpowiedzUsuń

Miło by mi było, gdybyś się przedstawił/a. Niekoniecznie z imienia i nazwiska, nick wystarczy.
Staraj się pisać poprawną polszczyzną, używając wszystkich stosownych znaków.
Co do treści nie będę ingerował - wszak to tylko Twoje zdanie ;)